Rozdział 26

5.4K 172 5
                                    

 - Długo coś ze sobą rozmawialiście. A jaki Luis wrócił zadowolony do domu.

Zarumieniłam się i chciałam zakryć swoją twarz jak najszybciej dużą poduchą.

Luis siedział, a raczej leżał, w moim łóżku jeszcze przez kilka godzin. Nie spieszyło mu się, tak samo jak i mnie. Opowiedzieliśmy sobie wszystko. Od początku do samego końca. Szczerze. To najbardziej się liczyło podczas rozmowy. I musiałam przyznać, że ta rozmowa podniosła mnie na duchu i stałam się spokojniejsza o wszystko. 

I chyba byłam szczęśliwa.

 - Nie udawaj chorą, tylko gadaj, co się działo.

 - Bo ty wszystko musisz wiedzieć - burknęłam i odkaszlnęłam, poprawiając koszulkę na sobie.

Soph przekręciła głowę w bok.

 - Luis mi nie powie.

 - Liczysz na to, że ja coś powiem?

Zrobiła maślane oczy, a ja przewróciłam oczami. Usiadłam jak najwygodniej po turecku i ułożyłam poduszkę Soph na udach. Zaczęłam z nerwów skubać jej róg.

 - Więc, najpierw było tak, że przyszedł do mnie Alden...

 - Co?! - Otworzyła szerzej oczy. - Winston?

 - Przerwałaś mi - odkaszlnęłam. - A więc, przyszedł sobie Alden i chciał rozmowy. Chciałam go wygonić, ale nie dałam rady. I zgadnij, co było dalej.

 - Pojawił się mój brat i cię uratował w stroju Spider-mana! Albo Batmana.

Pokręciłam głową zaszokowana i wzięłam głęboki oddech.

 - Luis przyszedł w odpowiednim momencie i go wygonił, na szczęście. Myślałam, że tam zemdleję - westchnęłam. Spojrzałam na Soph, która czekała na ciąg dalszy moich opowieści. - Poszliśmy do mojego łóżka...

 - Cooooo...

Puknęłam się w czoło.

 - Soph, chodziło mi o pokój, oczywiście.

Dziewczyna zaśmiała się, a ja strzeliłam potężnego buraka na twarzy. Cholera!

 - Nie udawaj po raz drugi, Wilson. Prędzej, czy później to z ciebie wydobędę, haha.

 - Uprawialiśmy seks - powiedziałam na jednym wdechu, a Soph dosłownie zatkało. W końcu.

 - Naprawdę?!

 - Nie, tak sobie żartuję - prychnęłam i rzuciłam w nia poduszką. Schyliła się w odpowiednim momencie.

 - O mój Boże! - pisnęła. - Audrey Wilson i Luis Owen się bzy...

 - Zaraz dostaniesz orgazmu - przerwałam jej. Wzruszyła ramionami.

 - Musisz opowiedzieć mi wszystko, ale nie chcę wiedzieć, jak dużego ma mój brat.

Teraz to ja wybuchnęłam śmiechem.

 - Jak to mówią - przetarłam oczy - wielkość się nie liczy.

 - Mały by cię nie zadowolił. - Pokręciła głową i odrzuciła mi poduszkę z powrotem. - Prawda, Audrey?

Pokręciłam głową zażenowana i chciałam coś powiedzieć zgryźliwego, ale ugryzłam się w język. Za to uśmeichnęlam się ładnie i kontynuowałam:

 - Nigdy nie czułam się tak dobrze, jak teraz.

 - Czyli zostaliście przyjaciółmi czy może już parą?

Podrapałam się po głowie. W sumie to nie wiedziałam, kim dla siebie teraz byliśmy.

Parą? Znajomymi?

Soph westchnęła i położyła się na łóżku.

 - Mam nadzieję, że nie popełniłaś głupiej decyzji.

 - Ja też - powiedziałam cicho, ale zaraz się uśmiechnęłam. - Luis naprawdę się... zmienił.

Dziewczyna spojrzała na mnie i zrobiła znak krzyża.

 - Macie u mnie błogoslawieństwo.

Przerciłam tylko oczami, bo szkoda mi już było poduszki na Rogers. Odrzuciłam ją w kąt i wstałam z łóżka.

 - Pójdę pod prysznic i idę spać. Jestem zmęczona lekko.

 - Powód chyba znam. - Zaczęła się śmiać, a ja pokazałam dziewczynie środkowego palca i wyszłam z jej pokoju.

Skierowałam się do ąłzienki, po drodze zahaczajac o swój pokój i zabierajac z niego piżamy i gumkę do włosów. Zakluczyłam się w łazience i rozebrałam, ustawiając wodę pod prysznicem.

Nadal nurtowało mnie pytanie, co było między mną a Owenem. Przyjaźń? Może coś innego? Mozliwe, że Luis znowu zacząl grać i wykorzystał moją słabość. Wiedziałam, że prędzej czy później, będę tego żałowała. Sama byłam pod wpływem emocji i nie słuchałam swojego wewnętrznego głosu.

Ta, jesteś czasami głupia, Audrey.

Wytarłam swoje ciało, założyłam kochane piżamy, a mokre włosy rozczesałam i związałam w luźnego koka. Kiedy dotarłam do pokoju, położyłam się i chwyciłam do dłoni swój telefon. Zmarszczyłam brwi, kiedy ujrzałam nową wiadomość na wyświetlaczu.

Śpij dobrze, owieczko.

Uśmiechnęłam się natychmiastowo do ekranu.

_______________________

- Jak się czujesz, skarbie?
- Jest w porządku, mamo. - Zaniosłam do salonu ostatni komplet naczyń i wróciłam zaraz z powrotem po sztuczce. - Jeśli będzie coś źle, pierwsza się o tym dowiesz.
Moja matka już nic nie mówiła. Zaniosłam sztuczce i spojrzałam na zastawiony już do końca stół. Ojciec Alexa poszedł jeszcze do sklepu po ostatnie zakupy, a Laura siedziała w pokoju i przygotowywała się do obiadu. Wyjęłam telefon z tylnej kieszonki spodni i napisałam do Alexa wiadomość. Miałam nadzieję, że nie zapomniał o dzisiejszym obiedzie i pojawi się za dziesięć minut. Schowałam telefon i chwyciłam z ciasta odrobinę kruszonki. Jednak moja bystra matka zdążyła to zauważyć.
- Ciasto będzie po obiedzie, Audrey!
- To tylko trochę kruszonki. - Przewróciłam oczami i oblizałam palec.
- Ooo, moje ulubione ciasto?
Spojrzałam na wystrojoną starszą siostrę i uśmiechnęłam się.
- Nie zjedzcie mi tu wszystkiego.
Mama wróciła do kuchni, a Laura podeszła do stoła.
- Alexandra jeszcze nie ma.
- Powinien zaraz się zjawić. - Pokręciłam głową. - Nie mów do niego pełnym imieniem. Nie lubi tego.
- Będę pamiętała. - Chwyciła jeden kawałek ciasta i mrugając do mnie, odeszła do okna.
Ktoś zadzwonił do drzwi i szybko pobiegłam, by otworzyć bratu.
- Już myślałam, że zapomniałeś o dzisiaj. - Zgromiłam go wzrokiem i wpuściłam po chwili do środka. Trzymał w dłoniach dwa bukiety pięknych czerwonych róż. - Laura lubi białe kwiaty.
Wzruszył ramionami.
- Będę pamiętał na kolejny raz.
- Czy ktoś powiedział białe kwiaty?
Laura stanęła za mną i przeskanowalł najpierw uważnie kwiaty, a potem Alexa. Ugryzłam swój policzek od wewnątrz.
- Sorry, białych nie było. - Alex wręczył jej jeden bukiet, a dziewczyna przyjęła je z uśmiechem i machnęła ręką.
- Czerwone oznaczają namiętność i miłość. Czyż nie?
Szturchnęłam ją, a ta zachichotała. Alex tuż po niej.
Mieć dwóch czubkow pod jednym dachem to komizm i tragizm w jednym.

Tylko My | Tylko #2 | ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz