Louis
*****
Obudziłem się, nabierając głęboko powietrza. Od razu tego pożałowałem. Coś utknęło w moim gardle. Próbowałem to wyrwać, lecz ktoś złapał za moje nadgarstki, unieruchamiając je wzdłuż mojego ciała.
- Spokojnie! - zawołał ktoś. - Jeszcze chwilka.
Jakaś kobieta pojawiła się w zasięgu mojego wzroku. Wyciągnęła coś z mojego gardła, dzięki czemu mogłem normalnie oddychać. Powoli nabierałem powietrza. Z każdym oddechem nienawidziłem tego świata jeszcze bardziej. To nie tak sobie to zaplanowałem. Ja miałem nie żyć, miałem się nigdy nie obudzić. Dlaczego ktoś to zepsuł? Wiedziałem, że to, co zrobiłem było egoistyczne, ale chciałem pomyśleć tylko o sobie, ten ostatni raz.
- Jestem przy tobie, Lou - odezwał się ten sam głos, który chwilę temu mnie uspokajał. - Jestem.
Spojrzałem w tamtą stronę i zobaczyłem Harry'ego. Wyglądał na zmęczonego. Kilka pasemek przydługich włosów wchodziło mu do oczu. Zgarnął je jednym ruchem ręki, nie poświęcając temu zbyt dużej uwagi. Zielone tęczówki wpatrzone były we mnie. Czułem się okropnie. Wiedziałem, co teraz widzi. Zwykłego, brudnego śmiecia. Odwróciłem twarz, nie mogąc wytrzymać jego spojrzenia. Pierwsza łza spłynęła mi po policzku.
- Idź stąd - powiedziałem cicho, czując drapanie w gardle.
- Już jesteś bezpieczny, Lou - zapewnił chłopak.
Sięgnął ręką do mojej twarzy, by zetrzeć łzy. Szarpnąłem się w bok, unikając jego dotyku. Nie chciałem, by ktokolwiek mnie dotykał. Nie chciałem tego. Bałem się. Wciąż pamiętałem wszystko, co spotkało mnie ostatniego dnia w szkole. Chciałbym tego nie pamiętać, wymazać z pamięci. Niestety nie potrafiłem.
- To przecież ja, Harry - powiedział spokojnie chłopak. - Nic ci nie zrobię.
- Proszę, odejdź - spróbowałem ponownie.
Błagałem, aby odpuścił. Nie chciałem, by patrzył na mnie oceniającym spojrzeniem. Nie zniósłbym tego więcej. Pragnąłem zostać sam.
- Zaraz powinni przyjechać rodzice - dodał po chwili, chowając komórkę, gdy tylko sprawdził esemesa.
Kolejne osoby, jeszcze więcej oceniających spojrzeń. Tego było za wiele. Nie dam rady.
Próbowałem się podnieść. Planowałem schować się przed wszystkimi, przed osobami, których kochałem. Nie chciałem widzieć tego, jak są mną zawiedzeni. Sam również się wstydziłem tego, co zrobiłem, ale... Nie cofnąłbym tego. Gdybym tylko miał możliwość, zrobiłbym to znowu i znowu. Pragnąłem zniknąć z tego świata. Nie chciałem tu być.
- Nie wstawaj, jesteś jeszcze słaby - wytłumaczył Harry, wstając ze stołka, by być gotowym do przytrzymania mnie w miejscu siłą.
Opadłem plecami na materac. Byłem na przegranej pozycji. Byłem słaby. Tak samo jak wtedy.
Zamknąłem oczy i próbowałem zająć czymś myśli. Wraz z zamknięciem powiek pojawiały się obrazy z tamtego wydarzenia, wszystko przeżywałem od nowa. Nie zauważyłem nawet, kiedy zacząłem drżeć. Katowałem się tymi obrazami, a chwilami wydawało mi się, jakbym znów tam był, jakbym znów czuł ten sam dotyk, ten ból. To było okropne. Wszystko działo się bez mojego przyzwolenia, bez mojej zgody.
- Louis? Uspokój się, proszę - powiedział Harry ze strachem w głosie. - Louis?!
Więcej go nie słuchałem. Pozwoliłem pochłonąć się bezgranicznemu smutkowi. Cały świat był okropnym miejscem. Moje życie to istne piekło, pułapka bez wyjścia. Nie mogłem się nawet zabić. Zmuszali mnie do życia, a każdy oddech był jak tortura, coraz bardziej oddalał mnie od błogiego spokoju.
Lekkie drżenie zmieniło się w niekontrolowanie drgawki ciała. Dłonie zaciskałem mocno na pościeli. Przygryzałem dolną wargę, czułem posmak krwi w ustach, lecz nie wydawało mi się to w tamtym momencie nieodpowiednie. Coś mokrego spływało mi po policzku, łącząc się z ciepłą cieczą na podbródku. Oddech był urwany. Próbowałem zatrzymać to, nie oddychać, lecz mój organizm na to nie pozwolił. Czułem się jak więzień we własnym ciele.
Usłyszałem czyjeś kroki. Zrobiło się małe zamieszanie. Ktoś uwolnił moją wargę od raniących ją zębów. Poczułem lekkie ukłucie. Działanie było bardzo szybkie. Moje ciało się rozluźniło. Ręce przestały zaciskać się na pościeli, a oddech się uspokoił. Moja twarz została wytarta z łez pomieszanych z krwią.
- Miał napad lękowy - wyjaśnił kobiecy głos. - Teraz powinno być w porządku. Pan Payne musi odpoczywać.
- Dziękuję - usłyszałem westchnienie w głosie Harry'ego.
Otworzyłem oczy i od razu napotkałem parę zielonych tęczówek wpatrujących się we mnie. Dlaczego wciąż tu był? Jak mógł na mnie patrzeć? Ja sam siebie nie znosiłem.
Nie pobyliśmy długo sami. Po kilku minutach do sali weszło dwóch mężczyzn. Od razu ich rozpoznałem. Byli to nasi rodzice. Zayn lekko się do mnie uśmiechał, niepewny mojej reakcji. Liam miał nieodgadniony wyraz twarzy. Wydawał się smutny i głęboko zamyślony.
- Witaj, Lou - zaczął Zayn, zatrzymując się tuż przy moim łóżku. - Cieszę się, że w końcu się obudziłeś, skarbie. Tęskniliśmy za tobą.
- Przed chwilą miał napad lękowy, dostał jakiś zastrzyk - wyszeptał Harry, lecz niedostatecznie cicho, gdyż doskonale to słyszałem.
- Chcę... - zacząłem, przełykając z trudem ślinę.
- Tak, kochanie? Czego potrzebujesz? - zapytał Zayn, nachylając się by dobrze usłyszeć.
- Chcę umrzeć, tato.
><><
Witajcie, kadeci!
Jak spędziliście dzień?
Kto chodzi do szkoły, a kto ma dni wolne? ^.^
Dziękuję za gwiazdki i komentarze ♥
CZYTASZ
Unruly ~Larry/Ziam ✔
FanfictionJak poradzić sobie z sytuacją, kiedy osoba którą znasz od lat jest jednocześnie twoim przyjacielem, bratem i zauroczeniem? Liam i Zayn mają wszystko, czego mogliby sobie zapragnąć. Wszystko, oprócz dzieci. Louis i Harry mają tylko siebie, nie wied...