Parę miesięcy temu w tym klubie nie wiedziałem co robię. Nie wiedziałem co się dzieje, dlaczego i z kim co robię. Byłem pijany, nie pewny, nie kontrolowałem niczego.
Teraz jednak siedząc obok Chestera wiedziałem co robię. Chciałem tego, nie tak jak wtedy. Teraz chciałem tego, bo go pokochałem.
Gdy szatyn przytaknął głową zbliżyłem się do niego. Nasze twarze dzieliły małe centymetry. Patrzyłem na jego oczy i usta nawzajem, on robił to samo. Po chwili pocałowałem go. Delikatnie i powoli złączyłem nasze usta. Trzymałem dłoń na jego policzku, on za to objął rękoma moją szyje. To jeden to drugi muskał wargi na przemiennie. Jego usta były idealne, głatkie, przyjemne i smakowały jak najlepsze słodycze. Chester lekko odsunął się odemnie płonąc rumieńcem.
– Mikey... – mruknął wysokim głosikiem zawstydzony. Popatrzyłem na niego nie pewnie.
– Chester ja... – zacząłem. Nie skończyłem, zobaczyłem w oczach drobnego chłopaka strach. Czyżbym coś spieprzył? Byłem zbyt agresywny? Spiąłem się w sobie.
– Mike t-to nie jest dobry pomysł... – oznajmił łamiącym się głosem. – To nie tak, że ja...
– Dobrze, rozumiem. – przytaknąłem głową jakby bez słów rozumiejąc co ma mi do powiedzenia. Czułem jakby coś wbijało mi się w serce, bolało, ale nie byłbym nawet wstanie uznać sam przed sobą, że to przez Chestera. Sam siebie oszukuje, on się mnie boi, nie chce tego. Odsunąłem się. Po jego policzkach spływały pojedyncze łzy, co parę sekund otwierał usta jakby chciał coś z siebie wydusić, ale nie był wstanie.
– Mike, t-to nie tak... – wymamrotał strasznie rozdyganym wzrokiem. – J-ja... Przepraszam... – wydusił i zerwał się na równe nogi. Obserwowałem bez silnie jak chłopak drżącymi rękoma zbiera podręczniki, schował je do torby.
– Chester nie chce... Ja, nie chciałem żeby tak wyszło... – westchnąłem wstając. Bolało mnie serce, głowa, było mi cholernie przykro, ale wiedziałem, że to tylko moja wina. To ja robiłem sobie nadzieje, a on przecież mógł pomyśleć, że jestem jakiś napalony na nie wiadomo co, i nie chciał robić mi przykrości.
– Nie Mike, to ja nie chciałem. – oznajmił wycierając rękawami łzy, zarzucił torbę na ramię i wyszedł z mojego pokoju kierując się schodami na dół. Poszedłem za nim szukając w głowie obojętnie jakich słów, jednak byłem tak rozszarpany emocjonalnie, że mój mózg podpowiadał mi tylko, że mogę się go ewentualnie spytać ile słodzi herbatę. Popadłem w paranoje patrząc jak chłopak podbiega do drzwi.
– Wybacz mi, ja nie chce żebyś... – zerknął na mnie chwytając klamki, szybko odwrócił wzrok. – Nie chce żebyś cierpiał. – dodał cicho po czym wyszedł z domu. Stałem patrząc w drzwi jak zbity pies. Inaczej to sobie wyobrażałem, to nie tak miało się skończyć.
Powolnym krokiem wróciłem do pokoju, chciałem położyć się z miejsca do łóżka ale mój chorobliwy perfekcjonizm kazał mi posprzątać. Myślałem o wszystkim, między innymi o tamtej nocy. Zapewne Chester traktował to jako zwykły seks, i teraz wprawiłem go w zakłopotanie wyjeżdżając z uczuciami.
Układałem podręczniki na półce, gdy nagle z jednego z nich wypadła kartka. Była trochę pognieciona, tak jakby została wyciągnięta z kosza na śmieci. "To nie moje", pomyślałem przyglądając się charakterystycznemu pismu na papierze. Wnikliwie czytałem napisany czarnym, wypisującym się długopisem tekst...piosenki ? Nie umiałem oderwać wzroku od wyrazów, które układały się w piękne i łączące ze sobą zdania. Opowiadały o cierpieniu, o chorobie. Ale w połowie tekstu zaczyna się pozytywny tekst, mówiący o wsparciu, o uczuciu do drugiego człowieka. Uczuciu które względem autora byłoby wstanie pokonać wszystkie udręki. Gdy zakończyłem czytanie usiadłem powoli na krześle i odłożyłem wyrwany z zeszytu kawałek papieru.
Czy to tekst napisany przez Chestera?
CZYTASZ
ғɪʀsᴛ ʟᴏᴠᴇ | bennoda ✔
Короткий рассказᴊᴇᴅɴᴀ ɴᴏᴄ/ᴘᴀʀᴇ ᴅʀɪɴᴋᴏᴡ/ᴊᴇᴅᴇɴ ᴅᴏᴛʏᴋ ɢᴅᴢɪᴇ ᴍɪᴋᴇ ɪ ᴄʜᴇsᴛᴇʀ ᴏᴅᴋʀʏᴡᴀᴊą ᴢʏᴡɪᴀᴄᴇ ᴅᴏ sɪᴇʙɪᴇ ɴᴀᴡᴢᴀᴊᴇᴍ ᴜᴄᴢᴜᴄɪᴇ ᴡʏᴢsᴢᴇ ɴɪᴢ ᴘʀᴢʏᴊᴀᴢɴ
