44

675 53 14
                                    

- Cześć, kochana –Izzy obudził ciepły i słodki głos Clary.

Wczoraj wieczorem dziewczyny wspólnie sprawdzały, czy wszystko, co za mówiły na ślub, dojdzie do Instytutu jutro lub pojutrze, a potem sprzątały w starym pokoju czarnowłosej, gdzie spędzi z Magnusem ostatnie kilkanaście minut przed jego wielką chwilą. Tylko Fairchild była w stanie faktycznie pomóc Isabelle, bo rzeczywiście zależało jej na tym, żeby odciążyć przyjaciółkę i wiedziała, jak to zrobić. Pracowały wczoraj do późna i zmęczyło je to tak mocno, że wreszcie zasnęły w pokoju, owinięte kołdrą i przytulone do siebie. Kochały się jak siostry, choć nie zawsze było im po drodze. Uwielbiały spędzać czas, zwłaszcza noce, razem. Kiedy ich chłopcy wychodzili wspólnie, a one nie miały zaplanowanego polowania, organizowały sobie babskie wieczory. Ten wczorajszy był trochę bardziej stresujący niż zazwyczaj, ale wciąż bawiły się całkiem nieźle.

- Cześć, jest już późno? – zapytała czarnowłosa i podniosła się do pozycji siedzącej.

- Po trzynastej –rzuciła Clary, gdy odblokowała swój telefon.

- Musimy sprawdzić, co u chłopaków po kawalerskim – przypomniała sobie Isabelle i ziewnęła uroczo.

- Ciekawe, czy jeszcze żyją – parsknęła na to młodsza. - Pójdę już do Jace'a, bo im szybciej, tym lepiej. Ty sprawdź, co u Simona.

Rudowłosa wstała z łóżka i pewnie, w dobrym humorze wyszła z pokoju.

Izzy kilka minut po zniknięciu Clary leniwie podniosła się i poprawiła przy lustrze. Rozpuszczone włosy spięła w luźny kok, a potem lekko pomalowana usta wiśniowym błyszczykiem. Dopiero po takiej skróconej porannej rutynie ruszyła w stronę swojego mieszkania.

Jej zdziwienie było ogromne, gdy zobaczyła dom zupełnie pusty, w stanie identycznym do tego, kiedy wychodziła stąd wieczorem. Nie wierzyła, że impreza jeszcze trwa. Natychmiast zbiegła do piwnicy, gdzie organizowano wieczór kawalerski. Tam też nikogo nie było. Zostawiono tylko włączone zielone lampki choinkowe i butelki po przeróżnym alkoholu. Mimo tej wielości, przebijał się jeden, charakterystyczny zapach – wódka faerie. Dziewczyna od razu ją rozpoznała i nabrała ogromnej ochoty na zamordowanie Jace'a i Simona. W przeszłości miała do czynienia z tym alkoholem i wiedziała, że jeśli się z nim przesadzi, o co bardzo łatwo, jeden dzień nie wystarczy, by wytrzeźwieć. Złość narastała w niej z minuty na minutę, ale musiała najpierw znaleźć chłopaków, by dopiero potem się wykrzyczeć. Zostało jej jeszcze jedno miejsce do sprawdzenia. Pokój Aleca.

Gdy tam dotarła, zastała otwarte na oścież drzwi. Okazało się, że Clary, która znalazła się tam wcześniej, zostawiła je tak, by trochę przewietrzyć. W środku dziewczyny zastały śpiących ukochanych w pozie bardzo podobnej do tej stosowanej przez nie dzisiejszego poranka. Swoimi ciałami ogrzewali się nawzajem. Normalnie uznałyby to za zabawne oraz, na swój kaleki sposób, słodkie, ale w zaistniałej sytuacji nie miały nawet siły szukać pozytywów. W pokoju bowiem również unosił się odór trunku z Jasnego Dworu oraz, co najważniejsze, brakowało pana młodego. Nocne Łowczynie spojrzały na siebie przerażone, po czym Clary drżącym głosem powiedziała:

- Przepraszam, Izzy! To moja wina! Mogłam jakoś powstrzymać Jace'a. W końcu to ja jestem jego dziewczyną.

- To nie twoja wina – uciszyła ją Isabelle i podparła ręce na biodrach, starając się zachować spokój. - Teraz najważniejsze jest to, żebyśmy znalazły Aleca i doprowadziły tę świętą trójcę do normalności.

- Gdzie w ogóle może być Alec? - zastanawiała się rudowłosa, cała już spanikowana.

- Naprawdę nie wiem. Idź sprawdź w jego gabinecie, a ja spróbuję obudzić Simona i coś od niego wyciągnąć – poleciła jej czarnowłosa.

Gdy jej przyjaciółka opuściła sypialnię, dziewczyna w dosyć łagodny sposób zaczęła szturchać męża. Wiedziała, że gwałtowne zachowanie w niczym aktualnie nie pomoże. Musiała zachować zimną krew, bo obiecała sobie i Magnusowi, że ten ślub będzie idealny i naprawdę chciała, aby tak się stało. Wreszcie Simon poruszył się lekko i wymruczał:

- Raphael?

- Jaki Raphael, kotku? To ja, Isabelle.

- Izzy? Ty nie krzyczysz? – zdziwił się chłopak.

- Jeszcze nie. Będę miała większą satysfakcję, jak zrobię to, gdy wytrzeźwiejesz. Pamiętasz, gdzie poszedł Alec po wieczorze kawalerskim? – miłym tonem pytała dziewczyna.

- Wszystko pamiętam, niestety – wyznał Simon i nagle zmrużył oczy z bólu. – Moja głowa!

- Gdzie on teraz jest?

- Kto?

- Alec! –wykrzyczała dziewczyna, po czym odchrząknęła, wyprostowała się i łagodnie kontynuowała:

- Muszę wiedzieć, gdzie się podział. Zgubiliście pana młodego, który jutro bierze ślub. Jeśli on nie pokaże się Magnusowi przed ołtarzem w stanie idealnym, to ktoś was udusi. I może wcale nie będę to ja. Magnus też nie.

- Ale ja nie wiem, Izzy.

- Jak to? Nie wiesz? Simon, proszę, pomóż mi – jęknęła dziewczyna bezsilnie.

- Naprawdę nie mam pojęcia – dziwnie smutnym głosem zwracał się do niej chłopak. – Po 23:00 wyszliśmy do Pandemonium, bo skończyła nam się wódka faerie, a chcieliśmy jeszcze trochę wypić. Tam bawiliśmy się kilka godzin, a potem wszyscy zaczęli się rozchodzić. Najpierw poszedł Meliorn, potem Bat, a na końcu Raphael. Ja, Jace, Thomas, Raj i Alec mieliśmy wracać do Instytutu razem, a potem rozejść się, każdy do swojego domu albo pokoju. Już stamtąd wychodziliśmy, gdy Alec powiedział, że musi jeszcze coś załatwić. Kazał na siebie nie czekać. Miał nas dogonić w trakcie drogi. No to poszliśmy, a on został. Trochę się martwiłem, gdy doszliśmy do Instytutu bez niego, ale Jace mnie wyśmiał. Wreszcie o tym zapomniałem, wpadłem z nim do najbliższego pokoju i od razu zasnąłem. A potem ty mnie obudziłaś i... to tyle.

Isabelle westchnęła i zaczęła nerwowo rozglądać się po sypialni. Miała ochotę rzucić się na Jace'a, póki ten jeszcze śpi i rozszarpać go. Gdy wróciła wzrokiem do męża, ten z powrotem już drzemał, lekko chrapiąc.

Wreszcie do pokoju wparowała Clary. Minę miała jeszcze bardziej przerażoną niż przedtem. Kiedy zobaczyła, że panowie nadal śpią, cicho poinformowała czarnowłosą:

- W gabinecie go nie ma. W razie czego, sprawdziłam jeszcze pomieszczenia gościnne i sypialnię Maryse. Też pusto.

Po tym, co Izzy usłyszała od męża, była całkowicie przekonana, że Aleca nie ma w Instytucie. Zamyśliła się, szukając możliwości szybkiego kontaktu z bratem, bez angażowania jego ukochanego. Z tego transu wyrwała ją przyjaciółka, pytając:

- Ty się nie boisz? Nie wiemy, gdzie jest Alec! Mamy jeszcze tyle rzeczy do załatwienia, a on przepadł! Co teraz zrobimy?

- Zadzwonimy do niego. Jak odbierze, to jesteśmy wygrane. Jak nie, to skontaktujemy się z właścicielem Pandemonium, niestety – znalazła niezbyt zadowalające ją rozwiązanie.

- Pandemonium? Po co? I do kogo ono właściwie należy? – zdziwiła się rudowłosa.

- Naprawdę nie wiesz? - Izzy spojrzała na nią z zaskoczeniem. Potem opuściła jednak zupełnie zbędną w tym momencie gadkę i dodała:

- Ech, to nawet nie jest teraz ważne. Wytłumaczę ci, jak przyjdzie taka potrzeba.Wtedy podziękujemy też Aniołowi, że to właśnie ta osoba je kupiła.

*****

W prezencie z okazji 3x11! Opowiadajcie o swoich wrażeniach!

Dużo miłości,
ALS💖💖💖

Say 'Yes' To Heaven - MalecOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz