Rozdział 6

5.7K 178 5
                                    

 - Twój pan idealny przyszedł!

Zwróciłam wzrok w stronę drzwi i rzeczywiście był to Alden. Wszedł do środka, przepuszczając wcześniej jeszcze dziewczynę. Od pierwszego zobaczenia go, na jego twarzy zawsze pojawiał się uśmiech. Chociaż on jedyny był z życia zadowolony.

Szybko pochwycił mój wzrok i pomachał do mnie. Nie wiedziałam co robić, ale też mu odmachałam.

Z uśmiechem.

 - Kawa i ciastko? - zapytałam natychmiast, gdy podszedł do blatu.

 - Jak ty mnie dobrze znasz.

Chciałam prychnąć, ale tylko pokręciłam głową.

Z uśmiechem.

Co się działo?

 - Co dzisiaj wieczorem robisz?

 - Pracuję do późna. - Zajęłam się robieniem jego kawy. - Susan, skoczysz po cukier? Została ostatnia porcja.

 - Trzeba było od razu mówić, bym was sama zostawiła, a nie wysyłasz mnie po cukier - zaśmiała się, a razem z nią Alden. Nienawidziłam jej w tej chwili. I swoich policzków, które mnie piekły. Pierwszy raz od miesiąca.

Kiedy odeszła na zaplecze, postawiłam przed chłopakiem jego kawę i ciasto.

 - Czyżbyś chciała mi coś powiedzieć?

Popatrzyłam na niego, mrugając kilkakrotnie.

 - Susan jest głupia. Nie powinieneś zwracać na nią uwagi.

 - Chyba chce nas zeswatać. Nie uważasz?

Palnij go w głowę, Audrey.

 - Nie pozwalaj sobie za dużo - uśmiechnęłam się do niego słodko. - To, że wyszłam z tobą na jedno spotkanie, nie oznacza od razu nie wiadomo czego.

 - I wyjdziesz jeszcze na kolejne. Spodziewaj się następnej randki.

Chciałam go tym razem uderzyć, ale schylił się w tym momencie i śmiejąc się, udał się do wolnego stolika. Co za facet! Obsłużyłam jedną osobę i potem zobaczyłam wchodzącego Ross'a. Uśmiechnęłam się do niego, kiedy do mnie podszedł.

 - Dzień dobry panie Ross.

 - Witaj, Audrey. - Usiadł przy blacie na jednym z obracanych krzeseł i położył rękę na marmurkowej powierzchni. - Chciałem ciebie i Susan powiadomić, że dzisiaj kończycie wcześniej o godzinę. Muszę coś załatwić w sprawie balu. - Wyjął teczkę, którą teraz dopiero zauważyłam. Otworzył ją i wręczył mi białą kartkę papieru. - Przywiesisz to na drzwiach dla klientów, żeby później nie było problemów.

Kiwnęłam głową i położyłam wziętą kartkę obok siebie.

 - To jest do zrobienia.

Uśmiechnął się. Wstał i poprawił swoją szarą marynarkę.

Nie dałabym mu 37 lat.

 - Dziękuję, Audrey. I powiadom Susan. Na pewno będzie zachwycona.

Kiedy wyszedł, zawołałam Susan. Musiałam poczekać chwilę, bo lubiła się obijać po kątach. Tym bardziej, że szefa nie było, a klientów obsługiwałam ja.

 - Mam dla ciebie informację od Ross'a - zaczęłam, kiedy weszła i zaczęła robić herbatę. - Kończymy dzisiaj wcześniej!

 - Ross tu był? - Spojrzała na mnie i dodała kostkę cukru do herbaty. Pokiwałam głową. - Trzeba było mnie zawołać - jęknęła i chwyciła za sznurki od swojego fartucha. - Dawno tu był?

 - Z trzy minuty temu. - Obserwowałam ją, jak zdejmowała fartuch i odłożyła go gdzieś na bok. - A ty się gdzieś wybierasz?

 - Muszę zobaczyć Ross'a. Mam mu coś ważnego do powiedzenia.

 - Powiedział, że ma jakieś spotkanie. - Wzruszyłam ramionami i spojrzałam w górę na zegar.

 - Zajmiesz się tutaj wszystkim sama przez kilka minut? Obiecuję, że zaraz wrócę. - Patrzyła na mnie, wręcz jej wzrok błagał, bym się zgodziła. Jak mogłam nie ulec jej pięknym niebieskim oczom?

 - Wisisz mi puchar lodowy. - Mrugnęłam, a ona zaśmiała się, przytuliła mnie na szybkiego i wyszła z kawiarni jak petarda. Ta dziewczyna była szalona. Wzięłam kartkę, którą Ross mi wręczył i wyszłam zza lady, aby na drzwiach powiesić ogłoszenie.

"W dniu dzisiejszym (23.09) Mohitos otwarte do 20. Za utrudnienia przepraszamy i życzymy miłego dnia!"

Każdy róg zakleiłam taśmą bezbarwną i cofnęłam się trochę, by zobaczyć, czy kartka przyklejona była prosto. Od zawsze mi się to nie udawało. Kiedy wróciłam do środka, przy ladzie stał nie kto inny, jak Alden. Podrapałam się po karku i weszłam za ladę.

 - Coś podać?

 - Siebie. Dzisiaj wieczorem.

 - Haha... Śmieszne. - Udawałam, że się śmiałam, a on śmiał się ze mnie. Uniosłam brew, przechylając głowę w bok. - A tak serio?

 - A tak serio to chciałem z tobą porozmawiać.

 - Wiesz, że jestem w pracy. - Przetarłam blat suchą szmatką.

 - Nie widzę kolejki osób. - Rozejrzał się za sobą dwa razy i odwrócił się z powrotem do mnie. Oczywiście uśmiechając się.

 - No dobra. - Pochyliłam się nieco do przodu i oparłam ręce na blacie. - W sumie to mam do ciebie sprawę. Raczej małe zapytanko.

 - Zamieniam się w słuch. - Pochylił się również i dzieliło nas kilka centymetrów od siebie. Mogłam wyczuć jego perfumy, które kojarzyły mi się tylko z jedną osobą. 

 - W sobotę jest bal z okazji powstania tej kawiarni. Dostałam zaproszenie z osobą towarzyszącą, a nie mam jej, więc chciałam się zapytać czy...

 - Tak - przerwał mi, a ja uciszyłam się na moment.

 - ...zechciałbyś ze mną iść?

 - Już znasz odpowiedź. - Mrugnął do mnie. - Chętnie pójdę z piękną dziewczyną na bal tej kawiarni.

Parsknęłam śmiechem i obczaiłam jego twarz. Lekko opalona, posiadała zarysy w odpowiednich miejscach, a jego kości policzkowe były niesamowite. Chciałam sama je mieć, ale cóż. Natura mnie nimi nie obdarzyła, kiedy się urodziłam. Brak zarostu bardzo go odmłodnił, a miał 22 lata. Zielone oczy hipnotyzowały, więc nie zamierzałam długo w nie patrzeć. Miałam również bzika na zielone oczy.

 - Patrzysz. - Usłyszałam go, więc szybko potrząsnęłam głową i odsunęłam się.

 - Jeśli masz inne zajęcia w tę sobotę, spoko, rozumiem. Przecież cię nie namawiam, żebyś się od razu zgodził.

 - Audrey - szepnął. - Moja odpowiedź brzmi "tak", jeśli jeszcze do ciebie nie doleciała.

No dobra. Znowu wygrał. Nie zamierzałam już nic mówić. Po prostu parzyłam na swoje dłonie i teraz zauważyłam, że musiałam zadbać o swoje dłonie i paznokcie do czasu balu. Były okropne.

 - Audrey!

Wychyliłam się, bo postać Aldena mi uniemożliwiała zobaczenie kogoś, kto zawołał moje imię. Moja matka podeszła do nas, ale najpierw badawczo zaczęła przyglądać się chłopakowi, z którym rozmawiałam.

Tylko My | Tylko #2 | ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz