Harry
*****
- Jesteś tego pewien? - zapytał chłopak, stojąc nade mną ze skrzyżowanymi rękami. - Nie musisz tam wracać. Sam słyszałeś wczoraj, że Louis gardzi twoją pomocą. Chcesz wrócić tam i słuchać ciągłych kłótni? Moglibyśmy spędzić miło te wakacje.
Siedziałem na naszym łóżku i pakowałem do torby swoje ubrania. Zaliczyłem wszystkie testy, byłem w końcu wolny od nauki, mogłem spokojnie zacząć wakacje. Teraz chciałem wrócić do domu. Martwiłem się o Louisa.
Z Matthew się pogodziliśmy. Nie mógłbym długo gniewać się na swojego chłopaka. Sam brunet przyznał, że żałuje tamtych ostrych słów jakich użył opisując Louisa. Wybaczyłem mu.
- Nie rozumiem, czemu mnie zablokował, czemu nie chciał ze mną rozmawiać, martwię się. Boję się, że znów zamknął się w sobie i wrócił do punktu wyjścia.
- Jesteś naprawdę głupi, Harold - powiedział, krzywiąc się.
Zignorowałem jego słowa. Od kilku dni był nieznośny i ciągle obrażał Lou. Nie podobało mi się to. Jednego dnia będąc zbyt zmęczony nauką i egzaminami zapomniałem zadzwonić czy napisać głupiego esemesa do Lou. Po tym szatyn mnie zablokował i nie mogłem się z nim połączyć. Dzwoniłem do rodziców, których zapytałem o to. Byli zdziwieni i nie rozumieli, dlaczego chłopak tak postąpił. Lou pomimo próśb nie chciał ze mną rozmawiać. Stwierdziłem, że znów miał doła. Nieraz widziałem go, kiedy miał paskudny humor, ale żeby przez tyle dni?
- Skoro nie chcesz jechać, zabiorę na wyjazd Andy'ego - zdecydował.
- W porządku - odparłem, kończąc pakowanie. - Baw się dobrze.
- I nic cię nie rusza? - zapytał zdumiony. - Przecież wiesz, że kiedyś do mnie zarywał, nie przeszkadza ci to?
- A zamierzasz mnie zdradzać? - odbiłem piłeczkę, patrząc na niego wyczekująco. - Ufam ci, Matt. Chcę, abyś dobrze spędził te wakacje. Widzimy się na następnym roku.
- Nie wrócisz tutaj przed rokiem?
- Chyba spędzę te wakacje z rodziną - odparłem, drapiąc się po głowie. - Nie uważasz, że powinniśmy trochę... odpocząć? Od siebie? Ostatnio ciągle się sprzeczamy, mała przerwa dobrze nam zrobi.
- To może od razu mnie rzuć, co?
- Och Matt... - westchnąłem, porzucając torbę, by zbliżyć się do niego. Chłopak patrzył na mnie uważnie, śledząc każdy mój krok. Gdy znalazłem się blisko niego, zgarnąłem go w ramiona. - Kocham cię, miśku. Chcę, aby było między nami dobrze.
Jak na potwierdzenie swoich słów, złączyłem nasze wargi razem. Chłopak mruknął z aprobatą, pogłębiając pocałunek i wplątując dłonie w moje włosy. Po chwili się odsunąłem. Potarłem kciukiem jego policzek, uśmiechając się delikatnie.
- Może też odwiedziłbyś rodzinę? - zaproponowałem.
- Louis mnie nie znosi - odparł, jakby była to najoczywistsza rzecz na świecie.
- Miałem na myśli swoją, Matt. Pewnie stęsknili się.
- Nie, nie zamierzam wracać do tych homofobów. Nienawidzę swojego durnego brata. Wolę wakacje na tropikalnej wyspie, dużo słońca i tłumy przystojnych mężczyzn.
- Mam być zazdrosny? - mruknąłem.
- Zawsze możesz jechać ze mną - podsunął.
- Naprawdę nie mogę. W zasadzie już teraz powinienem wyjeżdżać.
- A może tak właściwe pożegnanie? - zapytał, kładąc płaską dłoń na moim torsie, by po chwili znalazła się na moim kroczu. - W końcu porzucasz mnie na długie tygodnie.
- Wybacz, nie dzisiaj - powiedziałem, odsuwając się.
Przypomniała mi się sytuacja z wczoraj. Matthew wczoraj przyszykował romantyczną kąpiel i kolację. Po tym zaciągnął mnie do łóżka. I tutaj była kompletna klapa. Musiałem byś zbyt zmęczony ciągłymi zaliczeniami testów, bo nie potrafiłem sprostać jego oczekiwaniom. Kurwa... po prostu mi nie stanął. Nie potrafiłem znaleźć dla tego lepszej wymówi. Szybko sobie obciągnęliśmy, a raczej ja jemu. Matt zapewnił, że to pewnie ze stresu i zmęczenia. Sam nie potrafiłem znaleźć innego wytłumaczenia.
Obwiałem się, że teraz również nic by z tego nie wyszło. Dodatkowo nie chciałem przedłużać mojego wyjazdu. Chciałem dotrzeć do domu przed południem.
- Bezpiecznej podróży - powiedział brunet, składając delikatny pocałunek na moich ustach. - Dzisiaj wieczorem mam lot. Zadzwonię z hotelu, gdy będę już na miejscu.
- Dobrej zabawy - odparłem, przytulając go jeszcze do siebie.
Przez całą drogę samochodem zastanawiałem się nad ostatnimi wydarzeniami. Miałem coraz więcej wątpliwości. Między mną a Matthew zaczęło się coś psuć. Miał swoje sekrety, którymi się nie dzielił tak jak kiedyś. Podczas rozmów telefonicznych zamykał się w łazience. Kiedy go o to zapytałem, ten dał mi komórkę i powiedział, że mogę ją sobie przeszukać, lecz tego nie zrobiłem. Ufałem mu, przecież na tym polegał dobry związek.
Zaparkowałem pod domem rodzinnym. Niestety nikogo tam nie zastałem. Zostawiłem tylko torbę przy szafce z butami, po czym ponownie wsiadłem do auta, kierując się tym razem do firmy.
Od sekretarki dowiedziałem się, że rodzice są na ważnym spotkaniu w konferencyjnej, a Louisa znajdę w pracowni Fabio. Tam udałem się w pierwszej kolejności. Gdy wszedłem, zastałem Louisa stojącego do mnie tyłem. Ubrany był w jeden z kompletów dresów. I skłamałbym, gdybym powiedział, że nie wyglądał atrakcyjnie.
Mój wzrok mimowolnie powędrował na pośladki chłopaka, które okryte były materiałem, zbędnym materiałem. Stop! O czym ja w ogóle myślałem? Pokręciłem szybko głową, jakby to pomogło mi pozbyć się niewłaściwych myśli. W pomieszczeniu było stanowczo zbyt gorąco.
- Harry! - usłyszałem radosny okrzyk. - Jak dobrze cię widzieć! Mam kilka garniturów do przymiarki. Myślę, że będziesz zachwycony.
W tym właśnie momencie szatyn odwrócił się i spojrzał na mnie. Zauważyłem, jak uśmiech zniknął z jego twarzy. Szatyn zeskoczył z małego podwyższenia, na którym wcześniej stał i próbował opuścić pomieszczenie.
- Stop! Stop! - zaprotestował głośno projektant. - Nikt nie opuszcza tego pomieszczenia, Louis! Potrzebuję dwóch modeli do sesji ślubnej! Idealnie się złożyło!
- Nie będę robił za kobietę - mruknął cicho, czym mnie rozbawił.
- Oczywiście, że nie - zaśmiał się Fabio. Złapał szatyna za nadgarstek, jakby bał się, że chłopak ucieknie. Cóż... było to wysoce prawdopodobne. - Mam odpowiednie garnitury. Halsey! Zwołaj Mitcha, niech będzie gotowy na sesję.
- Czy to naprawdę...
- Tak, nie marudź, Lou - uciął wypowiedź szatyna. - Wyskakuj z tych dresów, za chwilę masz ślub!
Parsknąłem śmiechem na minę, jaką zrobił szatyn. Chyba był przerażony taką wizją. Dla mnie to brzmiało jak dobra zabawa. Nie miałem problemów z pozowaniem przed fotografem ani z przymierzaniem niezliczonej ilości ubrań. Często bywałem w firmie, a Fabio kochał to wykorzystywać.
- A ty na co czekasz? Wyskakuj z tych zmiętych, pożal się Boże ubrań i idź do Kelly, poproś o różowy garnitur.
- Różowy? - uniosłem jedną brew.
- Mam fioletowy, błękitny, biały. Zobaczymy na miejscu, będziesz się najwyżej przebierał - odparł. - Nie stój tak, Lou!
><><
Witajcie, kadeci!
To ostatni rozdział na dziś ^.^
Udało mi się skończyć całą książkę, więc dziś wstawiłam maraton tak, jak obiecałam :D
Mam nadzieję, że mogę na was liczyć z ilością komentarzy :>
Dziękuję za gwiazdki i komentarze ♥
CZYTASZ
Unruly ~Larry/Ziam ✔
FanfikceJak poradzić sobie z sytuacją, kiedy osoba którą znasz od lat jest jednocześnie twoim przyjacielem, bratem i zauroczeniem? Liam i Zayn mają wszystko, czego mogliby sobie zapragnąć. Wszystko, oprócz dzieci. Louis i Harry mają tylko siebie, nie wied...