#jasfanfic - LICZĘ NA WAS!
Avianne
Ten tydzień był szalony. Przynajmniej w mojej głowie. Bo siedział w niej pewien namolny szatyn, który próbował mnie pocałować tydzień temu. Ale nie chciałam się do tego przyznawać, bo wiedziałam, że to cholernie nieodpowiednie. A mój żołądek wywraca się do góry nogami na myśl, że dziś znowu go spotkam. I to jest jeszcze bardziej nieodpowiednie.
Mam wrażenie, że Izzy nie uwierzyła mi w to, że między mną, a nim do niczego nie doszło. Ja też prawdopodobnie bym nie uwierzyła, gdybym była na jej miejscu. W końcu odwiózł mnie do jej mieszkania, a ja, podobno, byłam rozanielona.
Ale nie ma tego złego, co nie wyszłoby ma dobre. Wyprowadziłam się od matki. Po rozmowie z siostrą, stwierdziłam, że wystarczy już poniżania mnie. Izzy nadal była chętna do posiadania współlokatorki, a ja zgłosiłam się na ochotnika. I dobrze mi z tym. Wracam do domu pewna tego, że nie usłyszę na wejściu, że jestem dziwką i puszczam się, żeby utrzymać się w programie. To dobra odmiana.
- Avianne, co ubierasz?
Podnoszę wzrok i patrzę na Izabel, która trzyma w ręku duży, bordowy kubek. Siada obok mnie na kanapie i ciągnie za koc, którym jestem okryta.
- Ej, zostaw.
- Też chcę. Zimno mi.
Wzdycham cicho i nie protestuję, mimo że nie podoba mi się fakt, że zabiera mi pół mojego kocyka.
- Nie wiem. - Wracam do tematu. - Pewnie ubiorę moje czarne rurki i coś do tego wybiorę. To tylko wspólne oglądanie telewizji. - Wzruszam ramionami.
- W domu Shawna Mendesa - dodaje, zupełnie, jakby to miało jakieś znaczenie.
- Mieszkaniu - poprawiam ją.
- No to mieszkaniu. Tak, czy siak. I on tam będzie. To dość istotny szczegół.
Kręcę głową. Mnie to nie jara tak, jak jej. Może dlatego, że już tam byłam, a może dlatego, że spędziłam z nim już wystarczająco czasu, by go poznać choć trochę, a dla niej to zupełnie nowa, w dodatku sławna, osoba.
- Mów dalej, bo nadal mnie nie przekonałaś. To nie bal, nie będę się stroić. Nie będzie tam kamer. Ale jak chcesz, możesz ubrać suknię wieczorową, będzie zabawnie.
Patrzę na nią, a ona wywraca oczami. Śmieję się pod nosem i upijam łyka mojej herbaty. Dziewczyna prycha pod nosem i tracą mnie stopą.
- Jesteś złośliwa. Ja się przejmuję.
- Zauważyłam. Nie masz czym. Naprawdę.
- To mój przyszły szwagier! Mam czym! - piszczy, a ja mam ochotę jej trzepnąć.
Ubzdurała sobie, że między mną, a Shawnem coś będzie. Coś poważnego. A ja sądzę, że to mało realne. On dużo mówi. I może sobie mówić, ale niech nie liczy na nic więcej. Po prostu nie wolno nam. Nawet, gdybym chciała. Ale nie chcę. Żeby było jasne.
- Izabel, nie zabiorę cię tam, jeśli masz mi przynieść wstyd - stwierdzam, a ona patrzy na mnie, zupełnie, jakbym ją uraziła.
- Ja i przynoszenie komuś wstydu? Avianne, myślałam, że znasz mnie lepiej. - Przykłada otwartą dłoń do swojej klatki piersiowej, prezentując swoją obrazę. - Na którą mamy tam być?
- Na siódmą. O ósmej zaczyna się program.
- Idę wziąć prysznic, a ty tu ogarnij.
Wstaje z kanapy, bierze ostatniego łyka swojej kawy i odstawia kubek na ławę. Wychodzi z salonu, a po chwili słyszę, że zamyka się w łazience. Pewnie też powinnam się ogarnąć chociaż trochę, bo jest już po trzeciej, a nic pożytecznego dzisiaj nie zrobiłam. Ale nie żebym czuła się z tym źle. Czasem dobrze zmarnować cały dzień, żeby odpocząć.

CZYTASZ
Just a season | Shawn Mendes
FanfictionAvianne od dziecka wiedziała, że została stworzona do śpiewania. Już w przedszkolu grała główne role w teatrzykach, śpiewając radosne piosenki, odnosiła sukcesy w szkolnych konkursach talentów. W końcu postanawia wejść na większą scenę. Dostaje się...