14. Oops

3.9K 393 198
                                    


Louis

*****

Lot samolotem ani trochę nie przypadł mi do gustu. Bałem się, że w pewnym momencie samolot spadnie do wody i wszyscy zginiemy. To był przerażający scenariusz. Najgorsze z tego wszystkiego były turbulencje. Zayn przy starcie trzymał moją malutką dłoń i odwracał  uwagę opowieściami ze swojego  dzieciństwa. To pomogło mi choć trochę zapomnieć o nieprzyjemnych chwilach podróży.  Przez większość część lotu spałem. Z lekkim uśmiechem opuszczałem pokład samolotu tuż po wylądowaniu.

Zamieszkaliśmy w hotelu. Pierwszy raz w życiu byłem w takim miejscu. Mieli tu duże pokoje i piękne widoki na miasto. Niestety byłem tak zmęczony, że nie miałem siły na nic innego niż sen. Zayn ściągnął mi buty ze stóp, kiedy przysypiałem w fotelu, a następnie poczułem jakbym się unosił. Potem zapadłem w długi sen.

Następnego dnia byliśmy w szpitalu. Wszystkie te badania  były dosyć męczące. Cały czas był ze mną Zayn, który ani na chwilę mnie nie odstąpił. Czułem się spokojny, kiedy nade mną czuwał. Został nawet na noc, gdy ja musiałem zostać w szpitalnym łóżku, gdzie przygotowywali mnie do operacji. To zmieniło się dopiero wtedy, gdy jakieś dwie kobiety zaczęły wypychać moje łóżko razem ze mną na korytarz. Wtedy Zayn nie mógł już ze mną iść. Nie byłem jeszcze gotowy, aby mnie gdziekolwiek zabierały. Wiedziałem, że muszą to zrobić. Z chwilą gdy się oddalałem, widziałem Zayna, który machał do mnie i mówił, że niedługo znów się spotkamy. Jechałem na operację.

Operacja się udała, tak przynajmniej twierdzili lekarze. W szpitalu spędziłem kolejne dni, gdzie byłem pod stałą opieką wykwalifikowanych ludzi. Z Harrym i Liamem rozmawiałem niemalże codziennie. Przez ten czas starałem się być dzielny. Powoli dochodziłem do siebie. Zanim się obejrzałem, wróciliśmy do Londynu.


Od mojej operacji minęło już kilka miesięcy. Po zbiegu miałem dość dużą bliznę, lecz nią za bardzo się nie przejmowałem. Wróciłem do szkoły. Dziś był piątek, a to oznaczało, że za parę minut będę miał wuef.  Kochałem ten przedmiot szkolny. Byłem zachwycony tym, że mogłem być jak normalni chłopcy i grać w piłkę bez dużego wysiłku czy kilku przerw podczas rozgrywki. To było naprawdę wspaniałe.

Przebierałem się w szatni, kiedy drzwi się otworzyły i do środka weszło dwóch chłopców. Byli z mojej klasy. Nie przepadałem za nimi. Nigdy się nie polubiliśmy i już sam nie wiedziałem o co poszło. Dość często wybuchały między nami spory. Jeden z nich miał na imię Dominic, a jego tata był znanym koszykarzem. Drugi chłopiec nazywał się  Tyler, a jego rodzicami był pan Forest - dyrektor tej szkoły, oraz słynna modelka, którą raz widziałem u Zayna i Liama  w firmie. Ci chłopcy mieli najnowsze telefony i najmodniejsze ubrania. Uchodzili za bogaczy, co w sumie nie było dziwne przez wzgląd na rodziców i szkoły do jakiej chodzą. Tutaj dostawały się tylko osoby, których rodzice mieli dużo kasy na opłacenie nauki.

- Nie ma go - usłyszałem szept jednego z nich, który rozejrzał się po pomieszczeniu.

Zapewne szukali Harry'ego. To właśnie jego bali się najbardziej, gdyż był sporo wyższy od nich przez co budził strach. Ja byłem tym niskim, któremu ciągle dokuczali. Nienawidziłem tego. Przypominało to sytuacje z sierocińca, lecz nic nie mogłem na to poradzić. Nie chciałem się uskarżać Liamowi lub Zaynowi. Nie mogłem zawracać im głowy czymś takim. Już i tak wiele dla nas zrobili, przygarniając nas pod swój dach.

- Miałeś przeprosić! - krzyknął drugi chłopiec, zwracając się do mnie. - Uderzyłeś mnie drzwiami, kiedy wychodziliśmy z klasy!

- Oops - zaśmiałem się i wzruszyłem ramionami. - Nie widziałem cię...

- Nie kłam! Zrobiłeś to specjalnie, sieroto - warknął, zaciskając dłonie w pięści.

- Może...

Szybko naciągnąłem na siebie sportową koszulkę. Zdążyłem w ostatniej chwili, gdyż potem chłopak ruszył na mnie z pięściami. Pierwszego ciosu uniknąłem, lecz następna pięść trafiła mnie w szczękę. Poczułem piekący ból i zacisnąłem zęby. Nie czekając ani chwili dłużej, doskoczyłem do chłopaka. Drugi chłopiec stał przy drzwiach i pilnował, czy nie zbliża się nauczyciel. Ciosy nadchodziły jeden za drugiem, czasem pieści przechodziły parę centymetrów nad głową. Ta dwójka uwielbiała ciągle przypominać mi o tym, że nie mam rodziców i jestem adoptowany. Starałem się pokazywać, że mnie to nie rusza, lecz było to smutne i okropnie mnie złościło.

- Idzie! Idzie! - usłyszałem wołanie Tylera.

Jednakże nie zaprzestaliśmy tej szarpaniny. Dominic był zawzięty, a ja sam nie chciałem przerywać walki. Nie mogłem wyjść na tchórza, prawda?

Po dwóch kopniakach i jednemu celnemu trafieniu w nos, zostaliśmy rozdzieleni. Cofnąłem się o krok, ciężko oddychając. Mój przeciwnik prychał ze złości i wysiłku niczym koń wyścigowy po gonitwie. Dłonią starł smarki, które wydostały się z nosa. Mierzył mnie spojrzeniem i zupełnie ignorował słowa swojego kolegi.

Spojrzałem w górę i zauważyłem nauczyciela wuefu. Trzymał mnie i Dominica za przedramię i coś krzyczał. Nie skupiłem się na jego słowach. Jedyne co zwróciło moją uwagę to rozczarowane spojrzenie Harry'ego. Musiał tu przybiec wraz z grupką uczniów, gdy dowiedzieli się o tym zamieszaniu.

- Do pielęgniarki, a potem do dyrektora - usłyszałem jedynie, zanim zostałem szarpnięty do przodu.

Wytarłem wierzchem dłoni spływającą krew z nosa. Nie spodziewałem się, że uderzenie będzie aż tak silne. Spuściłem głowę i poszedłem za mężczyzną. Po zatamowaniu krwotoku z nosa i przemyciu zdartego nadgarstka Dominica, zostaliśmy zawleczeni pod drzwi dyrektora. Tyler już u niego był, a to oznaczało, że przedstawił swoją wersję wydarzeń.

Tym razem nie skończyło się na upomnieniu. Do szkoły zostali wezwani moi opiekuni prawni, czyli Zayn i Liam. Przyjechał tylko  ten drugi, gdyż czarnowłosy musiał zostać na firmowym spotkaniu. Było mi głupio, że mężczyzna został oderwany od swojej pracy. Gdy dotarł do gabinetu, nie chciałem spojrzeć mu w oczy, tak bardzo było mi wstyd. Przez chwilę miałem myśl, że zostanę  odesłany z powrotem do domu dziecka. Zasłużyłem na karę, wiedziałem o tym. Dyrektor kazał zaczekać mi przed drzwiami, aby mógł porozmawiać z opiekunem. Nikt od Dominica się nie zjawił, ale to było nieistotne, gdyż to mnie oskarżono o wywołanie bójki, a on został ofiarą. Jak zawsze.

- Louis... - westchnął tylko Liam, gdy wyszedł z gabinetu.

><><

Witajcie, kadeci!

Niegrzeczny Lou ^.^

Dziękuję za gwiazdki i komentarze ♥

Unruly ~Larry/Ziam ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz