Rozdział 4

6.2K 194 32
                                    

Jesteście TEAM Audrey i Alden??

_____________________

Przymierzałam już z dziesiąty raz bluzkę i westchnęłam, kiedy musiałam znowu włożyć kolejną z powrotem do szafy. Co prawda, nie było i tak widać dużo spod fartucha, który nosiłam w pracy, ale zawsze chciałam się prezentować ładnie i z klasą. Że też mężczyźni nie mają takiego problemu. Ubiorą, co chcą i jak chcą. W tej chwili nie chciałam mieć takiego problemu. Padłam bezradnie na łóżko. Ciuchy były porozrzucane po całej podłodze, w szafie i na łóżku. Będę musiała to posprzątać, kiedy wrócę z pracy. Została mi godzina do zaczęcia pracy, a ja jeszcze nie byłam w połowie gotowa. Ross mnie zabije, jeśli spóźnię się chociażby minutkę. Siedziałam prosto przed dużym lustrem i gapiłam się w nie. Raczej w siebie. W swoje drobne i blade ciało. Miałam na sobie jedynie spodenki i koronkowy stanik. Szybko zetknęłam się w lustrze z moimi czerwonymi rysami na lewym ramieniu i z dwiema na brzuchu. Moja mama miała jednak rację. Byłam bezsilna. Nie mogłam jej jednak powiedzieć prawdy. Prawdy, która zepsuła moje życie, zaufanie do facetów i kochanie. Ślady nie były głębokie, więc miałam nadzieję, że szybko się zagoją. Jak na tę chwilę próbowałam przykryć je dobrym korektorem. Mogłam też wymyślić jakąś historię z kotkiem i zadrapaniem.

Zdecydowałam się w końcu na białą bluzkę w stylu hiszpanka, zrobiłam makijaż, przykryłam oczywiście swoje rany korektorem i wyszłam z bloku dziesięć minut przed czasem. Poszłam na skróty, by jak najszybciej dotrzeć do kawiarni. Słońce na zewnątrz przygrzewało i teraz żałowałam, że nie wzięłam swoich okularów przeciwsłonecznych. Temperatura przekraczała zapewne jakieś trzydzieści stopni. A była dopiero dziesiąta rano.

Przystanęłam tuż przed wejściem do budynku, kiedy moja komórka się rozdzwoniła. Zaczęłam szukać telefonu w torbie i spojrzałam na wyświetlacz. Nieznany numer. Co prawda, nie odbierałam takich telefonów, ale nadawca był zbyt natarczywy, kiedy zaczął dzwonić kolejny raz i jeszcze kolejny. Odebrałam, przygotowując się na to, że dzwonił ktoś z jakąś ofertą do sprzedania.

 - Tak, słucham?

 - Witaj, Audrey.

Oh, tylko nie on.

 - Skąd masz mój numer, Alden?!

 - Znowu jesteś dla mnie niemiła. - Usłyszałam jego westchnięcie, a jego głos się zawiesił. Nie obchodziło mnie to.

 - Nie będę się powtarzała.

 - Chciałbym cię zaprosić na kawę. - Kiedy chciałam mu przerwać, kontynuował. - I w końcu porozmawiać w cztery oczy.

Ugh, ten chłopak był denerwujący. Nie chciał dać mi wygrać. A ja byłam w tymczasowym potrzasku.

 - Wiesz, że...

 - Audrey, daj mi szansę, no!

Weszłam już do kawiarni i spojrzałam na Susan, która uśmiechnęła się do mnie, podnosząc do góry dłoń. Dałam jej znak, że zaraz przyjdę.

 - Cholera, dobra. Gdzie i kiedy?

 - Dziękuję - zapiszczał jak zadowolona z otrzymanej lalki na gwiazdkę dziewczynka. - Wyślę ci wszystko SMS-em. - I rozłączył się. Bez żadnego pożegnania czy coś.

Schowałam telefon do torby. Susan obsługiwała grupkę studentów, więc weszłam na zaplecze i przebrałam się. Maurey już nie było, więc odłożyłam swoje rzeczy na półkę i udałam się do Susan.

 - Czy to ty dałaś mój numer temu kolesiowi?

Susan zamrugała oczami i na jej policzkach pojawiły się delikatne rumieńce. Jęknęłam i przyłożyłam dłoń do swojego czoła.

 - Jak mogłaś to zrobić?

 - Wybacz mi, Audrey, ale on tak prosił. Naprawdę mu się spodobałaś. Powinnaś dać mu szansę.

 - No i właśnie ją otrzymał - mruknęłam prawie do siebie, ale dziewczyna usłyszała. Patrzyła na mnie pytająco, więc kontynuowałam. - Dzisiaj mamy się spotkać na kawę. Jestem ciekawa, co ma mi do powiedzenia.

 - Cieszę się - uśmiechnęła się szeroko i poprawiła swój fartuch. - Życzę udanej randki!

Prychnęłam, kiedy zaczęła się śmiać. Żadnych randek i chłopaków do końca życia.

_______________

 - Co ci zamówić?

Spojrzałam na stojącego już Aldena, który czekał na odpowiedź. Nawet nie zdążyłam powiesić jeszcze kurtki na oparciu krzesła.

 - Poproszę kawę mrożoną i coś słodkiego.

 - Ty jesteś słodka.

Przewróciłam oczami, jednak go już nie było przy stoliku. Była godzina 19, siedzieliśmy w "Mohitos" na świeżym powietrzu. To była ulubiona kawiarnia Aldena, a też chciał, żebym nie przemierzała tyle kroków do innej knajpki po pracy zmęczona, więc byłam na miejscu. Susan nie miała już swojej zmiany, wiec dziękowałam Bogu w myślach, bo bylibyśmy obydwoje przez cały czas na jej celowniku. Gdyby mogła, wzięłaby na dłużej swoją zmianę.

Liz, która była za Susan, obsługiwała chłopaka. Dziewczyna o czarnych, kręconych włosach i brązowych włosach, śmiała się. Pewnie Alden opowiadał jej jakiś żart w czasie, gdy przygotowywała nasze zamówienia. Coś w moim sercu drgnęło, gdy widziałam tą scenę. Wyprostowałam się, kiedy wrócił i postawił moją kawkę oraz sernik z truskawkami przede mną. Skąd wiedział, że lubię to ciasto?

 - Jak flirtowanie z Liz? - Wymsknęło mi się to pytanie, chociaż nie chciałam go zadawać. Alden popatrzył na mnie i przechylił głowę w bok. W dziwny sposób.

 - Jesteś zazdrosna?

Opadła mi szczęka.

 - Skąd taki pomysł? - prychnęłam, szybko biorąc się za konsumpcję mojego ciasta.

 - Inaczej byś nie pytała. - Wzruszył ramionami i chwycił widelczyk do swojego deseru. - Nie martw się. To ciebie mam na oku.

Zaczęłam kaszleć, aby kawałek truskawki nie utkwił mi w gardle. Alden chichotał pod nosem.

 - Wszystko w porządku?

 - To nie było śmieszne.

 - Jesteś słodka, gdy się złościsz.

 - Przestaniesz się podlizywać? Myślałam, że chcesz ze mną rozmawiać.

 - Jezu, czemu ty taka jesteś?

 - Jaka? - Uniosłam brew zaskoczona.

 - Bez serca.

 - Ktoś mi je niedawno zepsuł.

Nastała cisza między nami. Mieszałam kawę swoją łyżeczką, aż mi się jej odechciało pić. Alden wpatrywał się natomiast cały czas we mnie. Z zainteresowaniem.

 - Chcesz mi o tym powiedzieć?

Wbiłam od razu w niego zabójczy wzrok, więc wiedział, że powinien w ogóle się o to nie pytać.

 - No dobra. - Podniósł ręce w geście obronnym. - Więc opowiedz mi coś o sobie.


Tylko My | Tylko #2 | ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz