40. Długa historia

3.7K 412 45
                                    


Liam

*****

Z utęsknieniem wypatrywałem swoich bliskich. To właśnie dzisiaj mogłem opuścić szpital. Już od rana się niecierpliwiłem. Nie znosiłem tego sterylnego miejsca. Ci wszyscy lekarze i pielęgniarki byli denerwujący. Miałem po prostu dość bezczynnego leżenia. W domu będzie inaczej.

Usłyszałem pukanie do drzwi. Podciągnąłem się na poduszce, spoglądając w tamtą stronę. Najpierw zauważyłem swojego męża z torbą w ręku. Za nim przepychali się chłopcy. Ciągle zachowywali się jak małe dzieci. Uśmiechnąłem się szeroko, byłem szczęśliwy widząc ich wszystkich.

- Cześć - przywitałem się z nimi. - Nie mogłem się doczekać.

- Domyślam się - uśmiechnął się Zayn. - Przyniosłem ci ubrania na przebranie. Pomogę ci ze spodniami. Ciężko było znaleźć szerokie spodnie w naszej szafie, więc kupiłem nowe.

- Jesteś kochany - przyznałem, witając się z nim teraz poprawnie, czyli krótkim pocałunkiem.

Gdy Zayn pomógł mi zmieniać ciuchy, chłopcy spakowali moje rzeczy do pustej już torby. Głównie były to drobiazgi jak ładowarka, gazety, książki czy krzyżówki. Harry przyniósł z łazienki przybory toaletowe i ręcznik. Dość sprawnie nam to wszystko poszło. Nie marzyłem o niczym innym niż jak najszybciej znaleźć się w domu. Te kilka dni były dla mnie jak wieczność.

- Gotowy? - zapytał Zayn, pomagając mi wstać.

- Jak najbardziej. Uciekajmy stąd, inaczej zwariuję - zaśmiałem się.

- Na pewno nie potrzebujesz wózka?

- Nie, poradzę sobie o kulach - zapewniłem. - Ostatnio często spacerowałem po korytarzach i nie najgorzej sobie radziłem.

- W porządku - uśmiechnął się i pomógł mi wstać z łóżka, następnie podając kule.

Jeszcze raz rzuciłem okiem na salę i ruszyliśmy do drzwi. Miałem nadzieję, że nieprędko wrócę do tego miejsca. Na pewno za nim nie będę tęsknić. Powolnym krokiem wyszliśmy na korytarz, kierując się w stronę windy. Jeszcze wcześniej podziękowałem lekarzom i pielęgniarkom za opiekę medyczną.

Odetchnąłem, gdy wyszliśmy na świeże powietrze. Brakowało mi tego. Nie mogłem się doczekać, aż ściągną mi gips z nogi i będę mógł się poruszać bez tych uciążliwych kul. Nie chciałem jednak narzekać, aby Zayn nie nazwał mnie marudą.

- Czemu jesteście tacy milczący? - zapytałem, spoglądając na nastolatków wlekących się za nami.

Louis wzruszył tylko ramionami. Harry zerknął na niego niepewnie i również nic nie powiedział. Szli wciąż w milczeniu. Postanowiłem nie drążyć tematu. Wiedziałem, że chłopcy łatwo irytowali się, gdy chciałem coś od nich siłą wyciągnąć, a w szczególności Louis. Często się złościł. Postawiłem na rozmowę w domu. Nie chciałem psuć dobrego dnia. Strasznie stęskniłem się za swoją rodziną.  W końcu wracałem do domu!

Harry był tym, który kierował. Jechał powoli, po drodze zatrzymując się jeszcze w sklepie. Domyśliłem się, że zajechał po piwo. Wcześniej Zayn coś napomknął, że wybiera się na imprezę do starych znajomych. Nie miałem nic przeciwko. Chłopak był już dorosły i nie widziałem ku temu żadnych przeciwwskazań. Był też dojrzały, więc wiedziałem, że bezpiecznie wróci do domu,  nie zaleje się w trupa.

- Nie chciałem później znów tłuc się na miasto - wytłumaczył chłopak, gdy wrócił z dwoma sześciopakami.

- Rozumiem, chcesz jeszcze gdzieś zajechać? - zapytał Zayn.

- Nie mam już  nic w planach, a wy? - spojrzał na nas, czekając na decyzję.

- Może do apteki - mruknąłem. - Miałem wykupić tabletki przeciwbólowe i coś tam na szybszy zrost kości.

- W porządku - skinął głową i przepiął się pasami.

Po chwili znów wprowadził auto w ruch. Spodziewałem się, że Louis zacznie marudzić, że chce do supermarketu po słodycze, lecz siedział cicho. Nie odezwał się ani słowem. Siedział z przodu i był jakby nieobecny. Musiało mnie naprawdę sporo ominąć podczas pobytu w szpitalu.

- Będziesz teraz szoferem dla dwóch kalek, Hazz - zażartował Zayn, mając na myśli nasze kończyny w gipsie.

- Nie przeszkadza mi to - odparł. - Korzystajcie póki możecie, bo niedługo wracam na uczelnię, mam zaliczenia.

- No tak - przytknąłem. - A jak ci się studiuje? Jest ciężko?

- Nie, naprawdę bardzo fajnie. Nauka trochę mnie wykańcza, ale zajęcia są ciekawe. To naprawdę to, co chciałbym robić.

- Cieszy mnie to - odparłem. - A ty, Lou? Myślałeś o tym, gdzie chciałbyś kontynuować naukę?

- Nie wybieram się na studia - powiedział krótko.

- Dlaczego? Przecież miałeś iść w kierunku muzyki lub sportu. Miałeś marzenie uczyć grać w piłkę, być trenerem.

- Teraz już nie.

- Co będziesz robił po szkole? - zapytałem ostrożnie, nie chcąc za bardzo naciskać.

Ten wzruszył tylko ramionami  i nic więcej nie odpowiedział. Zayn położył na mojej dłoni rękę i pokręcił głową. On też uznał, że należy zakończyć ten temat. Westchnąłem cicho i oparłem się wygodnie o siedzenie. Reszta drogi upłynęła spokojnie. Harry zaparkował pod apteką i wziął moją receptę, wykupując potrzebne leki. Gdy dojechaliśmy do domu, usiadłem w salonie wraz z Zaynem, a chłopcy wrócili do swoich pokojów.

- Długa historia - westchnął jedynie Zayn. - Opowiem ci po obiedzie.

><><

Witajcie, kadeci!

Miłego dnia! x

Dziękuję za gwiazdki i komentarze ♥

Unruly ~Larry/Ziam ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz