Nastał w końcu weekend. Sobota była moim chyba ulubionym dniem w tygodniu do tej pory. Po pierwsze, mogłam sobie pozwolić na coś więcej niż siedzenie od początku do końca tylko w pracy, a po drugie - dzisiaj miałam wolne. Niedziela oczywiście też. Maurey zapytała mnie, czy mogłaby wziąć dzisiaj moją całą zmianę, bo potrzebuje pieniędzy na swoje studia. Oczywiście, że zgodziłam się bez żadnych wahań. Jej marzenia były o wiele ważniejsze niż moje. Nie chciałam jej niczego przerywać. Ja aktualnie miałam wszystko, co potrzebowałam.
Dzisiaj mogłam sobie pozwolić na dłuższe wylegiwanie się w łóżku, dobre śniadanie i chwilę spokoju i pozbierania myśli w jedną kupę. Z łóżka wstałam jakoś przed południem, gdzie następnie wzięłam szybki prysznic i ubrałam się w to, w co lubiłam chodzić po domu, a były to dresy, duża bluzka i skarpetki w kotki. Oczywiście moja buzia musiała być bez makijażu. Nie lubiłam się malować, gdy byłam sama, a w dodatku gdy spędzałam cały dzień w mieszkaniu. I po co marnować czas?
Po śniadaniu zaczęłam sprzątać mieszkanie. Po całym tygodniu było tak uwalone wszystkim, że gdyby moja matka przyjechała i zobaczyła, jak ja żyję, opieprzyłaby mnie, a potem sama by się wzięła za sprzątanie tego burdeliku, prawiąc mi w międzyczasie, jak powinnam dbać nie tylko o sobie, ale i też mieszkanie. Ja jednak nie miałam czasu, by utrzymać tak ładny porządek, kiedy chodziłam do pracy. Wychodziłam z domu przed południem, a wracałam późnym wieczorem. Dobrze, że miałam jeszcze czas na jakieś jedzenie. Inaczej dawno bym chyba poległa na tym wszystkim.
Ze swojej torebki, którą nosiłam do pracy, wydobyłam wszystko na podłogę i zaczęłam uważnie wszystko przeglądać. Jakieś paragony, zużyte chusteczki odrzuciłam na bok do wywalenia, a pozostałe rzeczy zbędne wrzuciłam z powrotem do torby. Kiedy chwyciłam białą kopertę i wysunęłam z niej zaproszenie, aż złapałam się za głowę. Kompletnie wypadł mi z głowy ten bal o tej rocznicy powstania kawiarni. Szybko zerknęłam i datę i odetchnęłam. Następna sobota po południu. Szczerze, to nie chciało mi się iść na ten bal. Nie lubiłam się bawić i wolałam zostać w domu pod kocem, a tez nie miałam osoby towarzyszącej. Musiałam coś wymyślić do przyszłej soboty.
_____________
- I jak randeczka się udała?
Pokręciłam głową. Ale byłam przygotowana na to pytanie już od razu, kiedy zobaczyłam, że dzwoniła Susan.
- Na początku nie podobało mi się, ale w sumie luzik.
Rozmawialiśmy z Aldenem przez jakieś dwie godziny. Wypytywał mnie o wszystko, co chciał wiedzieć o mnie. Jednak przed każdym pytaniem zastanawiał się. Pewnie nie chciał znowu mnie urazić po tym, jak zapytał czy mogłabym mu opowiedzieć historię ze złamanym sercem. W sumie miał u mnie za to plus, że dalej nie ciągnął tego. Czas z nim upłynął mi, o dziwo, szybko i przyjemnie. Alden Winston to spoko ziomeczek.
- Kiedy druga randka?
- A ty swoje, Susan. - Odłożyłam telefon na blat kuchenny i włączyłam głośnomówiący, abym mogła na spokojnie przelać do kubka gorącą wodę z czajnika. - To nie była żadna randka! Zaznaczam po raz ostatni: ŻADNA RANDKA!
- Oh, Audrey. W ogóle nie umiesz się bawić.
Wzruszyłam ramionami, ale przypomniałam sobie, że przecież ona tego nie widziała. Zamieszałam kisiel w kubku i umyłam łyżeczkę.
- Susan? Czy ty idziesz na ten bal?
- Oczywiście! Nie mów, że ty nie?
Chciałabym.
- Nie mam z kim iść. Nie mam żadnej kiecki ładnej. Nie lubię takich dużych imprez.
- Przecież możesz wziąć ze sobą Aldena. On chętnie z tobą pójdzie.
A to dobre. Niezły żart.
Przyłożyłam znowu telefon do ucha, po wyłączenu trybu głośnomówiącego.
- Oszalałaś? Znam go kilka dni, a po drugie może być zajęty. Przecież to będzie sobota.
- Jesteś głupia czy głupia? Jeśli mu o tym powiesz, od razu będzie skakał ze szczęścia i powie "tak". Taka sama sytuacja jak z tym waszym spotkaniem.
- Czy ja wiem? - Podrapałam się po głowie. - Dobra, powiedzmy, że go się spytam.
Zapiszczała.
Skąd ja to wiedziałam?
- Nie wiem, czemu ty się tak cieszysz.
- Słodka Audrey w końcu znalazła kogoś. - Znowu zapiszczała. - A mówiłaś, że nie chcesz zawierać znajomości z nowymi chłopakami.
O dziwo, to się zmieniło.
- Jeśli myślisz, że mogę być z nim w związku, to nie, źle myślisz. Nadal chcę prowadzić życie singla i nie mieć żadnych problemów.
Ah, nie wspomniałam o tym, że Susan miała chłopaka. A nawet i narzeczonego. Była w szczęśliwym związku, więc jej ówdzie trochę zazdrościłam, ale ja nie chciałam z nikim się związywać. Życie samej też było w jakimś stopniu jest fajne. No i uwolnione od wszystkich kłótni i problemów. Ale zawsze brakowało znajomego ciepła czy pocałunków...
- I tak trzymaj, skarbie!
Nie wiedziałam jednak, że przyszłość przyniesie inne myślenie.
CZYTASZ
Tylko My | Tylko #2 | ZAKOŃCZONE
RomanceNigdy nie daj sobie wmówić, że nie warto. _____________________________ Audrey Wilson wraca do swojego rodzinnego miasta, by zapomnieć o kłamstwach, które ją spotkały podczas wakacji. Kiedy już się ustatkowała i swoje życie, na horyzoncie pojawił si...