Louis był całkiem podekcytowany, nawet można powiedzieć, że bardziej spotkaniem Harry'ego, niż podróżą. Jednak sama ich wycieczka sprawiała, że czuł ogromną radość. Najbliższe miesiące spędzi razem z Harrym, dobrze się bawiąc i zwiedzając Amerykę.
Oczywiście, nie mogło być idealnie i coś musiało pójść nie tak - a mianowicie korki. Tomlinson mieszkał na drugim końcu Londynu od lotniska i musiał jechać przez całe miasto, by tam dotrzeć. Mimo że wyjechał godzinę przed umówionym czasem, trafił na straszne korki, ponieważ gdzieś zepsuła się jakąś rura i musiał wszystko objeżdżać. To sprawiło, że był spóźniony i zaczął panikować.
W dodatku nie miał jak napisać do Harry'ego, ponieważ jego telefon był na tylnym siedzeniu w torbie podręcznej. Ciągle myślał o tym jak bardzo Harry musi się bać, że Louis go wystawił lub coś w tym stylu. To sprawiało, że chciał płakać z nerwów.
Na szczęście dojechał w końcu na miejsce, spóźniony jakieś pomad trzydzieści minut. I znowu zaczął się denerwować, bo nie mógł znaleźć miejsca na parkingu. Zaparkował daleko od wejścia, a musiał jeszcze wykupić miejsce parkingowe i miał już dosyć, gdy w połowie drogi zorientował się, że nie ma portfela i biegł z powrotem do auta. Ale w końcu dotarł do wejścia głównego.
Na ramionach miał plecak, w ręce ciągnął walizkę, a w drugiej trzymał papiery oraz portfel. Modlił się, by Harry był gdzieś blisko. I na szczęście był. Kiedy wszedł do środka, ujrzał burze loków siedemnastolatka, który wpatrywał się w ekran swojego smartfona, wysyłając już pewnie tysięczną wiadomość do szatyna. Louis postawił swoją walizkę pół metra od niego i wtulił się w drżące plecy nastolatka.
- Przepraszam - szepnął słabo z poczuciem winy.
- Boże, Louis! - pisnął zaskoczony Harry, odwracając się i od razu mocno przytulając starszego. - Dlaczego tak długo cię nie było? - spytał równie cicho, co Tomlinson, jednak bardziej skupiając się na tym, że Louis jest już tu i teraz. Obejmował go najsilniej jak tylko umiał, tak jakby bał się, że zaraz zniknie i już nie wróci.
- Przepraszam - powtórzył, przytulając go mocno. - Były cholerne korki i musiałem jechać okrężną drogą, przepraszam.
- A-ale czemu nie odbierałeś? Ani chociaż nawet głupiego sms-a... - spytał Harry, odsuwając się lekko. Musiał otrzeć swoje czerwone policzki od nagromadzonych łez.
Louis poczuł się tak głupio. Jego serce ścisnęło się na widok łez chłopca.
- Naprawdę tak bardzo cię przepraszam, kochanie - szepnął. - Telefon jest w torbie podręcznej, nie miałem jak go odebrać.
Styles zamknął na chwilę oczy, aby się uspokoić. Louis naprawdę tu teraz był. Nie wystawił go. Siedział zaraz przy nim.
- Okej - odparł, przytakując. Nie chciał złościć się na Louisa, szczególnie, że to nie była jego wina. Zbyt długo go nie widział, aby zachować jakąkolwiek urazę. - Jednak jeśli w tej chwili się nie ruszymy, to nie unikniemy spóźnienia na samolot - przypomniał Harry, wstając. Chwycił za rączkę walizki, która na szczęście była na kółkach.
- Tak, chodźmy - złapał jego dłoń i pociągnął go w kierunku miejsca, gdzie mieli sprawdzić ich bilety i zabrać walizki. - Jeszcze raz przepraszam, Hazz - westchnął.
- Naprawdę wszystko dobrze. Nie musisz już przepraszać, Lou - Potarł jego dłoń kciukiem i posłał mu delikatny uśmiech.
Mieli szczęście, kolejka była dość krótka, więc wszystko poszło bardzo sprawnie. Nie minęło dużo czasu, a już byli po tej głównej stronie, gdzie przechodziło się do samolotu.
- Jesteś podekscytowany? - spytał z delikatnym uśmiechem.
Usiedli na krzesłach pod oknem, gdzie widzieli, jak ich samolot jest przygotowany do odlotu. Harry wyglądał pięknie i szatyn przez jakiś czas po prostu wpatrywał się w niego, ciesząc się, że lecą razem.
- Tak - odpowiedział, ziewając, co mogło być dość mylące. - Przepraszam, naprawdę jestem bardzo szczęśliwy, lecz po prostu prawie w ogóle w nocy nie spałem - wytłumaczył chłopak. Był bardzo zmęczony wszystkimi wydarzeniami jak i emocjami z nimi związanymi.
- Rozumiem - odparł, szturchając go. - Wyśpisz się w samolocie. Przed nami długi lot, sam wiesz.
Młodszy przytaknął, po czym wskazał ręką pojawiające się stewardessy, które zaczęły zapraszać ludzi do zejścia na samolot.
Oboje ustawili się w kolejce, gdzie ponownie sprawdzali ich bilety i czy wszystko się zgadza.
W końcu jednak dotarli do samolotu i zajęli swoje miejsca. Oczywiście musieli przeczekać jeszcze pokazy używania awaryjnych masek jak i przesłuchać o wszystkich promocjach, które mają na pokładzie.
- Ale przynudzają - mruknął Harry, cicho prychając. - Leciałeś kiedyś już samolotem? - spytał Louisa, który siedział przy oknie. Harry wybrał środek, bo wiedział, że gdy tylko odlecą, szybko zaśnie i nie będzie miał dużo czasu na oglądanie chmur.
- Mhm, raz. A ty? - zapytał, wiercąc się na swoim miejscu, które było trochę niewygodne. I oni mieli spędzić dwanaście godzin, siedząc na tych niewygodnych miejscach? - Mam nadzieję, że nigdy nie leciałeś i teraz będę mógł trzymać cię za rękę, bo będziesz się bał - roześmiał się, patrząc na niego.
- Muszę cię zmartwić - mówił, gdy samolot zaczął już odjeżdżać na pasie startowym. Harry przesunął wzrokiem czy na pewno oboje mają dobrze zapięte pasy. - Leciałem już parę razy, ale raczej nie stracisz mojej obecności. Od teraz, Lou, będziesz moją żywą poduszką - powiedział, ziewając. Oparł się o jego ramię, obejmując dłońmi również niżej jego rękę. - Mam nadzieję, że ci to nie przeszkadza, bo raczej przez długi czas nie będę zmieniać miejsca - odparł, unosząc delikatnie kąciki ust.
- Oczywiście, że to mi nie przeszkadza - odparł od razu. - Jednak zaczekaj, aż będziemy mogli już usiąść trochę wygodniej to usiądę bokiem i ty będziesz mógł oprzeć się o mnie plecami i oboje się zdrzemniemy, okej? - zaproponował.
Sięgnął swoją dłonią do tej młodszego i splótł razem ich palce, uśmiechając się lekko. Był taki podekscytowany na tą podróż. Nie mógł się doczekać, aż będę na miejscu.
- No dobrze - mruknął, jednak nie zmienił pozycji, aż do momentu, kiedy Louis nie ułożył się tak jak mówił wcześniej. Harry usiadł między jego nogami, kładąc się plecami na torsie starszego. Głowę miał tuż pod brodą Tomlinsona. Przykrył swoją bluzą siebie i już więcej o nic nie musiał się zamartwiać. Nie było nic innego, co chciałby mieć przy sobie. Definitywnie do pełni szczęścia potrzebował jedynie Louisa i ewentualnie może coś do jedzenia. Nadal nie mógł uwierzyć w to, co właśnie się działo. Nie docierał do niego fakt, iż naprawdę w tamtej chwili znajdował się w samolocie do USA, leżąc na cudownej przytulance imieniem Louis.
Starszy westchnął szczęśliwy, podkładając sobie pod głowę poduszkę i sięgnął dłonią do loczków Harry'ego, przeczesując je delikatnie. Były miłe i pachnące, a kilka z nich łaskotało jego szyję. Włożył do swojego ucha słuchawkę, drugą oferując młodszemu i włączył muzykę. Nim zamknął powieki, pocałował jeszcze czubek głowy chłopca i ułożył się w miarę wygodnie, by odbyć drzemkę. Zasnął, mimo niewygodnego miejsca, bo otulalo go cudowne ciepło bruneta.
Harry za to usnął troszeczkę później. Kiedy poczuł, że oddech starszego się umiarkowuje, podniósł wzrok, aby na niego spojrzeć. Uśmiechnął się, a w środku poczuł jeszcze większe ciepło, niż wcześniej. Nie umiał odgonić od siebie myśli jak wyjątkowo piękna jest uroda starszego. Nawet niezbyt chciał to robić.
Tym razem nie mogło pójść lepiej.
jest dobrze, sytuacja umiarkowanie dobra, teraz się módlcie, aby się nie rozbili<3
Co myślicie ogólnie o całym tym motywie wielkiej podróży?
Bo ja i też myślę, że tak samo najulrzeczny jesteśmy bardzo podekscytowane na opisywanie tego wszystkiego w tak pięknych miejscach w jakich tam będą 🙈
ps. każde polubienie więcej pod tym rozdziałem zmniejsza możliwość rozbicia
CZYTASZ
Follow the Stars | Larry
FanfictionHarry Styles to młody chłopak, który pragnie zyskać całkowitą niezależność od nadopiekuńczych rodziców. Pomaga mu w tym Louis, gdy przez zbieg niefortunnych wydarzeń, napotyka się na niego, jadąc autostradą w samym środku nocy. Czeka ich przygoda p...