Epilog

874 51 5
                                    

8 dni później

W wąskiej klatce schodowej jednego z brooklyńskich wieżowców od dłuższego czasu panowały cisza i mrok, zupełnie niespotykane w innych nowojorskich budynkach o tej godzinie – wpół do dwudziestej. W tym miejscu mieszkało jednak zaledwie kilkadziesiąt osób, średnio zainteresowanych robieniem szumu wokół siebie. Jeśli chcieli się zabawić, woleli wychodzić na imprezy do barów i nocnych klubów w pobliżu. W ten sposób odpoczywali pewnie od czasów, kiedy właściciel największego apartamentu w wieżowcu praktycznie co drugi dzień organizował huczne przyjęcia, gdzie przelewały się hektolitry alkoholu i godzinami trwały koncerty dziwacznych zespołów. Przychodziła na nie masa ekscentryków w fantazyjnych kostiumach. Niekiedy nawet malowali skórę na całym ciele. Sąsiadom strasznie to przeszkadzało, ale z niewiadomych zwłaszcza mieszkańcom z niewielkim stażem przyczyn utarło się, że tajemniczy mężczyzna zajmujący loft na ostatnim piętrze ma prawo do organizowania głośnych zabaw i lepiej mu tego prawa nie odbierać.

Wszystko zmieniło się wraz z częstszym pojawianiem się u tajemniczego pana pewnego niebieskookiego młodzieńca, który z czasem stał się jego współlokatorem. Pozostali mieszkańcy plotkowali czasem, że może to być partner mężczyzny. Podejrzenia te potwierdziły się, gdy starsza pani z piątego piętra przyłapała ich na, jak to ona ujęła, „uprawianiu nierządu" obok drzwi do jej domu. Informacja rozeszła się po całym budynku, ale nikt poza panią z piątego piętra z powodu tego związku nie narzekał. Niebieskooki młodzieniec z czasem okazał się całkiem niezłym sąsiadem, który pomoże w razie potrzeby. W dodatku, według innych plotek, postawił tajemniczemu panu ultimatum: albo przyjęcia, albo on. Ta informacja nie wydawała się jednak wszystkim tak pewna, bo rozpuścił ją mąż pani z piątego piętra, znany z opowiadania niestworzonych historii. Większość mieszkańców po prostu cieszyła się, że imprezy już się nie odbywają, nieważne z jakiego powodu. A kiedy udało im się nawet poznać trochę bliżej tajemniczego pana, który nazywał się Magnus Bane, czego nie dało się doczytać na bardzo rozmazanej kartce dołączonej do domofonu, byli naprawdę zadowoleni. Okazało się, że nikt nie musi się go bać, bo jest on po prostu dość specyficznym człowiekiem w średnim wieku, zajmującym się ziołolecznictwem, z przemiłym, nieco nieśmiałym chłopakiem, potem już narzeczonym.

Dzisiejsza cisza została jednak przerwana dość głośnym trzaśnięciem drzwi wejściowych, a następnie śmiechem dwóch męskich głosów. Należały one do Aleca i Magnusa, którzy wrócili właśnie z tygodniowej podróży poślubnej.

Rozbawiony czymś czarownik zaczął wspinać się po schodach, trzymając za rękę swojego męża. Zapytał go:

- To co, cieszysz się, że już tu jesteśmy?

- Hmmm... Z jednej strony tak, bo wracamy do naszego domu jako małżeństwo. Wiesz, trochę stęskniłem się za tym miejscem. Ale z drugiej strony, musimy już jutro zabrać się do pracy, a tak mi się nie chce – westchnął Nocny Łowca przygnębiony. - W Mediolanie było tak cudownie.

- Najbardziej wtedy, kiedy musieliśmy chować się po jakichś kątach przed właścicielką tego straganu! - parsknął Magnus.

- A skąd miałem wiedzieć, że te posągi w rzeczywistości są prawdziwymi smokami? Przecież to małe okropieństwo mogłoby ci zrobić krzywdę!

- Tak, bo małe smoki nie mają żadnych innych, ciekawszych zajęć poza rzucaniem się na mnie!

- No chyba tak! Ale musisz przyznać, że kiedy rozpadało się na dobre, w tej uliczce zrobiło się całkiem romantycznie.

- Zrobiło się całkiem romantycznie – powtórzył melancholijnie Magnus i zatrzymał się przed drzwiami do ich loftu.

- No i jesteśmy – mężczyzna przyglądał się, jak Alec szuka kluczy, a potem otwiera przed nim wejście do ich domu. - Został nam ostatni wieczór tylko dla siebie.

Say 'Yes' To Heaven - MalecOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz