11 grudnia 2038 roku, godzina 22.41
Przed komisariatem policji Detroit- Jesteśmy na miejscu. - powiedział Jay wyłączając motocykl i ściągając kask.
- Wreszcie. - ucieszyła się Anna zeskakując z motocyklu. - Widzę, że kotkowi ciepło w torbie. - dziewczyna lekko się zaśmiała i ściągnęła z głowy kask.
- To dobrze. - powiedział Jay schodząc z motocyklu.
Gdy to zrobił, otworzył schowek i wziął z niego butelki z Tyrium, po czym bez zastanowienia zamknął go i wziął klucze.
- Ciekawe czy już dużo osób tam jest. - zaczęła zastanawiać się Anna, gdy szli przez już dobrze im znaną poczekalnię.
- Zobaczymy. - odparł Jay wchodząc przez przeszklone drzwi do biura.
Nikogo tam nie było, chociaż przed komisariatem było conajmniej piętnaście samochodów.
- Są w archiwum. - powiedziała Androidka kierując się w stronę drzwi, znajdujących się po drugiej stronie pomieszczenia.
- Nawet się nie dziwię. - parsknął czarnowłosy. - Przecież to w podziemiach.
- Ale jest problem, bo nie mamy klucza. - poinformowała brunetka stając przed drzwiami, które prowadzą do podziemi.
- Otworzą od środka. - powiedział chłopak po czym otworzył drzwi i wszedł do archiwum a tuż za nim Anna.
Przejście, w którym się znajdowali, było całe białe, ale światła, które były przy podłodze dodawały ścianom lekkiego niebieskawego koloru.
Zza zakrętu było słychać głosy, więc Jay i Anna zaczęli kierować się w tamtym kierunku a już po chwili zobaczyli Hanka, Connora, kapitana Fowlera i kilku innych policjantów.
- Dzięki Bogu dojechaliście. - ucieszył się Hank, widząc, że Jay i Anna przyjechali.
- Akurat, gdy nadano wiadomości oglądaliśmy telewizję, więc zdołaliśmy zareagować. - poinformował go Jay.
- A gdzie Reed? - podszedł do nich Fowler.
- W drodze. - odparła Anna. - On i Nines zaraz tu będą.
- Więc... Jakie podejmujemy dalsze kroki? - zapytał Jay.
- Priorytetem jest sprawa złodzieja biokomponentów. - powiedział kapitan. - Oraz potrzebuję dwóch osób, które pojadą jutro z przywódcą Androidów do Waszyngtonu.
- Ja mogę pojechać. - wyrwał się do odpowiedzi Jay.
- I takich nowicjuszy to ja rozumiem. - zaśmiał się mężczyzna. - Ciągną się do każdej pracy.
- Może ja z nim pojadę. Chyba dobrym pomysłem jest, by pojechał Android. - powiedziała Anna.
- Dobrze mówisz. Przyda się mu Android. - Jeffrey przytaknął. - Więc jutro o szóstej rano macie się stawić w posiadłości Manfredów znajdującej się przy ulicy Lafayette.
- Dobrze. - przytaknęła Androidka i odeszła gdzieś w kąt pomieszczenia, a Jay za nią.
Dziewczyna usiadła na podłodze w ściągnęła z ramienia torbę, w której nadal siedział Choco.
Otworzyła kieszeń i wyciągnęła ze środka zwierzątko.
Tymczasem usiadł koło niej Jay.- Jest przemarznięty... - stwierdziła Androidka. - Potrzebujemy czegoś, co go ogrzeje.
Jay rozejrzał się po pomieszczeniu.
Z początku nie był w stanie niczego przydatnego dostrzec, ale po chwili zobaczył, że Connor miał na sobie czapkę.
To byłoby dobrym miejscem, by Choco było ciepło.- Ejj! Connor! Podejdź tu na chwilę! - powiedział głośno czarnowłosy.
- Co jest, Jay? - zapytał Android kucając koło chłopaka.
- Pożyczysz swoją czapkę? Choco przemarznął i nie mam niczego by go schować, by było mu cieplej. - poprosił Jay.
- Jasne. Masz. - Connor ściągnął nakrycie z głowy po czym dał je Annie.
- Dzięki. - lekko uśmiechnął się czarnowłosy.
- Nie ma sprawy. I tak nie czuję zimna. - zaśmiał się Connor.
Gdy Jay rozmawiał jeszcze chwilę z Connorem, Anna włożyła czapkę Androida do torby i włożyła kotka do środka.
- Teraz będzie ci ciepło. - lekko się uśmiechnęła, gdy mały kotem wychylał pyszczek ze środka torby.
W tym momencie do archiwum szybkim krokiem wszedł Gavin a za nim Nines.
Gavin niósł w ręce dużą klatkę.Po chwili stanął, rozejrzał się, odstawił klatkę i zaczął kierować się stronę Anny i Jaya.
- Co masz w tej klatce? - zapytała Anna Gavina wskazując na klatkę, którą przyniósł.
- Koty. - odparł. - Wszystkie moje koty.
- Jasne... - zaśmiała się dziewczyna wstając. - Mi tam starczy jeden, a nie dziesięć.
- Może ci starczy, ale ja mam tyle, bo tyle to idealna liczba kotów. - po tych słowach odszedł i usiadł na swojej klatce, z której zaczęły wydobywać odgłosy miałczenia.
- Gavin ma dziesięć kotów? - zdziwił się Jay.
- Tak. Miał dwa, ale przybłąkało się jeszcze osiem. - wytłumaczyła brunetka.
- Więc wszystko jasne... - przytaknął czarnowłosy.
CZYTASZ
Aɴᴅʀᴏɪᴅs Aʟsᴏ Fᴇᴇʟ | Detroit: Become Human
Fanfiction! W książce występują wulgaryzmy itp. ! Jak sprawić by radość, tolerancja i spokój zmieniły się w smutek i wojnę? Proszę. Starczy, że ktoś postanowi rozpętać wojnę, w kraju, który był u skraju wojny niecały miesiąc temu... Dalsze losy protagonist...