Harry
*****
Wstałem wcześnie rano. W nocy źle spałem, gdyż byłem zbyt podekscytowany wyjazdem. To już dzisiaj. Opuszczałem rodzinne gniazdko i wyruszałem do innego miasta, nowego mieszkania. Bardzo się cieszyłem, kiedy przyjęli mnie do szkoły. Mogłem uczyć się o tym, co naprawdę mnie interesowało. Jeśli skończę uczelnię, prawdopodobnie wrócę do rodzinnego miasta i zacznę pracować w firmie ojców. Moja przyszłość przedstawiała się naprawdę optymistycznie. Miałem cel, do którego dążyłem.
Usłyszałem kroki na korytarzu, które zdradzały, że nie tylko ja już wstałem. Moje walizki były spakowane i gotowe do wyjazdu. Już wczoraj zniosłem potrzebne bagaże na dół, zostawiając je przy drzwiach. Teraz wyszedłem z łóżka i starannie pościeliłem je tak, jak miałem w zwyczaju. Zapewne Zayn i tak zabierze pościel do prania i posprząta w tym pokoju. Będę tęsknić za tym miejscem, a najbardziej za wszystkimi domownikami.
Pośpiesznie ubrałem się w ubrania, które przygotowałem również wczorajszego wieczora. Gdy byłem gotowy, opuściłem sypialnię. Zszedłem po cichu na dół i zajrzałem do kuchni. Przy lodówce zastałem Louisa, który stał w samych bokserkach. Miał roztrzepane od snu włosy. Pił mleko z całej butelki. Za każdym razem zwracałem mu na to uwagę, ale zawsze to ignorował. Kiedyś go popchnąłem w tracie picia i przez moment się wystraszyłem, gdyż zaczął się krztusić. Od tamtej pory upominałem go jedynie słownie.
Nie zauważyłem, kiedy szatyn skończył pić mleko i schował je do lodówki. Teraz stał do mnie przodem. Jego mina była obojętna. Moja obecność wcale go nie zdziwiła. Nie wyglądał na zaskoczonego czy chociażby na zadowolonego moją obecnością.
- Wyjeżdżasz - powiedział z wyrzutem, a jego głos był lodowaty.
Otworzyłem usta by coś odpowiedzieć, lecz nic nie przychodziło mi do głowy. Westchnąłem i pokiwałem powoli głową. Czułem się winny, choć nie miałem ku temu żadnego powodu. Po prostu wyjeżdżałem do szkoły, by dalej się kształcić. Louis też wyjedzie, ale za rok, jeśli w ogóle podejmie dalszą naukę.
- Robię tosty, chcesz? - zapytał najzwyczajniej w świecie.
- Tak, poproszę - odparłem zdziwiony. - Mógłbyś się chociaż ubrać?
- Nie.
Przygryzłem dolną wargę i popatrzyłem w stronę okna. Szykowała się naprawdę piękna pogoda. Nie lubiłem deszczu, a w szczególności wtedy, gdy musiałem prowadzić auto. To ja dziś robiłem za kierowcę. O dziesiątej miałem podjechać pod Matthew. Razem mieliśmy iść do szkoły oraz razem mieszkać. Byłem podekscytowany wspólnymi chwilami tylko we dwoje. Byliśmy ze sobą ponad rok i bardzo kochałem czarnowłosego chłopaka. Mogłem z nim porozmawiać na każdy temat, świetnie się razem dogadywaliśmy.
- ...nie mam całego dnia, Harry - mówił Louis.
- Przepraszam, nie słuchałem, mógłbyś powtórzyć? - zapytałem.
- Nie ważne. - Przewrócił oczami i wyłożył gotowe tosty z serem na talerz. - Smacznego.
Przeniósł talerz na stół w jadalni i zaczął odchodzić. Poszedłem za nim.
- Ty nie zjesz? - zapytałem.
- Nie, nie jestem głodny.
- Ostatnio mało co jesz - wtrąciłem. - A przynajmniej razem z nami i...
- O, zauważyłeś? - uniósł jedną brew.
- Przestań.
Szatyn odwrócił się i zaczął kierować się w stronę schodów. Szybko złapałem go za rękę, aby nie uciekł. Próbował wyswobodzić się z mojego uścisku, lecz bezskutecznie.
- Co jest z tobą nie tak?! - zawołałem, gdy odwinął mi z łokcia drugiej ręki w brzuch.
- Puszczaj mnie, czemu się do mnie przyczepiłeś?! - warknął niezadowolony.
Popchnął mnie do tyłu, przez co przewróciłem się na torbie z ubraniami, pociągając szatyna ze sobą. Upadł na mnie, wbijając w mój brzuch te swoje wystające kości. Koniecznie musiał więcej jeść, bo wyglądał niczym trup. Od razu próbował wstać, lecz mu to skutecznie uniemożliwiłem. Przewróciłem nas i teraz to ja znajdowałem się nad nim. Unieruchomiłem jego nadgarstki, by nie mógł mnie po raz kolejny uderzyć.
- I co teraz? - mruknął. - Jak chcesz, to mnie uderz.
- Nie będę cię bił, Lou - odparłem, wpatrując się w jego twarz.
Na policzkach pojawił się krwisty rumieniec. Miał dzikie spojrzenie, jakby za wszelką cenę szukał ratunku. Czyżbym aż tak go zdenerwował, że jego twarz zrobiła się czerwona ze złości? Dlaczego aż tak bardzo mnie nienawidził? Co mu takiego zrobiłem?
- Zejdź ze mnie - powiedział, szamocząc się pode mną. - Puszczaj mnie, kurwa! Idź do swojego chłoptasia, mnie zostaw w spokoju!
- Louis...
- Puszczaj mnie, kurwa! Zaraz cię zajebie, jak mnie nie zostawisz!
Zaskoczony odsunąłem się od niego i puściłem nadgarstki. Szatyn zerwał się z podłogi jak poparzony i bez słowa wbiegł po schodach na górę do swojego pokoju. Słyszałem głośne trzaśnięcie drzwi. Wzdrygnąłem się na głośny hałas. Zapewne obudził tym Liama i Zayna.
Gdy mężczyźni zeszli na dół, zjedliśmy zimne już tosty przygotowane przez Louisa. Jego samego tu nie było. Nie chciał zejść na dół. Zayn poszedł do jego pokoju, lecz i jemu nie udało się wyciągnąć z niego szatyna.
Chciałem się z nim pożegnać, zanim wyjadę. Naprawdę mi na tym zależało. Był moim bratem, najlepszym przyjacielem. Nie tak powinno to wszystko wyglądać. Zapukałem do jego pokoju, lecz nawet się nie odezwał. Leżał pod kołdrą, skulony w pozycji embrionalnej. Zakrył nawet swoją głowę, abym nie mógł go zobaczyć.
- Będę już jechał, Lou - powiedziałem zrezygnowany. - Przepraszam za tamto... Nie chciałem, aby to tak wyglądało. Trzymaj się, braciszku. - Po tych słowach opuściłem jego pokój.
><><
Witajcie ponownie, kadeci!
Nie spieszyliście się z tymi komentarzami. A porucznik specjalnie czekał, aby dodać jeszcze dziś drugi rozdział. W końcu jednak wam się udało :D
Dziękuję za gwiazdki i komentarze ♥
CZYTASZ
Unruly ~Larry/Ziam ✔
FanfictionJak poradzić sobie z sytuacją, kiedy osoba którą znasz od lat jest jednocześnie twoim przyjacielem, bratem i zauroczeniem? Liam i Zayn mają wszystko, czego mogliby sobie zapragnąć. Wszystko, oprócz dzieci. Louis i Harry mają tylko siebie, nie wied...