46 ● Idaho ●

1.5K 106 80
                                    

Harry, po tak dobrym seksie, czuł się niesamowicie. Był spełniony i rozluźniony. Wyczyścił się, jak tylko mógł, przed założeniem ubrań, więc nawet nie przeszkadzały mu skutki tak wspaniałych orgazmów. Uśmiechał się wciąż rozanielony.

- Powiesz mi może dokładniej, gdzie jedziemy? Masz w ogóle jakiś na to plan? - dopytał, spoglądając na starszego, który starał się zwracać już  większość uwagi głównie na drogę.

- Hmm, na pewno nie będziemy spać w żadnym hotelu. Zatrzymamy się w jakimś fajnym miejscu, gdzie będziemy sami i będziemy mogli siedzieć sobie cały wieczór na kocyku - wyjaśnił. - Znajdzie się na pewno jakieś miłe miejsce, tam gdzie jedziemy jest ich mnóstwo - powiedział z uśmiechem. - Teraz możesz iść dalej spać, ale bez mokrych snów. Z tym zaczekaj do celu - zanucił wesoło.

- Myślę, że już miałem dość snu. Poza tym... Niestety na moje senne marzenia nie mam wpływu - odparł i westchnął, przymykając na chwilkę oczy. - Sam dobrze pamiętam, jak dopiero co się poznaliśmy, a ty już wbijałeś swoją erekcję w mój tyłek, gdy się obudziłem - powiedział, chichotając na to wspomnienie.

- Och, tak - zaśmiał się cicho. - To było tak niedawno, a ja mam wrażenie, jakby minęły wieki - westchnął, kładąc rękę na jego udzie. - Szybko to wszystko minęło, prawda?

- Niewyobrażalnie - przyznał, wzdychając.

Dalsza część drogi minęła im miło. Obyło się beż żadnych problemów, ani też kłopotów na drogach. Z daleka widzieli pasma gór. Były naprawdę wysokie i robiące wrażenie. Wszędzie panowała zieleń i błękit wodnych strumyków czy jezior.

- Chciałbyś spać przy takim jeziorze, tej nocy? - zapytał, zwalniając przy pięknym zbiorniku wodnym, w którym woda była wręcz przezroczysta. Z każdej strony otaczały ich góry. Teren wokół był zieloną łąką.

Nastolatek wyjrzał przez opuszczoną szybę, opierając ręce o drzwiczki.

- Tak, zdecydownie - odpowiedział pewnie. Mało komu mogłoby się tamte miejsce nie spodobać. - Jest tu prześlicznie - dodał z szerokim uśmiechem, znów zerkając na Louisa, który już parkował auto. - Myślisz, że możemy tu tak po prostu nocować? - spytał, ponownie się rozglądając. Było dość dziko, jednak wszystko prezentowało się naprawdę ładnie.

- Nie wiem - wzruszył obojętnie ramionami. - Jesteśmy dosyć daleko od głównej ulicy, na odludziu. Nikt nie powinienem nas wyrzucić. Najwyżej nasza podróż skończy się w sądzie za wkroczenie na prywatne miejsce. Mówi sie trudno - uśmiechnął się do swojego chłopaka.

- Oczywiście, żeby później nie było, to ty tu jesteś pełnoletni i bierzesz na siebie pełną odpowiedzialność - oznajmił. - A mnie ominą konsekwencje i po prostu grzecznie sobie wrócę do domku, ah - powiedział, usilnie próbując się nie roześmiać.

Louis wysiadł z auta, wywracając oczami. Było naprawdę ciepło, chociaż zegar wskazywał już dwudziestą trzydzieści, a słońce schodziło powoli ku zachodowi i zmieniało kolor nieba na cieplejsze barwy. Szatyn wyjął z bagażnika koszyk, dziwną przenośną lampkę (kupił ją w sklepie, twierdząc, że może zrobić romantyczny nastrój) oraz koc. Kazał Harry'emu wszystko rozłożyć, a kiedy ten się tym zajął, on wyjął gitarę, którą znalazł ostatnio w schowku na dnie bagażnika.

Kiedy młodszy chłopak położył większość rzeczy na trawie, kątem oka dostrzegł Louisa,  trzymajacego futerał.

- Jejku, czemu nie mówiłeś, że mamy gitarę... Umiesz grać, prawda? - zapytał, podekscytowany. Usiadł na przygotowanym wcześniej miejscu.

- A no umiem - oznajmił, zajmując miejsce obok niego. Gitarę na razie odłożył na boku. - Sam nie wiedziałem, że jest w tym aucie - dodał, przytulając go do siebie. - Na co masz ochotę? Mamy spory wybór - zanucił, sięgają do koszyka.

Follow the Stars | LarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz