Rozdział 1

8.3K 212 3
                                    

Kto czekał? *-*

_____________________________

 - Mamo! Wrócę wieczorem!

Zbiegłam po schodach do drzwi, nie odwracając się już do stojącej matki za mną w progu kuchni. Wyszłam z domu i chciałam już wybiec z podwórka na ulicę, kiedy usłyszałam głos Johna.

 - Hej, hej! Gdzie się spieszysz tak, młoda damo?

John, chociaż już po czterdziestce, nadal wyglądał dobrze i przystojnie. Jeszcze nigdy tak dobrze wyglądającego faceta w tym wieku nie widziałam

 - Praca. Za dziesięć minut muszę być.

 - Może cię podwieźć?

Uśmiechnęłam się, a potem pokręciłam głową.

 - Dzięki, John. Może innym razem.

Mężczyzna zasalutował dłonią w powietrzu i wszedł do domu. Pognałam szybkim krokiem do baru o nazwie "Mohitos". Pracowałam tam od wczoraj, a już miałam dwie wpadki. Aż szkoda gadać jak bardzo można się skompromitować przy innych ludziach. Raz oblałam klienta gorącą kawą, od którego dostałam niezły ochrzan, ponieważ był to starszy mężczyzna, a nie żaden młodziak. Druga wpadka: pomyliłam szefa z zwykłym pracownikiem. I to już w pierwszym dniu pracy. Chciałam to sobie wymazać z głowy od wczoraj, ale moja pamięć zanotowała ten koszmar już na zawsze. Cieszyłam się, że nie straciłam pracy. Za takie coś, można by było już wylecieć. Byłam żałosna.

 - Myślisz, że nie mam nic innego do roboty tylko siedzenie w pierwszym dniu pracy o godzinę dłużej aby wyczyścić kible? Czy nie ma innych ludzi od tego?

 - Przykro mi, ale to właśnie szef ciebie do tego wyznaczył - powiedziała pulchna kobieta, robiąc z gumy balon, który po chwili rozpłysł się w jej ustach.

 - Chcę zatem rozmawiać z szefem tego miejsca. Ja jestem tutaj od wydawania posiłków i przynoszenia napoi. Ewentualnie sprzątać po klientach.

 - Co się stało?

Odwróciłam się do mężczyzny w średnim wieku, który miał na sobie spodnie khaki i flanelową koszulę. Przyjrzałam mu się, ale przypomniałam sobie, że nie miałam dużo czasu, aby rejestrować wzrokiem kolejnego pracownika. Jeszcze miałam ich czas zapoznać.

 - Żądam spotkania z szefem. To jest chyba debil, który myśli, że nowa pracownica będzie sprzątała kible.

 - Oh, czyli nazywasz mnie debilem?

Zamrugałam, a potem spojrzałam na kobietę, z którą rozmawiałam kilka sekund wcześniej. Uciekała ode mnie wzrokiem.

 - Dzień dobry, panno Audrey. Nazywam się Ross Johanson i od dzisiaj jestem twoim szefem debilem.

Weszłam tylnym wejściem do środka, wprost do naszego zaułka pracowniczego - osobistego, jak to się zwie. Założyłam swój fartuszek, plakietkę z moim imieniem oraz poprawiłam włosy. Spojrzałam w lustro, kiedy do środka weszła Maurey. Była to studentka, która dorabiała sobie pracą w barze. W tym tygodniu to ja się z nią zmieniałam i kiedy tylko ją zobaczyłam, uśmiechnęłam się. Była przemiłą dziewczyną.

 - Cześć, Audrey. Właśnie zeszłam ze zmiany. Dzięki, że przyszłaś.

 - Drobiazg. - Patrzyłam, jak rozbierała elementy pracy i chwyciła torebkę.

 - Ross chciał, żebyś się u niego wstawiła najpóźniej do piętnastej. Później gdzieś wyjeżdża.

Kiwnęłam głową i wyszłam, kiedy dziewczyna odeszła. Stanęłam po chwili za barem i spojrzałam na pomieszczenie. Duża ilość młodych studentów siedziała przy stolikach i żywo dyskutowała między sobą. Podniosłam lewą rękę na wysokości oczu. Dochodziła dwunasta. Niedaleko "Mohitos" mieścił się akademik stąd tyle studentów rano i porami popołudniowymi. To była dla nich nadzieja, że niedaleko nich mieściło się miejsce, gdzie będą mogli w spokoju wypić kawę czy porozmawiać na temat zajęć.

Podeszła do blatu młoda kobieta i poprosiła o duże latte. Uśmiechnęłam się przyjaźnie i powiedziałam jej, że zamówienie będzie gotowe za pięć minut. Odeszła i podeszłam do maszyny, aby wykonać jej napój.

Lubiłam tą pracę. Można było poznać dużo interesujących i sympatycznych ludzi. Inni, z którymi pracowałam, od razu mnie polubili i pomagali, jeśli czegoś jeszcze nie wiedziałam. Ross'a też polubiłam, chociaż nazwałam go wczoraj debilem. Najpierw myśl, a potem mów, beształam siebie w myślach. Jednak i tak zawsze robiłam na odwrót.

Zaniosłam gotowe latte kobiecie i zerknęłam znowu na zegar, wracając za blat. Zastanawiałam się, czego chciał ode mnie Ross. Może nie chciał mnie zwolnić? Raczej zrobiłby to już wczoraj. Śmiałam się z samej siebie w myślach, gdy znowu dotarła do mnie ta scena. Tak bardzo siebie za to nienawidziłam.

 - Ładny masz uśmiech.

Zamrugałam i spojrzałam lekko w bok. Przede mną stał wysoki brunet z Ray Banami na głowie. Nie wyglądał na studenta.

 - Oh, podać ci coś?

 - Ja i moi przyjaciele prosimy o ten wasz największy puchar lodów i jedną kawę.

Pokiwałam głową i zapisałam w notesie.

 - Do 15 minut będzie.

Chłopak stał i patrzył na mnie. Było to dla mnie dosyć krępujące, więc wzięłam się za robienie kawy.

 - Nie dasz się zaprosić?

 - Jestem w pracy - uśmiechnęłam się i próbowałam skupić się na mojej pracy.

 - Może innym razem.

Może, pomyślałam i postawiłam gotową kawę na blat. W tej chwili weszła Susan, więc pomachałam szybko dłonią w jej kierunku.

- Mogłabyś zrobić temu oto panu puchar lodowy? Wbiję teraz do Rossa.

Pokiwała tylko głową i podeszła do mnie, aby kontynuować zamówienie tego młodzieńca. Stal tam nadal i wpatrywał się we mnie. O co mu chodziło?

Zdjęłam fartuch i poszłam do gabinetu Rossa. Trochę drgało mi ciało, bo nie wiedziałam czy coś przeskrobałam znowu a może coś innego. Ta praca była dla mnie dosyć ważna.

Zapukałam i weszłam spokojnie do środka, wyglądając mojego szefa. Siedział przed biurkiem w dużym fotelu i palił cygaro. Oderwał głowę znad papierów na mnie i uśmiechnął się. Szczerze się uśmiechnął. Może jednak nic złego nie zrobiłam.

- Cieszę się, że punktualnie przyszłaś, panno Wilson. - Zgasił swoje cygaro i ruchem ręki pokazał, bym usiadła. Zrobiłam to dosyć szybko. Dusiłam w sobie kaszel, bo mój organizm żadnej nikotyny nie tolerował.

- Jak już wiesz, a może i nawet nie wiesz, organizujemy przyjęcie na cześć kolejnej rocznicy kawiarni. Za kilka dni wybije pełna dziesiątka i chciałbym cię zaprosić z szczerego serca. - Przesunął dłonią po biurku do szuflady i chwilę później wyjął ozdobny papier. - W zaproszeniu jest napisane wszystko, co do przyjęcia. Miejsce, czas i inne bzdety. Mam nadzieję, że przyjdziesz z osobą towarzyszącą.

Przyjęłam od niego zaproszenie z lekkim uśmiechem i obróciłam je w palcach. Pięknie. 

Czy można się z tego wycofać?

- Dziękuję. Myślałam, że coś zrobiłam złego.

- Coś złego? - parsknął. - Kochanie, gdyby nawet było i coś, nie wyleciałabyś z roboty.

A to ciekawe, mruknęłam w myślach. Chciałam zapytać się, dlaczego tak sądzi, ale chyba nie chciałam znać odpowiedzi.

- Wracaj do pracy. - Wrócił do swoich papierów i odchrząknął. - Ty ostatnia dzisiaj zamykasz.

Pokiwałam tylko głową twierdząco, wstałam i wyszłam stamtąd tak szybko, jak weszłam. Ross to mądry i dobry facet, ale trochę głupi. Cieszyłam się jednak, że nie używał mobbingu z pracy. Wtedy to i by matka mnie nie wysłała do takiej roboty.

Schowałam zaproszenie starannie w kieszeni spodni, aby się nie zniszczyło i wróciłam do Susan. Stała przy blacie i patrzyła na wprost. Młodzi ludzie siedzący przy stolikach rozmawiali głośno i śmiali się. Jak ja bym chciała być na ich miejscu.







Tylko My | Tylko #2 | ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz