11 grudnia 2038 roku, godzina 10.00
Dom Chapmanów*Harry*
- Ale... Byłabyś w stanie się z nim skontaktować? - niedowierzałem w słowa Kary.
- Tak. - zaśmiała się cicho. - Póki jest pokój nie powinno być problemów.
- Szczerze... To nawet nie wiem co powiedzieć... - powiedziałem z wielkim podekstytowaniem w głosie.
- Chyba nawet lepiej byś nic nie mówił. Nie chcemy by ktokolwiek spoza twojej rodziny się dowiedział się o...
- Wiem o co chodzi - przerwałem jej - Luther mi mówił, że nikt spoza mojej rodziny nie może się dowiedzieć, bo może nagadać policji.
- Tak... Dobrze, że ci powiedział. - stwierdziła Androidka.
W tym momencie usłyszałem za sobą kroki.
Po chwili koło Kary stanął Luther.- Był tu ktoś? - zapytał opierając ręce o krzesło Kary. W jego głosie było słychać lekkie przejęcie. - Słyszałem otwieranie drzwi.
- Jedynie moja przyjaciółka. - odpowiedziałem. - Przyszła na chwilę, bo się dawno nie widzieliśmy.
- Nic szczególnego. Przyszła na kilka minut i poszła. - uspokoiła go białowłosa.
Po jej słowach mężczyzna się nie odezwał. Jedynie podszedł do okna i zaczął patrzeć w widok, który mamy za oknem.
- Harry, to normalne, że samochód policji stoi koło waszego domu? - zapytał Luther odwracając głowę w moją stronę.
- Emm... Nie. - odpowiedziałem wstając.
Szybko podszedłem do okna.
Luther dobrze mówił - samochód policyjny stał koło naszego domu.- Poczekajcie tu. Sprawdzę o co chodzi. - powiedziałem i pobiegłem do przedpokoju po kurtkę.
Szybko ubrałem buty i narzuciłem na siebie kurtkę.
Nawet niezapinając kurtki przebiegłem przez kuchnię i wyszedłem w domu.
Szybkim krokiem przeszedłem przez werandę i niemalże biegłem aż do płotu.Po drugiej stronie stał policjant.
- Dzień dobry. Komisarz Jacob Archer z komendy głównej w Ottawie. - powiedział mężczyzna, gdy zauważył, że stanąłem przy płocie. - Pan Hans Chapman?
- Nie. Jestem jego synem. - odpowiedziałem.
- Tato jest w domu? - zapytał mężczyzna. - Lub ktokolwiek kto jest pełnoletni?
- W domu jestem jedynie ja i znajomi moich rodziców, lecz oni nie rozmawiają po Angielsku, ale ja jestem pełnoletni. - odparłem.
- Dobrze... - komisarz popatrzył na tablet, który miał obecnie w ręce.
- To... Może wejdzie pan do domu? Dzisiaj jest naprawdę zimno, a ja jestem jedynie w pidżamie. - zaśmiałem się nerwowo.
- Skoro jest pan jeszcze w pidżamie to możemy wejść. Mi też jest dość zimno. - przytaknął policjant i przeszedł przez furtkę, która była trzy metry dalej.
Przeszliśmy przez ogród po czym weszliśmy na werandę.
- Proszę chwilę poczekać, tylko im powiem, o pana przyjeździe. - mówiąc to otworzyłem drzwi do domu, wszedłem do środka i zamknąłem za sobą drzwi. - Kara, Luther, przyprowadziłem policjanta i nagadałem mu, że nie umiecie gadać po angielsku. - powiedziałem półgłosem.
- Jasne - odpowiedziała Kara a Luther jedynie przytaknął.
Po tym kobieta wzięła swój kubek i szybko dopiła jego zawartość po czym nalała do niego soku pomarańczowego, którego butelka stała na stole.
Ja tymczasem wpuściłem komisarza Archera do środka.
- Dzień dobry. - powiedział.
- Guten Morgen. - przywitała komisarza po Niemiecku Kara od razu dając Lutherowi znak, że w tym języku mają mówić.
- Proszę nie zwracać uwagi na nich uwagi. I tak nie rozumieją naszej rozmowy. - powiedziałem.
- Dobrze... - odparł policjant. - Słyszał pan może o rewolucji Androidów?
Na te słowa niezauważalnie zacisnąłem zęby, bo w tym momencie dopadł mnie stres by przypadkiem nie wydać Kary i jej rodziny.
- Tak... Mama opowiadała mi, że Androidy miały tą swoją rewolucję w... Tym... Detroit. - udawałem, że nic nie wiem na temat rewolucji Markusa.
- Dobrze... - powiedział cicho mężczyzna. - To skoro pan wie o Androidach to wie pan może o takich, które kręcą się tu w okolicy? Okoliczni mieszkańcy wspominali o bardzo nietypowych ludziach, którzy wyglądali prawie identycznie.
- Niestety nie... - odparłem.
- Dobrze... To jakby pan lub pańska rodzina podejrzewała coś lub zobaczyła Androida, proszę się zgłosić na komisariat. - powiedział mężczyzna otwierając drzwi kuchenne. - Do widzenia.
- Do widzenia. - odpowiedziałem, a mężczyzna wyszedł i zamknął drzwi.
Przez chwilę nie odzywaliśmy się do siebie. Czekaliśmy aż policjant odjedzie.
- Dobra, nie ma go już. - westchnąłem z ulgą patrząc za okno.
- Ktoś wie, że tu jesteśmy... - stwierdził Luther.
- Więc musimy jak najszybciej znaleźć wam dom. - dopowiedziałem, a Kara i Luther przytaknęli.
Jejuuu xD
Ale się rozkręca akcja xDAkurat wrzucam to będąc nad jeziorem na rybach z bratem i wujkiem xD
CZYTASZ
Aɴᴅʀᴏɪᴅs Aʟsᴏ Fᴇᴇʟ | Detroit: Become Human
Fanfiction! W książce występują wulgaryzmy itp. ! Jak sprawić by radość, tolerancja i spokój zmieniły się w smutek i wojnę? Proszę. Starczy, że ktoś postanowi rozpętać wojnę, w kraju, który był u skraju wojny niecały miesiąc temu... Dalsze losy protagonist...