Chapter 47

266 31 38
                                    

Baekhyun POV.

- Channie, gdzie byłeś? - Zapytałem, gdy tylko drzwi sypialni wielkoluda otworzyły się z hukiem. - Huh?

- Załatwiałem sprawy. - Powiedział, podchodząc do mnie. - A co? Stęskniłeś się?

- Nawet nie wiesz jak bardzo. - Mruknąłem. - Czekałem tylko na ciebie.

- Było trzeba się położyć. - Powiedział, zdejmując koszulkę. - Nie musiałeś na mnie czekać.

- Ale chciałem. - Zachichotałem. - Na ciebie warto.

- Tak mówisz? - Zapytał, podchodząc bliżej. - To się cieszę.

Pocałował mnie szybko w usta i poszedł do łazienki. Ja za to zdjąłem swoje spodnie i wskoczyłem pod kołdrę.

- Tobennie, chodź. - Zacmokałem na psa. - Chodź tu do mnie.

Przebiegł i wskoczył na łóżko. Położył się po mojej prawej stronie. Czekałem na Chanyeola drapiąc jego psa za uchem. Toben z wdzięczności lizał mnie po rękach. Słodziak.

- A co tu się wyrabia? - Chan w końcu wyszedł z łazienki. Zdziwił się na widok psa pod kołdrą. - Aha. - Mruknął tylko.

- No co? - Zachichotałem. - Potrzebuję uwagi, a on mi ją zapewnia.

Pies na potwierdzenie zaszczekał dwa razy. Znów zachichotałem.

- Nic, nic. - Wielkolud zgasił światło. Podszedł do łóżka. - Mały lubi spać pośrodku. - Zachichotał.

- Czuję się jakbym miał dziecko. - Powiedziałem, przytulając się do nagiej klatki Chanyeola. - Naprawdę.

- Dziecko? - Parsknął śmiechem. - Słyszysz Toben? - Zwrócił się do psa. - Masz nową mamusię.

- Dlaczego mamusię? - Przecież jestem mężczyzną. - Huh?

- Bo to ja jestem tatusiem. - Chan pochylił się nad moim czołem i cmoknął w nie. - A teraz spać, króliczku.

- Dobranoc tatusiu. - Powiedziałem grzecznie. - Śpij dobrze.

**********

Obudziłem się, czując obce ręce pod koszulką. Czyżby mój napalony tatuś?

- Baekkie, wstawaj. - Usłyszałem. - Musimy iść do pracy.

- Mam wolne. - Skłamałem. Niech da mi spać. - Spierdalaj.

Zaśmiał się i odpuścił. Wtuliłem się jeszcze mocniej w poduszkę.

- Co ty, do cholery, wyprawiasz?! - Syknąłem, gwałtownie wstając. - Chanyeol!

- Zapominasz się. - Zaśmiał się, stojąc przede mną z pustym kubkiem w dłoni.

Pustym, bo jego zawartość, zimna woda, znajdowała się na moich włosach i koszulce.

- Ehem. - Chrząknąłem. - Co ty wyprawiasz, tatusiu? - Poprawiłem się.

Co jak co, ale nie mam dziś ochoty na żadne klapsy i ból pośladków.

- Budzę swojego króliczka. - Podszedł do mnie i jednym ruchem zdjął ze mnie koszulkę.

Zarumieniłem się pod jego spojrzeniem.

- Nowe? - Pociągnął za gumkę nowych, koronkowych majtek. - Huh?

- Tak. - Skinąłem głową. - Ładne?

Obrócił mnie tyłem do siebie. Fajnie. On ogląda mój tyłek, a ja marznę.

Niebo. Piekło. Czyściec. EXOOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz