47. Dotrzymamy ci towarzystwa!

4K 441 304
                                    


Louis

*****

Byłem już po lekcjach. Tego dnia planowałem wybrać się z Niallem na pizzę, którą obiecałem mu na początku tygodnia. Chłopak zawracał mi tym głowę parę razy dziennie. W końcu zdecydowałem, że pójdziemy dzisiaj. Mieliśmy się spotkać pod moim domem, skąd miał mnie zabrać. W takich sytuacjach zaczynałem żałować, że nie zdecydowałem się na prawo jazdy. Stwierdziłem, że nadrobię to zaraz po zakończeniu szkoły, skoro na studia nie planowałem iść.

Byłbym już w domu, gdyby nie fakt, że znienawidzona przeze mnie nauczycielka wyznaczyła poprawę egzaminu na godzinę po lekcjach. Takim oto sposobem stałem na opustoszałym korytarzu i czekałem na wstrętne babsko. Niall wrócił do domu, gdyż miał podrzucić na lotnisko swojego starszego brata. Nie zatrzymywałem go. Już i tak zapewne miał mnie dość przez to, że robił za mojego ochroniarza.

- Tu jest moja zabaweczka! - usłyszałem znienawidzony głos. - I to całkiem sama. Dotrzymamy ci towarzystwa, złotko.

Poprawiłem swój plecak na ramieniu i zacząłem szybko się wycofywać. Nie chciałem, aby mnie dopadli. Z szybko bijącym sercem stawiałem kolejne kroki. Gdy byłem przy końcu korytarza, natrafiłem na dwóch pozostałych chłopaków, których pamiętałem z drużyny piłkarskiej. Zmierzali w moją stronę. Byłem osaczony, nie miałem gdzie uciec. Zablokowali mi ucieczkę z dwóch stron. Jedynym ratunkiem okazała się łazienka, do której wbiegłem. Zamknąłem się w kabinie, szybko wyciągając komórkę. Próbowałem zadzwonić  do Nialla. Nie odbierał. Musiał prowadzić lub mieć wyłączony telefon.

Nie udało mi się wybrać kolejnego numeru z kontaktów, gdyż usłyszałem głośny huk. Któryś z nich trzasnął drzwiami. Do kabiny obok ktoś wszedł. Spojrzałem w górę i zauważyłem roześmianą twarz Troya.

- Zaraz nie będziesz czuł się samotny, misiu.

Chłopak wspiął się i wskoczył do mojej kabiny. Cofnąłem się gwałtownie do tyłu, lecz nigdzie nie miałem jak uciec. Troy otworzył drzwi i wypchnął mnie na zewnątrz, gdzie wpadłem w łapy Jo. Zacisnąłem oczy, gdy szarpnął za moje włosy, wyrywając ich przy tym kilka.

- Nie podoba mi się to, jak bawisz się z nami w kotka i myszkę - powiedział, nie siląc się już na przesłodzony ton. - To mnie drażni.

Gdy poczułem, że uścisk zelżał, uderzyłem na oślep łokciem, trafiając chłopaka w brzuch. To poskutkowało, gdyż znów byłem wolny, lecz nie na długo. Ich było za dużo. Otoczyli mnie w pięciu. Nie miałem żadnych szans na ucieczkę. Próbowałem krzyczeć, lecz kto o tej porze by znalazł się na tym korytarzu? Może jedynie nauczycielka od matmy, lecz zapewne już zauważyła, że nie czekam pod klasą i zrezygnowała. Równie dobrze mogła mnie po prostu olać  lub zapomnieć o mojej poprawie.

- Przesadziłeś, Payne! - usłyszałem warknięcie z ust chłopka.

Po chwili sam poczułem uderzenie w brzuch. Nie mogłem nawet zgiąć się w pół, gdyż dwie osoby trzymały i krępowały moje ręce, nie pozwalając na obronę. Czułem ból i przez chwilę miałem wrażenie, że zwymiotuję wprost na Jo. Nie żałowałbym tego.

- Za co mnie tak bardzo nienawidzisz? - zapytałem drżącym głosem. - Co ja ci takiego zrobiłem?

- Jesteś pedałem, to wystarczy - wypluł te słowa z obrzydzeniem.

- Twój brat również nim jest - wymamrotałem, patrząc mu odważnie w oczy. - On i mój brat...

- Zamknij się! Przymykałem oko na to, kim są twoi starzy, ale nigdy nie sądziłem, że pedalstwo jest zaraźliwe.

- Proszę, zostaw mnie w spokoju, przecież nic ci nie zrobiłem. Byliśmy kumplami, nic się nie zmieniło...

- Mylisz się - zaśmiał się, kręcąc przy tym głową. - Nie mogę pozwolić, by takie śmieci chodziły sobie jak gdyby nigdy nic po szkole. W pełni zasługujesz na to, co za chwilę otrzymasz. A jeśli pojawisz się znów tutaj, będziemy to robić znowu i tak w kółko. Może się nawrócisz.

Patrzyłem na niego ze strachem. Nie miałem pojęcia, co sobie zaplanował, ale nie brzmiało to dobrze. Nerwowo śledziłem każdy jego ruch. Okrążył nas  wolnym krokiem, jakby się nad czymś zastanawiał. Pstryknął palcami, a podstępny uśmiech pojawił się na jego twarzy.

- Na kolana - zdecydował spokojnie.

- N-nie! - zacząłem kręcić głową, nie dopuszczając do siebie myśli o tym, co za chwilę się wydarzy.

Nie byłem naiwny. Czułem, co się szykuje. Podobnie jak ja, dwóch chłopaków również się domyśliło. Opuścili oni łazienkę mówiąc, że nie chcą na to patrzeć. Ostatecznie zostało ich tylko czterech. Chester i Noah trzymali moje ręce, a Jo wraz z Bradem ze zniecierpliwieniem czekali na mój ruch. Nie zrobiłem nic.

Zostałem kopnięty w nogi z tyłu kolan, przez co padłem na twarde kafelki, krzywiąc się z bólu. Głośne śmiechy dotarły do moich uszu. Jo podszedł bliżej  i poklepał mnie dłonią po policzku, by w następnej sekundzie mocno złapać za szczękę.

- A teraz się pobawimy, złotko - powiedział, śmiejąc mi się w twarz. - Jesteś naszym pedałkiem, więc myślę, że ci się spodoba. Doceń to. Po wszystkim masz nam podziękować.

- N-nie - próbowałem powiedzieć, lecz z gardła wydobył się jedynie niezrozumiały pomruk.

- Nie zaciskaj szczęki. Jeśli spróbujesz jakichś numerów, to skończysz o wiele gorzej.

Próbowałem się wyrwać, lecz dzięki temu zyskałem jeszcze większy ból ręki, którą mocniej wygięli. Byłem potwornie przerażony. Szumiało mi w uszach od uderzenia w tył głowy. Obraz mi się rozmazywał od napływających do oczu łez. Błagałem, aby ktokolwiek tu wszedł, aby ktokolwiek mi pomógł. Nie chciałem, aby mnie tak upokorzyli.

Pół godziny później było po wszystkim. Zostawili mnie w spokoju, samego i brudnego. Moja dusza była rozerwana na małe kawałeczki. Leżałem na podłodze, całe moje ciało drżało. Łzy zdążyły zaschnąć, zostawiając ślady na policzkach. Nie miałem siły na płacz. Drapało mnie gardło, ciężko mi było przełykać ślinę. Rękami obejmowałem swoje ramiona, jakby to miało mnie uchronić przed całym złem, które miało miejsca zaledwie chwilę temu.

Nie wiem, ile tak leżałem. Gdy udało mi się dźwignąć na nogi,podszedłem do umywalki. Spojrzałem w lustro tylko przez ułamek sekundy, od razu tego żałując. Przemyłem brudną twarz. Opuściłem szkołę w zupełnej ciszy. W środku czułem jedynie pustkę.

W drodze do domu o mało co nie wpadłem pod samochód. Niestety skończyło się tylko na strąbieniu przez kierowcę. Nic mi się nie stało.  Bezpiecznie dotarłem na miejsce. Gdy tylko przekroczyłem znajome mury domu, rozsypałem się na kawałki.

Porzuciłem plecak przy schodach, kierując się do kuchni, następnie do salonu. Potem działałem jak w transie. Włączyłem głośno muzykę, decydując się na ulubioną piosenkę. To właśnie ona utulała mnie do snu, gdy po raz ostatni zamknąłem oczy z nadzieją, że się nie obudzę. Tak było dobrze. Czułem przyjemne ciepło rozchodzące się po moim ciele. Pragnąłem zostać w tym śnie już na zawsze.

><><

Witajcie, kadeci!

Jak tam po dzisiejszym dniu?

Już powoli zakańczam ,,Unruly". Jestem na 66 rozdziale ^.^

Dziękuję za gwiazdki i komentarze ♥

Unruly ~Larry/Ziam ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz