18. Jesteś pewna, że dasz radę się bronić?

16.2K 1.3K 1.6K
                                        

#jasfanfic - liczę na was

Avianne

Nie żartował. Naprawdę przyjechał.

Wpatruję się w czarne, terenowe auto, z którego wysiada szatyn. Zajęło mu to piętnaście minut. Ale jest. Naprawdę przyjechał tutaj, bo pomyliłam numery. Co za człowiek.

Rozgląda się, szukając mnie, a gdy mnie znajduje uśmiecha się słabo i zmierza w moim kierunku. Siedzę na ławce, która stoi kawałek od budynku.

- Avianne? Co się stało? - pyta i kuca tuż przy moich kolanach.

Patrzę na niego, a on marszczy brwi. Odgarniam włosy, zakładając je za ucho, dzięki czemu odsłaniam zaczerwieniony policzek.

Przemyślałam wszystko, zanim tu przyjechał. Mogłam albo pójść gdzieś i uniknąć spotkania z nim, co byłoby cholernie głupie i chamskie, bo powiedział, że przyjedzie, albo poczekać na niego i liczyć się z tym, że powiem mu prawdę. Nie wiem, dlaczego postanowiłam wybrać opcję numer dwa. Nie wiem w ogóle, dlaczego rozważałam tylko dwie opcje. Mogłam mu wcisnąć kit, że chciałam zadzwonić do siostry, bo zostawiłam coś u niej, cokolwiek. Ale nie, Avianne potrafi komplikować sobie życie.

- Co ci się stało? Ktoś cię uderzył? Mogę? - zadaje trzy pytania, a ja kiwam słabo głową, widząc, że wyciąga dłoń.

Gładzi delikatnie mój policzek. Trochę boli. Ta kobieta zdecydowanie nie należy do ludzi z lekką ręką.

- Moja matka niezbyt popiera mój udział w programie - mruczę pod nosem, a on wytrzeszcza oczy.

- Ona ci to zrobiła? - Z jego ust pada kolejne pytanie, a ja po raz kolejny potakuję. - Cholera, Avi, nie wiem, co powiedzieć.

- Nic nie musisz mówić. To miłe, że przyjechałeś, naprawdę miałam zadzwonić do mojej siostry.

- Nie brzmiałaś zbyt dobrze. Wstawaj, zaraz tu zamarzniesz. - Podnosi się i wyciąga rękę w moim kierunku, a ja patrzę na niego zdziwiona. - No chyba nie myślisz, że cię tu zostawię.

- Tak właśnie myślę.

- To źle myślisz. Wstawaj. Zrobię ci herbatę.

- Chyba nie sądzisz, że pojadę do ciebie. Nie ma opcji - mruczę, a on kręci głową.

- Gdziekolwiek nie pójdziemy, nie będzie to wyglądać zbyt dobrze, a do domu teraz nie wrócisz.

- Zadzwonię do Izzy.

- Nie ma opcji. Nie przyjechałem tu, żeby cię zostawić samą. Wstawaj.

Wywracam oczami, ale podnoszę się z ławki. Shawn uśmiecha się do mnie szeroko, a ja mam ochotę westchnąć, ale wiem, że to byłoby nie na miejscu. Ma rację. Przyjechał tu, choć wcale nie musiał i jak raz schowam dumę do kieszeni, nic mi się nie stanie. Przewieszam torebkę przez ramię i podążam za nim w kierunku samochodu. Otwiera mi drzwi, co wydaje mi się bardzo miłe, ale nie komentuję tego w żaden sposób. Wsiadam do środka, a on zamyka drzwiczki i okrąża samochód, po czym zajmuje miejsce kierowcy.

Odpala silnik i patrzę, jak ustawia ogrzewanie. Robi mi się ciepło też na sercu. Naprawdę się tak przejął tym, że dostałam od mamy w twarz?

- To pierwszy raz? - pyta po kilku minutach, a ja wzdycham cicho.

Jest mi trochę głupio opowiadać mu o tym, bo nie wiem, co sobie o tym wszystkim myśli. Może ma mnie za jakąś patologię. Nie chcę, żeby tak o mnie myślał.

- Pierwszy. Nie spodobało jej się to, że nazwałam ją suką.

Słyszę jego cichy śmiech. Po chwili jednak reflektuje się i cichnie, jakby zdał sobie sprawę z tego, że to nie na miejscu.

Just a season | Shawn Mendes Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz