*•.¸♡ three ♡¸.•*

307 20 8
                                    

– Michael! – usłyszałem głośny wręcz ryk mamy. No tak, szkoła. Nie chciało mi się nie miłośernie ale usiadłem i spojrzałem przed siebie pustym, zaspanym wzrokiem. Na przeciwko mojego łóżka jest szafa ze sporym lustrem.

– Kurwa wyglądam jak zombie. – wymamrotałem. Wory pod oczami i roztrzepane włosy. Sięgnąłem po prostokątne okulary z szafki nocnej. Założyłem je na nos i zdrapałem się z łóżka. Wyciągnąłem czarne rurki, szary T-Shirt i czerwono-czarną flanelową koszule. Ubrałem wszystko zostawiając rozpiętą koszule, sięgnąłem po plecak i włożyłem wszystkie książki.

Jestem dziwny, mimo tego, że jestem perfekcjonistą, ucze się świetnie to jednocześnie jestem też wyluzowany i często zachowuje się jak zwyczajny nastolatek. Często tacy jak ja brani są za kujonów, jednak ja jako przewodniczący klasy jestem bardzo przyziemny. Nie lubię się wywyższać. Założyłem sneakersy, i z plecakiem w dłoni zbiegłem na dół. Przy stole w kuchni siedział mój tata, pił kawę patrząc w gazetę. Obok niego mój brat, jak zazwyczaj w za dużej bluzie i spodniach. Jadł powoli płatki z mlekiem, mama kręciła sie przy kuchni.

– Cześć. – rzuciłem krótko i podszedłem do blatu w celu poszukania pojemnika z lekami.

– Dzień dobry Michael. – powiedziała mama. Wyciągnąłem z pojemnika soczewki, wziąłem lusterko i usiadłem do stołu. Ściągnąłem okulary i zacząłem zakładać soczewki.

– Po co Ci te soczewki skoro masz okulary? – zapytał mój brat patrząc na mnie spod grzywki.

– Bo lepiej wygląda. – powiedziałem gdy skończyłem. On tylko wymamrotał coś pod nosem. Odłożyłem wszystko na swoje miejsce, mama podała mi miskę. Z środka stołu sięgnąłem po butelkę z mlekiem, nalałem go trochę i wsypałem płatki.

– Oj Michael, gdybyś nie był gejem byłbyś ideałem. – powiedział mój tata z głębokim wzdechem.

– Scott. – rzuciła moja mama karcąc tate za tą uwagę.

– Spokojnie mamo. – powiedziałem zerkając na nią. Nauczyłem sie ignorować homofobiczne zaczepki mojego taty więc tylko zająłem się jedzeniem.

Do końca śniadania siedzieliśmy w ciszy. Gdy dobiegała ósma razem z bratem wyszliśmy z domu. Nigdy nie dogadaliśmy się dobrze z Jasonem. On interesował się sportami, laskami i grami. Ja owszem też lubiłem grać, ale nie tyle co on! On grał całymi nocami kiedy ja całymi nocami obliczałem durne równania z matematyki.

– Jak sprawdzian z chemii? – zapytałem zerkając na niego kątem oka.

– Ujdzie. – burknął pod nosem kopiąc kamień. Miał taki sam kolor włosów co ja, oczy te same. Był tylko minimalnie większy, nie tylko wzrostem. Włosy miał zaczesne na bok, brak zarostu. Ja miałem włosy zaczesane do góry, zawsze musiały być ułożone. Westchnąłem, pewnie znowu nie zdał tego sprawdzianu. Wsiedliśmy do autobusu.

Znaleźliśmy miejsca z tyłu. Jak zwykle, autobus był pełen nerdów, szkolnych palantów i lasek wrzeszczących, że przez kierowcę nie mogą poprawić tapety. Jason wyciągnął swoją przenośną play'ke, ja oparłem głowę o szybę zamyślając się dłużej. Przez chwile siedziałem tak po czym zauważyłem nieco dalej od nas chłopaka. Miał nie zbyt długie szatynowe włosy, był chorobliwie chudy i drobny. Na nosie miał prostokątne okulary, był ubrany w białą bluzę, czarne podarte rurki, zauważyłem na jego nogach trampki. Był dość pochmurny, jego piwne oczy były jakieś takie smutne. Chwile się zastanowiłem, skądś kojarzyłem tego kolesia.

– Co do cholery... – mruknąłem pod nosem. Jason zerknął na mnie pauzując kolejny level Fortnite'a.

– Co? – zapytał nie zrozumiale. Nie oderwałem wzroku od chłopaka z naprzeciwka i tylko machnąłem ręką do brata.

ғɪʀsᴛ ʟᴏᴠᴇ | bennoda ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz