Rozdział 27

5.3K 171 3
                                    

- Byłaś cudowna, skarbie.
Zarumienilam się i Luis pocałował mnie leniwie w usta. Opadłam głową na swoją poduszkę i westchnęłam zadowolona. Luis nachylił się do podłogi i ubrał swoje bokserki.
- Wiesz, że Soph później będzie zdawała tyle pytań?
- Po prostu jej nie odpowiadaj. Jest za zbyt ciekawska.
Kiedy położył się obok, przysunęłam się i położyłam głowę na jego piersi. Objął mnie delikatnie w pasie.
- Alex będzie zły jak się...
- Naprawdę się o niego martwisz? - Spojrzał na mnie, a ja zagryzlam wargę. - Jesteś dorosła, Audrey.
Alex zawsze będzie tym samym Alexem, kiedy miałam jedenaście lat.
Pokiwałam tylko głową i zaczęłam opuszkiem palca robić kółka na jego żebrach. Jego dotyk jak i obecność sprawiały, że czułam się bezpiecznie i kochana. Zatapiałam się w nim, a moja głowa sama pulsowała od tego wszystkiego. W brzuchu nadal pojawiały się motyle, ale uśmiechałam się za każdym razem, kiedy je wyczuwałam.
Chyba w końcu byłam szczęśliwa.
- Musimy porozmawiać, Luis - zaczęłam, przerywając ciszę w pokoju.
- Przecież rozmawiamy.
Uniosłam się i spojrzałam na niego. Poprawiłam materiał kołdry na swoim ciele i odkaszlnęłam.
- To jest coś poważnego. I siedzi mi to w głowie odkąd zbliżyliśmy się do siebie ponownie.
Luis zmarszczył brwi, ale ja nadal kontynuowałam.
- Chciałabym wiedzieć na jakim etapie stoimy. Nie wiem, kim dla siebie jesteśmy w chwili obecnej. Co prawda, zbliżyliśmy się do siebie, ale to może być znowu dla ciebie jakaś chora gra.
- Audrey...
- Chcę tylko wiedzieć, co jest między nami teraz. Jeśli znowu grasz, Luis, chcę, żebyś to teraz mi powiedział.
Chłopak przysunął mnie do siebie i spojrzał mi w oczy. Przełknęłam ślinę i nie wiedziałam, co czynić.
- Wiesz bardzo dobrze, co do ciebie czuję. Moje uczucia do ciebie nie zmieniły się, a na pewno nie bawię teraz się tobą - westchnął i uniósł dłoń do mojego policzka, gdzie zaraz go pogłaskał. - Cholernie mi na tobie zależy, Audrey.
Uśmiechnęłam się delikatnie i oblizując usta, pocałowałam go. Odwzajemnił szybko pocałunek.
- Będę o ciebie walczył aż do ostatnich chwil mojego życia.
- Czyżby Luis Owen czytał przed przyjściem tutaj jakąś poezję?
- Dla ciebie mogę zacząć wszystko czytac - mruknął i uszczypnął mnie w ramię. Fuknęłam cicho.
- Odkad stałeś się taki romantyczny, Owen?
- Odkąd zauważyłem, że bardzo się zadurzylem w takiej jednej dziewczynie. - Dmuchnął mi prosto w szyję i zamknęłam oczy. - Sam jestem zaskoczony.
Złapałam za jego szczękę i nakierowałam jego oczy wprost na moje.
- Taki mi się podobasz najbardziej.
- Ale uwielbiałaś też jak byłem władczy i ostry. - Uśmiechnął się cwanie i zanim się zorientowałam, leżałam już pod nim na poduszkach. Jęknęłam z nieoczekiwanego obrotu akcji. - Dobrze mówię?
Pokiwałam głową i patrzyłam uważnie, jak zsuwal w dół kołdrę z moich piersi. Nachylił się nade mną, a ja wyciągnęłam ku niemu szyję, aby miał do niej łatwy dostęp.
- Ile mamy jeszcze czasu? - szepnął, składając mokre pocałunki na mojej szyji i dekolcie.
- Sophie nie wytrzyma sama długo z Alexem - jęknęłam i włożyłam kciuk za gumkę bokserek chłopaka.
- Pięć minut i będę gotowy.
Zaśmiałam się tylko i mocno go pocałowałam.
----------------------------------------
Weszłam do kawiarni i rozpięłam plaszcz. Rozejrzałam się po lokalu, szukając wolnego miejsca. Zauważyłam grupy studentów, starszych osób pijących coś gorącego i rozmawiających. Uśmiechnęłam się delikatnie, bo tak dawno mnie już tutaj nie było. Tęskniłam bardzo za swoją pracą, a musiałam czekać jeszcze cierpliwie kilka tygodni. W domu można dostać jakiegoś bzika, tym bardziej, że mieszka się z Sophie Rogers. No i codzienne telefony matki, która się o ciebie martwi i chce być użyteczna w każdej chwili.
Podeszłam do lady i w tej samej chwili wyszła do mnie Susan. Koleżanka zapiszczała aż na mój widok i szybko do mnie podreptala.
- Audrey, jejku! Jak się miewasz?
- Już znacznie lepiej - uśmiechnęłam się i westchnęłam. - Tak bardzo tęsknię za tym wszystkim.
- Ross za tobą też - zaśmiała się sie, a potem puściła oczko. - Nawet klienci wypytują o ciebie.
- Nie było tu Aldena, prawda?
Susan spojrzała coś za mną, ale za chwilę znowu zwróciła ku mnie głowę.
- Raz czy może dwa. Nic mu nie powiedziałam.
- I dzięki Bogu. - Zdjęłam płaszcz, a wzrok Susan szybko skierował się na mój bandaż.
Trzeba było założyć tę dłuższą bluzkę.
- To nic takiego. - Wyprzedziłam odpowiedź na jej pytanie. - Trzy tygodnie i mi to zdejmą.
Już dalej nie wypytywała o mój stan.
- Zamawiasz coś?
- Moje ulubione latte.
- Już się robi!
Przysunełam sobie do lady krzesełko z wolnego stolika i usiadłam na nim. Do kawiarni weszły dwie młode osoby.
- Widzę, że ruch nadal duży. Nie ma innych dziewczyn?
- Ross miał pozmieniać coś w grafikach na czas, aż nie wrócisz do zdrowia, ale gówno zrobił - szepnęła ostatnie słowa i zerknęła na lokal. - Będę domagała się zwiększonej premii.
Zaśmiałam się i aż podskoczyłam z radości, kiedy dostałam w końcu moje latte. Spróbowałam trochę piany z wierzchu i odetchnęłam.
- Nawet nie wiesz, jak szpitalne jedzenie może być obrzydliwe.
- Nie raz byłam, nie raz próbowałam. - Susan oparła się łokciami o blat. - Prędzej wolałabym już głodować.
Odstawiłam łyżeczkę z latte na blat i napiłam się jeszcze gorącego napoju. Moje gardło wręcz aż krzyczało z pragnienia. Musiałam do mieszkania jak najszybciej kupić urządzenie do robienia takich pyszności.
- Czy mi się wydaje, czy Audrey Wilson dzisiaj promienieje?
Zerknęłam na nią i odstawiłam latte, rumieniąc się delikatnie.
Cholerny róż na policzkach!
- Czy aż tak widać to?
- Co to jest? Albo może kto? - Poruszyła w dziwny sposób brwiami, a ja zachichotałam.
- Facet. Na pewno facet.
- Koleś, który odwiedzał cię tutaj co kilka razy?
Wiedziałam, że mówiła o Luisie. Pokiwałam zatem głową.
- Oh, czyli jednak nie jest z tamtą modelką.
- Nope. - Chwyciłam łyżeczkę i zaczęłam się nią bawić. - Chyba jestem szczęśliwa, Susan.
- No właśnie o tym mówię. Jesteście razem?
- W sumie to jeszcze nie. Albo nie - jęknęłam z irytacją. - Nie wiem sama, co jest na rzeczy. Wyjaśniliśmy dzisiaj sobie parę spraw, ale... - Nie wiedziałam jak dobrać słowa. - Kocham go. Pokochałam już go dawno temu.
- Powiedziałaś mu to?
Zmarszczyłam brwi i odłożyłam łyżeczkę.
- Nie.
- Rusz dupe, Audrey. Nie czekaj na jego krok, bądź pierwsza. Jeśli wam obojgu zależy, to na co czekasz.
- Wcale to nie głupi pomysł, Susan - westchnęłam. - Nie głupi.
Przechyliła głowę w bok i dziobnęła mnie palcem w ramię.
- Zrób to, a będzie dobrze.
- To nie jest łatwe, Su.
- Pieprzysz głupoty. - Cmoknęła ustami i wyprostowała się jak struna, kiedy do nas podchodziła młoda kobieta. - Głowa w górę, cycki w przód i idziesz, mała.
Pokręciłam głową, a kobieta przy blacie uniosła lekko brew.
Susan chyba miała rację.

Tylko My | Tylko #2 | ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz