2

2.6K 190 98
                                    

- Jestem Harry - przedstawił się młodszy, gdy siedzieli już oboje w aucie. Rozejrzał się wokół po wnętrzu. Choć było dosyć ciemno, to zdołał wychwycić koło siebie wiszący breloczek z wizerunkiem, któregoś z piłkarskich klubów. Po jego lewej stronie stała do połowy pusta butelka coli, a z tyłu walało się puste opakowanie po najpewniej fast foodzie. - Ty jesteś Louis, tak? - upewnił się, stukając palcami na jednym ze schowków.

- Dokładnie - uśmiechnął się lekko.

Zapalił światełko przy suficie i spojrzał na Harry'ego. Cały drżał, a jego ubrania były przemoczone do suchej nitki. Louis przypomniał sobie o kocu, który miał gdzieś z tyłu, więc sięgnął tam dłonią i zaczął go szukać. Znalazł ciepły materiał we wzór szkockiej kraty.

- Proszę, okryj się - podał mu go i zgasił światło, odpalając samochód.

Harry przez te krótką chwilę widzial większość jego ostrych rys twarzy, w tym najbardziej wyróżniajace się kości policzkowe. Miał również idealnie podkreślający to wszystko zarost. Oczy Louisa najpewniej, jeśli się nie mylił w spotrzeżeniu, były niebieskie.

- Dzięki - mruknął wdzięcznie, zaraz się przykrywając ciepłym kocykiem. Mogł sobie tylko wyobrażać jak bardzo miał zaróżowione policzki i oczy. Musiał wyglądać naprawdę niezbyt dobrze.

- Więc, dokąd podróżujesz Harry? I, przede wszystkim, co robiłeś po środku autostrady, całkiem sam w taką ulewę? - zerknął na niego kątem oka.

Westchnął cicho, naprawdę nie mając ochoty o sobie czegokolwiek mówić. Była to dla niego wystarczająco podła i męcząca doba.

Postanowił jednak odpowiedzieć. Co jak co, ale ten facet mu pomógł. Nadzieja była taka, że bezinteresownie.

- Planowałem jechać do Manchesteru, ale jak widzisz coś... po prostu nie wyszło. Jeden pan chciał mnie podrzucić, ale okazał się być aż za bardzo miły - powiedział bardzo zwięźle, mając nadzieję, że Louis zrozumie jego przekaz. - A ty? - dodał, jakby od niechcenia. Cały ten natłok zmęczenia i reszty sprawił, że mógł naprawdę wydawać się kimś dość oschłym i niezbyt przyjaznym.

Louis zmarszczył brwi. Nie do końca był pewien, czy dobrze zrozumiał przekaz Harry'ego. Zmienił bieg i spojrzał na sekundę w jego kierunku.

- Czy coś ci zrobił? - zapytał niepewnie i cicho.

- Wiesz... Raczej nie.

Pomiędzy nimi zapanowała głucha cisza przerywana jedynie przez ciche warczenie silnika i szum deszczu, który nie przestawał lać.

Atmosfera była ciężka i gęsta, a ponura pogoda jeszcze dodawała temu wszystkiemu jakby melancholijnego wybrzmienia.

- Po co wybierasz się do Manchesteru? - Louis postanowił przerwa to milczenie. - Tak się składa, że też tam jadę - dodał z lekkim uśmieszkiem.

- Oh, kolejny... - Przewrócił oczami. - Zawsze chciałem jechać na koncert The Script. Jest już w tę niedzielę. Tyle, że teraz mi to najprawdopodobniej nie wyjdzie.

- Też jedziesz na ich koncert? - zapytał zaskoczony. - Tak się składa, że dokładnie wybieram się na te samo wydarzenie - oznajmił, zerkając na niego po raz kolejny.

- Serio? - wypalił, jakby nagle pobudzony. - Mówisz poważnie? - powtórzył się głupio. - Znaczy... No tak, skoro to mówisz. Długo słuchasz tego zespołu? - spytał zatem.

Rozłożył fotel, aby oparcie było bardziej poziomo. Ułożył się wygodnie. Było mu już o wiele lepiej, a jego ciało ogarniało wszechobecne ciepło. Z pewnością dzięki włączonemu ogrzewaniu. Zdjął przemoczoną beanie i potrząsnął wilgotnymi loczkami, aby się jakoś ładniej ułożyły.

Follow the Stars | LarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz