Harry
*****
Obserwowałem szatyna, który już nieco chwiał się na nogach. ,,Zero alkoholu" akurat! Zaklinał się, że nie upije się, że zachowa umiar. Cóż... nie wyszło! Ja też zawaliłem, bo miałem go pilnować. Niestety zagadałem się ze znajomymi, a chłopak rozpłynął się w tłumie. Gdy go odnalazłem był upity i bardzo, ale to bardzo radosny. Akurat to drugie mi nie przeszkadzało. Miło było patrzeć na to, jak się uśmiecha. Jak lepi się do obcych ludzi już nie.
- Już ci starczy, Lou - powiedziałem, próbując wyplątać go z rąk jakiegoś chłopaka.
- Nie, nie! - zawołał, wtulają się w równie wstawionego szatyna. - Tu mi dobrze.
- Jesteś pijany, Louis - westchnąłem. - Chodź, wracamy do domu.
- Nie! - zwołał głośno. - Jasper i ja idziemy tańczyć.
Odepchnął mnie mocno, ciągnąc chłopaka za sobą. Mogłem się temu tylko przyglądać. Póki nie robił nic głupiego niż zwykły taniec, było okej. Oparłem się o ścianę i z puszką piwa obserwowałem swojego przyjaciela. Louis pod wpływem alkoholu stał się naprawdę śmiały. Co chwilę ocierał się o chłopaka, dociskając pośladki do jego krocza. Odwróciłem wzrok, nie chcąc na to patrzeć. Głośna muzyka dudniła mi w głowie. Zamiast dobrze się bawić, stałem się niańką. Po kilku chwilach znów spojrzałem na tańczącą parę. Tym razem to towarzysz Louisa śmiało sobie postępował. Jego dłonie ściskały i ugniatały pośladki mojego brata... Co do kurwy nędzy?! Louis nie był tym zaskoczony, chichotał mu do ucha i pozwalał na to wszystko. Zgniotłem pustą już puszkę piwa w dłoni i ruszyłem do obściskującej się pary. Jeszcze chwila i zaczną się pieprzyć w salonie mojego kumpla.
Złapałem szatyna za rękę i szarpnąłem w swoją stronę. Zdezorientowany chłopak wpadł na moją klatkę piersiową i do niej przywarł. Jego towarzyszowi się to nie spodobało. Podszedł do nas i próbował ponownie przyciągnąć mojego brata do siebie.
- Jeśli szukasz kogoś do pieprzenia, to sam sobie znajdź - powiedział, próbując brzmieć groźnie.
Dzieciak był zdecydowanie młodszy ode mnie, może nawet od samego Louisa. Jeśli myślał, że wykorzysta Lou, to się grubo myli. Nie pozwolę na to.
- Odwal się, gówniarzu! - warknąłem, popychając go do tyłu.
- Nie zrezygnuję z tak dobrej dupy do pieprzenia - kontynuował, próbując dosięgnąć szatyna, który wręcz przelewał się przez moje ręce.
- Jeszcze słowo, a będziesz zbierał zęby! - zagroziłem.
Rzuciłem mu pod nogi pustą puszkę i lepiej chwyciłem Louisa, by mógł ustać w pionie. Zaczęliśmy powoli wycofywać się w stronę wyjścia. Po drodze minąłem Patricka, któremu powiedziałem, że wracamy do domu. Niall, który na początku imprezy pił piwo z Louisem, gdzieś przepadł z jakąś dziewczyną. To dlatego Louis wpadł w łapska tego niewyżytego małolata.
- Chyba będę rzygać - powiedział cicho, bełkocząc pod nosem.
- Cholera...
Szybko wytaszczyłem go na zewnątrz, gdzie od razu zwymiotował. Ledwo udało mi się odsunąć, inaczej miałbym nieciekawe wzorki na spodniach. Jeszcze przez chwilę słyszałem odgłosy wydalanej treści żołądka. Wciąż podtrzymywałem szatyna w pasie, aby nie padł na trawnik.
- Już lepiej? - zapytałem, szukając wolną dłonią chusteczki higienicznej po kieszeniach.
- Niedobrze mi - wybełkotał.
Zanim zdążyłem coś dodać, ponownie zaczął wymiotować. Dopiero gdy skończył, wytarłem mu usta. Zamknął oczy, wtulając się w moją bluzę. Westchnąłem, obejmując go drugą ręką.
- Dlaczego to nie mogłeś być ty? - wymamrotał ledwo zrozumiale.
- Co? - zmarszczyłem brwi, starając się usłyszeć jego słowa.
- Lubię cię, nawet bardzo, ja... tak bardzo cię kocham... - po tym zaczął płakać niczym małe dziecko.
- Chyba pomyliłeś mnie z Jasperem - odparłem, ruszając w stronę samochodu, gdzie moglibyśmy poczekać na taksówkę.
Samochód planowałem odebrać następnego dnia. Nie chciałem ryzykować, prowadząc po pijaku. Szczególnie, jeśli wiedziałem jak to się stało, że rodzice wylądowali w szpitalu. Nie chciałem być sprawcą wypadku.
Nagle Louis się zatrzymał. Zaparł się nogami, nie pozwalając zrobić mi ani kroku. Popatrzyłem na niego uważnie. Jego oczy błyszczały od łez w ulicznej latarni. Sięgnąłem dłonią i starłem kilka kropel z policzka.
- Nie, ja...
- Louis - westchnąłem. - Musimy dotrzeć do domu, porozmawiamy jutro o twoim nowym przyjacielu.
- Ja... kocham... - po raz kolejny zaczął, irytując się na swój plączący się język. - Ciebie! Ciebie, Harry! Ja zawsze... tylko ciebie...
Popatrzyłem na niego w osłupieniu. Szatyn nie wiedział, co mówił. Przez alkohol nie myślał trzeźwo. Zapewne wszystko mu się myliło. Nie mógł tych słów skierować do mnie. To nie mi miał wyznawać miłość. Pewnie chodziło mu o Jaspera lub innego kolegę, o którym nie miałem pojęcia. Podprowadziłem Louisa do samochodu, otwierając drzwi, by mógł usiąść i zaczekać na przyjazd taksówki.
- Harry?
- Jestem, znów będziesz wymiotować? - zapytałem, błagając, by nie pobrudził wnętrza auta. Naprawdę nie chciałem jutro tego sprzątać.
- Kocham, słyszysz?! - zawołał głośno. - Dlaczego ty nie... kochasz... jak ja... Tylko ciebie...
><><
Witajcie, kadeci!
Miłego wieczoru ^.^
Dziękuję za gwiazdki i komentarze ♥
CZYTASZ
Unruly ~Larry/Ziam ✔
FanfictionJak poradzić sobie z sytuacją, kiedy osoba którą znasz od lat jest jednocześnie twoim przyjacielem, bratem i zauroczeniem? Liam i Zayn mają wszystko, czego mogliby sobie zapragnąć. Wszystko, oprócz dzieci. Louis i Harry mają tylko siebie, nie wied...