27. Pomyliłaś drogę?

16.5K 1.2K 798
                                    

#jasfanfic

Avianne

Wchodzę do środka, a on zamyka za mną drzwi. Patrzę na niego, ubrana w tę śmiesznie elegancką sukienkę, ściskając w ręku kopertówkę i czując, że nogi mi zaraz odlecą.

- Pomyliłaś drogę? - pyta, a ja kręcę głową.

- Stałam pod tym kościołem i jedyne o czym myślałam, to o tym, że ta sukienka jest niewygodna i wolałabym teraz być z tobą.

- Tak? - Podchodzi bliżej i oplata mnie w talii. - To się cieszę. Bardzo. - Całuje mnie w czoło, a ja uśmiecham się pod nosem.

- Nie gniewasz się na mnie?

- Nie. Nie powinienem był się złościć. Chciałaś dobrze. Ale cieszę się, że tu jesteś.

- Ja też, Shawn.

- Chcesz się przebrać? - pyta, a ja kiwam głową. - To chodź, dam ci jakąś koszulkę.

To zdecydowanie dobry pomysł. Bardzo dobry. Ciągnie mnie za rękę w kierunku jego sypialni. Po drodze gubię buty. Są cholernie niewygodne.

- Proszę, skarbie. - Podaje mi szary t-shirt.

- A spodnie?

- Dasz radę bez. - Przyciąga mnie do siebie i całuje znowu w czoło. - Bałem się, że to koniec, Avianne.

- Ja też. Byłeś na mnie tak bardzo zły. - Opieram czoło o jego koszulkę i przymykam oczy.

- Byłem za bardzo zazdrosny. Ale zrozum mnie, proszę. Ja na razie nie mogę cię zabrać w żadne miejsce publiczne, nie mogę powiedzieć nikomu, że jestem w tobie zakochany i że jestem najszczęśliwszym człowiekiem na świecie, bo ta piękna dziewczyna, którą właśnie trzymam w ramionach, jest moją dziewczyną.

Łzy cisną mi się pod zamkniętymi powiekami, gdy słyszę jego słowa. Nie myślałam, że jedno tak przyniesie mi tyle dobrego. Że będę przy nim taka szczęśliwa. A to dopiero początek. Dopiero, gdy światła zgasną i wyłączą kamery, będziemy mogli w stu procentach się sobą cieszyć, bez zmartwień o to, czy ktoś nas zobaczy.

- I niczyją inną, pamiętaj.

Przyciska mnie mocniej do siebie.

Jest mi głupio, że miałam go za kogoś tak złego. A on jest najcudowniejszym facetem na tej planecie. Naprawdę.

- Chcę, żeby ten cholerny program się już skończył. Chcę cię zabrać na normalną randkę, móc trzymać za rękę przy wszystkich i mieć gdzieś to wszystko.

- Ja też, Shawn. Bardzo. Cieszę się, że byłeś takim natrętem.

- Wiedziałem, że jest po co, moja śliczna.

Uśmiecham się. Jestem najszczęśliwsza. Naprawdę. Uwolniłam się od okropnej matki, mieszkam w normalnym domu, mam chłopaka, który o mnie dba. Mam nadzieję, że to będzie trwało jak najdłużej.

- Idę się przebrać. Ta sukienka jest naprawdę niewygodna.

- Jasne. Leć.

Puszcza mnie, a ja uśmiecham się do niego i, ściskając koszulkę w dłoni, kieruję się do łazienki. Zrzucam z siebie sukienkę i rajstopy i zakładam jego koszulkę, która jest milion razy wygodniejsza. Zostawiam swoje ubrania tam, gdzie ostatnio i wychodzę.

- Gdzie jesteś? - krzyczę.

- W kuchni. Chcesz kawy czy herbaty?

Ruszam korytarzem w odpowiednim kierunku i podchodzę do niego od tylu, obejmując go i przytulając się do jego pleców.

Just a season | Shawn Mendes Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz