#jasfanfic
Avianne
Po tym wspólnym wieczorze z Izzy i Daliah, stwierdziłam, że ten wyjazd może nie będzie taki zły. Jeśli reszta drużyny jest tak samo pozytywna i sympatyczna, jak Daliah, to być może ta integracja nie skończy się katastrofą.
Miałam zamiar spakować tylko najważniejsze rzeczy, ale Izzy dorzuciła mi jeszcze kilka bardziej imprezowych ciuchów i całą masę kosmetyków. Tak, fajnie, tylko na co mi to, skoro nie umiem się nimi posługiwać tak, żeby nie skrzywdzić się do reszty. I są drogie. Bardzo. Więc muszę bardziej pilnować kosmetyczki, niż samej siebie. Ekstra.
Na lotnisku okazuje się, że nasz szanowny mentor, trener, czy jak tam powinnam go nazywać, nie leci z nami. Dotrze do nas dopiero jutro, z jakichś niewyjaśnionych przyczyn. Oczywiście nasi panowie zaplanowali już, że wieczorem się wszyscy porządnie sponiewieramy i w końcu poznamy porządnie.
Cóż. Będzie się działo.
Lot jest przyjemny. Siedzę obok Rachel. Jest najstarsza z naszej piątki. Jest już na pewno po trzydziestce, ale nie wygląda na typ mamuśki. Wręcz przeciwnie. Ma... fioletowe włosy. Znaczy, wpadają w fiolet, to bardziej refleksy, ale tak czy siak, wyglądają genialnie. Jej czoło przykrywa grzywka ścięta na prosto. Ma dość specyficzne obcięcie, bo jej włosy sięgają do ramion, ale są postrzępione na końcach i pocieniowane. To tworzy taki fajny, punkowo rockowy wygląd.
Dolna powieka jest podkreślona czarną kredką, a na górnej widnieje gruba, granatowa kreska zrobiona eyelinerem. To naprawdę fajne połączenie. Nie u każdego będzie wyglądało to dobrze, ale u niej zdecydowanie wygląda.
- Nienawidzę latać - odzywa się jakoś pod koniec lotu, gdy wyjmuje słuchawki z uszu.
Wzdrygam się i odrywam wzrok od jej twarzy. Cóż, pewnie wypadłam nieźle, gapiąc się na nią. Kiwam słabo głową.
- Ja nawet lubię. O ile nie ma turbulencji.
- Jak są, to ja mogłabym równie dobrze wyskoczyć przez okno. - Obie śmiejemy się cicho. - Ty chyba też nie jesteś zachwycona tym wyjazdem, prawda?
- Niezbyt - krzywię się.
Nie widziało mi się zostawianie małego samego z matką. Oczywiście jej też nie. Nakrzyczała na mnie i pokłóciłyśmy się, ale zostanie w domu i pokazanie jej, że wygrała, było ostatnią rzeczą, jaką miałam zamiar zrobić.
- Masakra. Ale to tylko cztery dni. A dziś zapowiada się jakaś impreza. Chłopcy jutro będą umierać.
Potakuję, a ona uśmiecha się leniwie, odwracając wzrok w kierunku okna. Ma lepiej, niż ja, bo siedzi przy oknie. Też chcę.
- Masz śliczne włosy - mówię, a ona spogląda na mnie i uśmiecha się jeszcze szerzej.
- Dziękuję. Gdy mój mąż je zobaczył, myślałam, że wyrzuci mnie z domu. - Chichocze pod nosem, chwytając między palce jeden kosmyk. - Ale jedynie mnie pocałował i powiedział, że kręcę go jeszcze bardziej.
- Masz męża?
- Nie wyglądam na taką, co?
Jest bardzo uśmiechnięta, i jak się okazuje, całkiem inna, niż mi się wydawało. Kiedy się na nią patrzy, ma się poczucie, że to osoba, która buduje wokół siebie mury i morduje kotki po nocach.
- Mam. I dwie córeczki. Bliźniaczki.
Wytrzeszczam oczy. Wszystkie moje przypuszczenia okazały się być ciulowe. I to w ciągu kilku minut. Nieźle, Avianne. Nieźle. Umiesz wyciągać wnioski.
CZYTASZ
Just a season | Shawn Mendes
FanfictionAvianne od dziecka wiedziała, że została stworzona do śpiewania. Już w przedszkolu grała główne role w teatrzykach, śpiewając radosne piosenki, odnosiła sukcesy w szkolnych konkursach talentów. W końcu postanawia wejść na większą scenę. Dostaje się...