Rozdział 23

5.4K 191 2
                                    

DZIĘKUJĘ ZA PRAWIE 6K WYŚWIETLEŃ!

WIDZĘ, ŻE BARDZO WAM SIĘ PODOBAJĄ LOSY LUISA I AUDREY <333

_________________________

Lekarz powiedział, że da mi wypis za kilka dni. Nie byłam tym bardzo jakoś szczęśliwa, bo chciałam już wyjść w tej chwili. Wspomniał, że moje rany muszą się dobrze zagoić w szpitalu, bo inaczej w domu ja sama o to nie zadbam. Miałam ochotę mu coś dopowiedzieć, nienawidziłam lekarzy z całego serca, ale powstrzymałam się. Uśmiechałam się tylko niego jak jakaś idiotka i kiwałam głową, że go bardzo dobrze rozumiem.

Siedziałam drugi dzień w nudzie. Albo leżałam, albo rozmawiałam z kimś, albo chodziłam do łazienki. Nie pozwolono mi wyjść nawet na dwór, by trochę ochłonąć i nawdychać się świeżego powietrza. Musiałam liczyć tylko na okno w mojej sali i tyle.

Moja matka była na mnie bardzo zła za to, co zrobiłam, ale i też wstrząśnięta. Tyle razy słyszałam z jej ust, że to było nieodpowiednie zachowanie i zastanawia się, czy nie wysłać mnie znowu do jakiegoś lekarza. Od razu jej przerywałam i krzyczałam, że nie chcę nigdzie chodzić, a ta sytuacja, która miała miejsce dwa dni temu, nie była z mojej winy. Alden od tamtej pory nie pojawił się w szpitalu, to znaczy, ja go nie widziałam. Alex ani matka nie mówili nic na jego temat, więc mogłam się domyślać, że wiedzą już całą prawdę i nie chcą go wpuszczać do mnie. Dziękowałam im w myślach za to, nie chciałam się dopytywać więcej. Alden Winston już był dla mnie przeszłością. Żałowałam tylko, że byłam z takim mężczyzną w związku. Miałam nadzieję, że on mnie kochał, by dobrym i wspaniałym facetem. Takiego właśnie sobie wyobrażałam.

Jednak marzenia zostały przerwane.

I to w okrutny sposób.

Czytałam książkę, którą przywiozła ze sobą mama i miałam odwrócić już na następną stronę, kiedy drzwi uchyliły się do mojego pokoju. Zerknęłam w tamtą stronę i lekko się uśmiechnęłam.

 - Wiedziałam, że to ty, Rogers.

 - Po czym poznałaś?

 - Kto inny nie puka do drzwi? - Położyłam zakładkę na skończonej stronie i odłożyłam książkę na stolik obok. Soph zamknęła drzwi za sobą i stanęła naprzeciwko mnie. Zmrużyłam oczy.

 - Co tam chowasz? - Uniosłam głowę do góry, móc spojrzeć na jej ręce, które schowała za siebie.

 - Zgadnij, co mam dla ciebie - zapiszczała jak mała dziewczynka, a mnie skręciło. Podrapałam się po nosie.

 - Nie leżę tu tylko dlatego, że jestem jakoś poważnie chora, Soph.

 - Przyniosłam twoją ulubioną czekoladę! - Gwałtownie wyjęła zza siebie ręce z dużą czekoladą Milka. - Karmelowa i do tego duża!

Uśmiechnęłam się lekko i spojrzałam na czekoladę. Soph już za bardzo mnie znała, więc chyba nie mogłam odmówić takiego prezentu.

 - Nie musiałaś - westchnęłam i chwyciłam czekoladę. Dziewczyna usiadła na krześle.

 - Co nie w humorze?

 - Powinnam być szczęśliwa, że leżę w szpitalu już dwa dni i poleżę pewnie jeszcze więcej? - prychnęłam i zaczęłam bawić się palcami. Moje rany na nadgarstku były jeszcze zabandażowane, ale przestawało już nieco boleć.

 - Też nie lubię szpitali - skrzywiła się i przeniosła nogę na nogę. - Nawet nie lubię nikogo odwiedzać w nich, ale ty jesteś moim ptysiem.

Zaśmiałam się i spojrzałam na nią.

 - Że kim?

 - Ptysiem. - Uniosła brew i wzruszyła ramionami. - Tak jakoś mam ochotę na ptysie.

Tylko My | Tylko #2 | ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz