All | Nieujawnione kłamstwa

85 11 21
                                    

15 grudnia 2038 roku, godzina 7.24
Komisariat Policji Detroit. Wydział Kryminalistyczny

- REED! - wrzasnął kapitan Folwer widząc, że Gavin ma o jednego małego kotka więcej niż przedtem. - Co to za kot?!

- Choco. Nie jest mój tylko Jay'a. - odparł spokojnie detektyw głaszcząc jakiegoś rudego kota z białym ogonem.

- Nie miał gdzie go zostawić? - zapytał kapitan patrząc jak czarno-rudy futrzak ociera się o jego stopę.

- Najwyraźniej... - przyznał Reed.

W tym momencie do pomieszczenia wszedł Connor. Tuż koło niego szedł Hank, który opierał się ręką o ramię Androida.
Wokół prawej ręki porucznika był owinięty mocno zakrwawiony bandaż.

- Hank! Co ci się stało? - zapytał kapitan podchodząc do Andersona, który w tym momencie usiadł przy ścianie.

- Co mi się stało? Nie widać co mi kurwa jest?! Postrzeliły mnie te rosyjskie gnojki! - krzyknął siwowłosy.

- Connor, jakie jest zagrożenie dla życia Hanka? - zapytał Jeffrey spoglądając na Androida.

- Nie duże - odparł Android, sadzając partnera na krześle. - Jedynie trzydzieści dwa procent.

- Według ciebie to jest mało?! - zapytał kapitan patrząc na bruneta. - Jeśli to dla ciebie jest 'mało' to ja jestem baletnicą!

- Czyli właśnie się nią stałeś! - zażartował Gavin, gdy nagle do pomieszczenia wbiegła Tina.

- Szybko! Musimy stąd uciekać! - powiedziała na jednym wydechu, po czym oparła się o ścianę.

- Czemu? - zapytał nieco zdezorientowany Fowler.

- Grożą... Atakiem... - wydusiła z siebie policjantka, patrząc po współpracownikach.

Przez chwilę było cicho.

- Lepiej uciec... Znam dobre miejsce na kryjówkę... - powiedział Connor.

- Więc prowadż... - powiedział Jeffrey, a Android jedynie przytaknął.

Okolice wraku Jerycha

Ten dzień był bardzo spokojny. Żadna ze stron nie miała zamiaru atakować. W magazynie także nic się nie działo. Wszyscy byli zajęci rozmową lub innymi zajęciami.
W pewnym momencie drzwi magazynu otworzyły się. Nikt z początku nie zwrócił uwagi na to, kim była ta osoba.
Dopiero gdy Harry odwrócił wzrok w jej stronę, stało się jasne, kim była dziewczyna, która kilka sekund wcześniej weszła i podeszła do wcześniej wspomnianego bruneta, gdy ten akurat stał w gdzieś na uboczu.

- Harry! Nie wiesz jak długo cię szukałam! - powiedziała blondynka z entyzjazmem przytulając przyjaciela.

- Też cię dobrze widzieć, Max. - odparł chłopak zakłopotany.

- Ty ogarniasz, że chcieli mnie Rosjanie do swoich wijsk wcielić? Oczywiście uciekłam im, bo nie chciałam! - opowiedziała z tak samo dużym entuzjazmem.

- I dobrze... Już zaczynałem myśleć, że cię zabili... - przyznał chłopak, przytulając przyjaciółkę.

- Przecież wiesz, że nie dałabym się - zaśmiała się cicho fioletowooka.

- Jasne... - odparł czarnoskóry przerywając uścisk.

- Wiesz ty co... Lepiej by było gdyby od razu wybić tych wszystkich Rosjan! Widziałam po drodze dużo rannych i martwych osób... Boję się, że zabiją też nas - poradziła zmartwiona Maxine.

- Powiem to przywódcy... Zobaczymy jaką podejmie decyzję. A tymczasem idź do Kary i Alice, siedzą tam. - chłopak wskazał na androidki siedzące podrugiej stronie pomieszczenia, po czym zaczął gdzieś iść.

- Jasne... - odparła cicho dziewczyna i zaczęła iść we wskazane miejsce.

Tymczasem Harry podszedł do miejsca, w którym przebywał obecnie Markus, North i Emily. W pobliżu nie było nikogo oprócz Blaire, która w tym momencie ostrzyła o skrzynię jakiś nóż.

- Jest sprawa... - powiedział Harry stając przed Markusem, a ten odwrócił głowę w jego stronę.

- Niech zgadnę... Ta blondyna chce byśmy zaatakowali Rosję wszystkim, co mamy? Nie zrobię tego. - poinformował Android.

- Skąd wiedziałeś, że o to chodzi? - zapytał czarnoskóry.

- Słyszałam waszą rozmowę... - powiedziała Emily. - I ja bym jej nie ufała...

- A ja jej ufam... Przyjaciołom się ufa... No chyba, że Androidy tak nie mają...  - powiedział cicho Harry, po czym odwrócił się, a chwilę później stanął w miejscu swojego poprzedniego pobytu.

- I jak? - zapytała Maxine podbiegając.

- Zgadnij... - odparł dość cicho Harry opierając się o ścianę.

- Czyli nie. - powiedziała Max, jakby była pewna odpowiedzi.

Po tych słowach brunet zrobił krok w przód.

- Wiesz... Chyba pójdę na spacer... - powiedział chłopak spoglądając na przyjaciółkę.

- A jak cię złapią...? - zapytała dziewczyna.

- To im się wyrwę... - zielonooki zaczął iść w stronę wyjścia.

- Czekaj! - blondynka podbiegła do chłopaka. - Idę z tobą, skoro tak.

- Jeśli ci zależy, to chodź... - po tych słowach, Harry wyszedł z magazynu i zaczął biec w stronę wyjścia z kryjówki.

Wtem Maxine powoli wyszła z magazynu, jakby bała się o coś.
Nikogo uwagi nie zwróciła ich ucieczka prócz Jay'a, który akurat stał w pobliżu drzwi wyjściowych.
Gdy tylko Maxine opuściła schronienie, chłopak wyszedł tuż za nią i zacząl podążać na nią i Harry'm.
Lecz w pewnym momencie chłopak musiał zatrzymać się, bo z jakiegoś powodu Harry wszedł do jakiegoś wieżowca.
Czarnowłosy stanął i zaczął obserwować poczynania znajomego.
Nie podejrzewając, że są śledzeni, Harry i Maxine weszli do jedynej czynnej windy w budynku.
Celem tego było to, że Harry chciał odpocząć chociaż chwilę w miejscu, w którym jest według niego w miarę bezpiecznie.
Momentalnie, gdy winda zaczęła jechać do góry, Jay podbiegł do windy i czekał, aż się zatrzyma - i stało się to dopiero na dachu.

WRESZCIE ROZDZIAŁ
Wiem, że byłam nieaktywna i wgl, ale nie miałam weny na tego fanfika
Ale jest już dobrze i powróciła

Ogólnie, to na poczatku następnego rozdziału stanie się coś na co czekałam przez pisanie całości ( czyli czekam na to ponad 5 miesięcy )

Ale dobra, nie przynudzam i nara
~Julka

Aɴᴅʀᴏɪᴅs Aʟsᴏ Fᴇᴇʟ | Detroit: Become Human Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz