54

782 58 20
                                    

- Jace, muszę sprawdzić, czy nic mu się nie stało! – z prawdziwą wściekłością w głosie warknął Alec.

Po gwałtownym zamknięciu kaplicy, do pana młodego i jego świadka od razu podeszli Maryse, Robert i Catarina. Teraz stali w tym pięcioosobowym gronie i zastanawiali się, co powinni zrobić.

- Jeżeli wyjdziesz z kaplicy, wzbudzisz jeszcze większy popłoch, niż ten dotychczasowy – pouczył go ojciec. – Poczekajmy tutaj, Isabelle na pewno za chwilę da jakiś znak.

- Nie mogę tak po prostu czekać, gdy mojemu narzeczonemu dzieje się jakaś krzywda!

- Przecież nawet nie masz pojęcia, czemu się spóźniają. Instytut jest dokładnie chroniony przez straże i magiczną barierę. On mógł po prostu... zaciąć się podczas golenia – starał się uspokoić swojego parabatai Jace.

- I właśnie dlatego na korytarzu jest mnóstwo krwi? Chyba sobie żartujesz! – Alec był zupełnie zdenerwowany, więc nie zwracał uwagi na swój podniesiony ton, słyszalny dla sporej części zebranych.

- A może zadzwonilibyśmy do Isabelle? Jest przecież jakaś szansa, że wciąż ma włączony telefon, prawda? – zastanawiała się Maryse.

- Trzeba mieć nadzieję – odpowiedziała jej Catarina i wyjęła z torebki komórkę.

Po chwili, czarownica lekko się rozchmurzyła. Wreszcie poinformowała:

- Ma pani bardzo dobre wyczucie, pani Lightwood. Izzy kilka minut temu wysłała mi wiadomość.

- Co napisała? – szybko zapytała kobieta.

- „Magnus przekazuje: dajcie nam trochę czasu, drobny kłopot" – zacytowała Loss.

- Naprawdę wiele nam to daje – westchnął Jace teatralnie.

- Więc, co mamy teraz zrobić? – zapytał lekko spanikowany Alec.

- Jak to: „co"? Musimy po prostu chwilę poczek...

Catarina nie dokończyła swojej wypowiedzi, bo w tym momencie drzwi do kaplicy zaczęły z powrotem się otwierać. Przed nimi stali już Magnus i Isabelle, oboje mocno zawstydzeni zaistniałą sytuacją. W pasujących do siebie bordowych kreacjach, trzymając się pod ramię, czekali na rozpoczęcie marszu weselnego. Maryse, Robert i Catarina natychmiast zeszli z podestu i zajęli swoje krzesła. Alec i Jace natomiast szybko wrócili do wyznaczonego im miejsca przy ołtarzu.

Wystarczyło jedno szybkie spojrzenie na Bane'a, by niebieskooki poczuł ulgę. Kiedy zobaczył zjawiskowo wyglądającego narzeczonego, nie mógł wyjść z podziwu. Spodziewał się, że strój Magnusa tego dnia będzie idealny i nikt nie przyćmi go żadną inną kreacją, ale to przerosło jego najśmielsze oczekiwania. Czuł teraz mnóstwo różnych, dziwnych emocji, ale po chwili zaczęła przeważać ekscytacja związana z tym, co za chwilę się wydarzy.

Marsz weselny zaczął grać, a drugi pan młody i jego świadkowa weszli do kaplicy. Panował tam dość podniosły nastrój, którego ciężko było nie oczekiwać. Magnus z początku czuł się dość dziwnie, bo otaczało go mnóstwo przedstawicieli Clave i dalekich krewnych rodziny Lightwoodów, ale im bliżej był ołtarza, tym więcej przyjaznych twarzy zauważał.

W przeciwieństwie do swojego narzeczonego, czarownik teraz stresował się najbardziej. Wiele głupich i niedobrych myśli przebiegało mu przez głowę. Wcale nie pomagała też świadomość, że chyba wszyscy w kaplicy zdążyli już zauważyć grube warstwy bandaży owiniętych wokół jego dłoni. Miał nadzieję, że nikt nie będzie pytał, czemu musi je nosić, gdyż pokrętne i nieco drastyczne wytłumaczenie mogłoby wprowadzić zbędny zamęt. W dodatku, cały czas czuł na swoim ramieniu spiętą dłoń Isabelle. Gdy jednak na nią spojrzał, ona uśmiechnęła się z radością.

Say 'Yes' To Heaven - MalecOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz