Jesteście TEAM Audrey i Alden??
_____________________
Przymierzałam już z dziesiąty raz bluzkę i westchnęłam, kiedy musiałam znowu włożyć kolejną z powrotem do szafy. Co prawda, nie było i tak widać dużo spod fartucha, który nosiłam w pracy, ale zawsze chciałam się prezentować ładnie i z klasą. Że też mężczyźni nie mają takiego problemu. Ubiorą, co chcą i jak chcą. W tej chwili nie chciałam mieć takiego problemu. Padłam bezradnie na łóżko. Ciuchy były porozrzucane po całej podłodze, w szafie i na łóżku. Będę musiała to posprzątać, kiedy wrócę z pracy. Została mi godzina do zaczęcia pracy, a ja jeszcze nie byłam w połowie gotowa. Ross mnie zabije, jeśli spóźnię się chociażby minutkę. Siedziałam prosto przed dużym lustrem i gapiłam się w nie. Raczej w siebie. W swoje drobne i blade ciało. Miałam na sobie jedynie spodenki i koronkowy stanik. Szybko zetknęłam się w lustrze z moimi czerwonymi rysami na lewym ramieniu i z dwiema na brzuchu. Moja mama miała jednak rację. Byłam bezsilna. Nie mogłam jej jednak powiedzieć prawdy. Prawdy, która zepsuła moje życie, zaufanie do facetów i kochanie. Ślady nie były głębokie, więc miałam nadzieję, że szybko się zagoją. Jak na tę chwilę próbowałam przykryć je dobrym korektorem. Mogłam też wymyślić jakąś historię z kotkiem i zadrapaniem.
Zdecydowałam się w końcu na białą bluzkę w stylu hiszpanka, zrobiłam makijaż, przykryłam oczywiście swoje rany korektorem i wyszłam z bloku dziesięć minut przed czasem. Poszłam na skróty, by jak najszybciej dotrzeć do kawiarni. Słońce na zewnątrz przygrzewało i teraz żałowałam, że nie wzięłam swoich okularów przeciwsłonecznych. Temperatura przekraczała zapewne jakieś trzydzieści stopni. A była dopiero dziesiąta rano.
Przystanęłam tuż przed wejściem do budynku, kiedy moja komórka się rozdzwoniła. Zaczęłam szukać telefonu w torbie i spojrzałam na wyświetlacz. Nieznany numer. Co prawda, nie odbierałam takich telefonów, ale nadawca był zbyt natarczywy, kiedy zaczął dzwonić kolejny raz i jeszcze kolejny. Odebrałam, przygotowując się na to, że dzwonił ktoś z jakąś ofertą do sprzedania.
- Tak, słucham?
- Witaj, Audrey.
Oh, tylko nie on.
- Skąd masz mój numer, Alden?!
- Znowu jesteś dla mnie niemiła. - Usłyszałam jego westchnięcie, a jego głos się zawiesił. Nie obchodziło mnie to.
- Nie będę się powtarzała.
- Chciałbym cię zaprosić na kawę. - Kiedy chciałam mu przerwać, kontynuował. - I w końcu porozmawiać w cztery oczy.
Ugh, ten chłopak był denerwujący. Nie chciał dać mi wygrać. A ja byłam w tymczasowym potrzasku.
- Wiesz, że...
- Audrey, daj mi szansę, no!
Weszłam już do kawiarni i spojrzałam na Susan, która uśmiechnęła się do mnie, podnosząc do góry dłoń. Dałam jej znak, że zaraz przyjdę.
- Cholera, dobra. Gdzie i kiedy?
- Dziękuję - zapiszczał jak zadowolona z otrzymanej lalki na gwiazdkę dziewczynka. - Wyślę ci wszystko SMS-em. - I rozłączył się. Bez żadnego pożegnania czy coś.
Schowałam telefon do torby. Susan obsługiwała grupkę studentów, więc weszłam na zaplecze i przebrałam się. Maurey już nie było, więc odłożyłam swoje rzeczy na półkę i udałam się do Susan.
- Czy to ty dałaś mój numer temu kolesiowi?
Susan zamrugała oczami i na jej policzkach pojawiły się delikatne rumieńce. Jęknęłam i przyłożyłam dłoń do swojego czoła.
- Jak mogłaś to zrobić?
- Wybacz mi, Audrey, ale on tak prosił. Naprawdę mu się spodobałaś. Powinnaś dać mu szansę.
- No i właśnie ją otrzymał - mruknęłam prawie do siebie, ale dziewczyna usłyszała. Patrzyła na mnie pytająco, więc kontynuowałam. - Dzisiaj mamy się spotkać na kawę. Jestem ciekawa, co ma mi do powiedzenia.
- Cieszę się - uśmiechnęła się szeroko i poprawiła swój fartuch. - Życzę udanej randki!
Prychnęłam, kiedy zaczęła się śmiać. Żadnych randek i chłopaków do końca życia.
_______________
- Co ci zamówić?
Spojrzałam na stojącego już Aldena, który czekał na odpowiedź. Nawet nie zdążyłam powiesić jeszcze kurtki na oparciu krzesła.
- Poproszę kawę mrożoną i coś słodkiego.
- Ty jesteś słodka.
Przewróciłam oczami, jednak go już nie było przy stoliku. Była godzina 19, siedzieliśmy w "Mohitos" na świeżym powietrzu. To była ulubiona kawiarnia Aldena, a też chciał, żebym nie przemierzała tyle kroków do innej knajpki po pracy zmęczona, więc byłam na miejscu. Susan nie miała już swojej zmiany, wiec dziękowałam Bogu w myślach, bo bylibyśmy obydwoje przez cały czas na jej celowniku. Gdyby mogła, wzięłaby na dłużej swoją zmianę.
Liz, która była za Susan, obsługiwała chłopaka. Dziewczyna o czarnych, kręconych włosach i brązowych włosach, śmiała się. Pewnie Alden opowiadał jej jakiś żart w czasie, gdy przygotowywała nasze zamówienia. Coś w moim sercu drgnęło, gdy widziałam tą scenę. Wyprostowałam się, kiedy wrócił i postawił moją kawkę oraz sernik z truskawkami przede mną. Skąd wiedział, że lubię to ciasto?
- Jak flirtowanie z Liz? - Wymsknęło mi się to pytanie, chociaż nie chciałam go zadawać. Alden popatrzył na mnie i przechylił głowę w bok. W dziwny sposób.
- Jesteś zazdrosna?
Opadła mi szczęka.
- Skąd taki pomysł? - prychnęłam, szybko biorąc się za konsumpcję mojego ciasta.
- Inaczej byś nie pytała. - Wzruszył ramionami i chwycił widelczyk do swojego deseru. - Nie martw się. To ciebie mam na oku.
Zaczęłam kaszleć, aby kawałek truskawki nie utkwił mi w gardle. Alden chichotał pod nosem.
- Wszystko w porządku?
- To nie było śmieszne.
- Jesteś słodka, gdy się złościsz.
- Przestaniesz się podlizywać? Myślałam, że chcesz ze mną rozmawiać.
- Jezu, czemu ty taka jesteś?
- Jaka? - Uniosłam brew zaskoczona.
- Bez serca.
- Ktoś mi je niedawno zepsuł.
Nastała cisza między nami. Mieszałam kawę swoją łyżeczką, aż mi się jej odechciało pić. Alden wpatrywał się natomiast cały czas we mnie. Z zainteresowaniem.
- Chcesz mi o tym powiedzieć?
Wbiłam od razu w niego zabójczy wzrok, więc wiedział, że powinien w ogóle się o to nie pytać.
- No dobra. - Podniósł ręce w geście obronnym. - Więc opowiedz mi coś o sobie.
CZYTASZ
Tylko My | Tylko #2 | ZAKOŃCZONE
RomanceNigdy nie daj sobie wmówić, że nie warto. _____________________________ Audrey Wilson wraca do swojego rodzinnego miasta, by zapomnieć o kłamstwach, które ją spotkały podczas wakacji. Kiedy już się ustatkowała i swoje życie, na horyzoncie pojawił si...