#jasfanfic - ale się rozleniwiliscie:(
Avianne
Choć na tym nieszczęsnym wyjeździe nie było tak kolorowo, jak bym tego chciała i choć trzeciego dnia naprawdę marzyłam już o powrocie do domu, to czwartego, gdy planowałam walizkę, zdałam sobie sprawę, że powrót do domu to jednak jeszcze gorsza sprawa. Powrót do szarej rzeczywistości. Do matki.
Idealnie. Wręcz, kurwa, fantastycznie.
Rozglądam się po pomieszczeniu i upewniam, czy na pewno wszystko spakowałam. W końcu, po trzecim już takim sprawdzeniu, podnoszę ciężką klapę walizki i zarzucam tak, że mogę ją zapiąć. Poświęciłam trochę czasu na składanie ubrań, więc udaje mi się ją zamknąć bez zbędnego siadania na niej czy innych debilizmów. Co za szczęście.
Wczorajszy wypad był dość fajny. Daliah naprawdę zrezygnowała z wejścia z nami pod znak Hollywood i w sumie, możliwe, że z tego powodu ta wycieczka jednak nie była taka zła. Postanowiłam zignorować słowa Shawna i udawać, że to wyznanie nie miało miejsca. Było ciężko, ale nawet mi się udało. Trzymałam się Rachel i naprawdę dobrze bawiłam w jej towarzystwie.
Wróciliśmy chwilę przed siódmą i byłam na tyle zmęczona, że postanowiłam wziąć prysznic i odpocząć. Dołączyła do mnie Rach, która poszła tym samym tropem. Trochę porozmawiałyśmy i jeszcze bardziej utwierdziło mnie to w przekonaniu, że jest naprawdę genialną osobą.
- Avianne! - Słyszę głos, a raczej wrzask, Gavina.
Wstaję z miękkiej wykładziny i zmuszam się do podejścia do drzwi. Chłopak jest na dole, więc najprawdopodobniej i tak nie usłyszałabym tego, co chce do mnie powiedzieć. Otwieram je i wychylam się odrobinę, co nie okazuje się być dobrym pomysłem, bo moja głowa uderza o czyjś tors.
Kurwa mać.
- O matko, przepraszam - mówi cicho Shawn, chwytając mnie za ramiona, żebym nie straciła równowagi. - Żyjesz? - pyta, a ja kiwam głową.
Podnoszę wzrok i czuję przebiegające ciarki po moim kręgosłupie, gdy nasze spojrzenia się spotykają. O matulu. Nie umiem się zachowywać przy nim normalnie, odkąd powiedział mi to, co mi powiedział. To chore. Spodobałam się mojemu trenerowi. Komuś, komu nie powinnam się była spodobać. Regulamin jasno tego zakazuje. Tak nie może być. I tyle.
Patrzymy sobie w oczy. Oddycham z coraz większą trudnością, a mój wzrok przez ułamek sekundy ląduje na jego rozchylonych wargach. Avianne, odwróć wzrok. Nic dobrego z tego nie będzie. Nic. Ale mam wrażenie, że jego twarz jest coraz bliżej mojej, a ja nie mam odwagi, żeby się odsunąć. Po prostu mam wrażenie, jakby panowanie nad moim ciałem zostało mi odebrane. Nie umiem się poruszyć.
- Do jasnej cholery, Avianne!
Krzyk Gavina jest jak kubeł lodowatej wody, który budzi mnie z transu. Wzdrygam się i odsuwam od Shawna, uśmiechając słabo. Mendes kręci głową i spuszcza wzrok na swoje białe buty.
- Co? - okrzykuję.
- Zrobiłem ci jedzenie, więc łaskawie pośpiesz swój chudy tyłek, zanim ostygnie! - drze twarz, a ja mam ochotę go uderzyć.
Gdyby nie on, Shawn by mnie pocałował? On mnie? Zrobiłby to? Biorę głęboki oddech i bez słowa mijam go, zanim zrobię coś cholernie głupiego. Zbiegam po schodach jak najszybciej, gdzie w kuchni czeka na mnie Gavin.
CZYTASZ
Just a season | Shawn Mendes
FanfictionAvianne od dziecka wiedziała, że została stworzona do śpiewania. Już w przedszkolu grała główne role w teatrzykach, śpiewając radosne piosenki, odnosiła sukcesy w szkolnych konkursach talentów. W końcu postanawia wejść na większą scenę. Dostaje się...