24. Przepraszam

3.6K 424 143
                                    


Louis

*****

- Masz fajki? - zapytał Josh, bawiąc się zapalniczką.

- Mam - odparłem krótko.

- To dawaj. - Wyciągnął rękę, oczekując na mój ruch.

- Sam sobie kup - zaśmiałem się, poklepując po kieszeni spodni. - Ostatnio przepaliliście mi dwie paczki. Nie jestem fundacją charytatywną.

- Nie wygłupiaj się, Payne - warknął, zgrzytając przy tym zębami. - Masz dzianych starych, a zachowujesz się jak sknera. Może i są pedałami, ale z forsą przy dupie.

- Jakbyś nie załapał poprzednim razem... nie mam żadnej kasy. Starzy odcięli mi gotówkę. Nawet nie dają mi na drugie śniadanie.

- To może znów wkradnij się w ich łaski, bo szykuje się gruba impra w następny weekend. Będziemy musieli się wkręcić z alko. Ty to zawsze załatwiałeś.

- Teraz już nie - mruknąłem, chowając dłonie w kieszeń.

- Masz to załatwić. - Plunął obok siebie, łypiąc na mnie groźnie.

Poczułem, jak ktoś ciągnie mnie za rękaw bluzy. Spojrzałem na swojego wystraszonego przyjaciela. Co chwila spoglądał na naszych kolegów z obawą. Trochę już byli podpici, więc robili się drażliwi. To nie było nic nowego, lecz Horan jak zwykle się bał.

- Chodźmy stąd - szepnął, starając się, aby nikt oprócz mnie go nie usłyszał.

- Dopiero co przyszliśmy, daj spokój. - Wywróciłem oczami na jego dziecinne zachowanie. - Jo ma załatwić coś do picia, wyluzuj.

- Nie chcę znów ciągnąć cię przez całe miasto upitego. Ostatnio zarzygałeś mi buty - powiedział, próbując mnie przekonać. - Jeśli chcesz się napić, możesz przyjść do mnie na piwo.

- Nie widzisz, że jesteśmy w towarzystwie? - zapytałem. - Masz więcej alkoholu?

Zanim zdążył odpowiedzieć, rozmowę podłapał jeden z chłopaków stojący najbliżej. Zaczął dopytywać się u kogo w końcu pijemy i jak dużo jest procentów. Farbowany blondyn zaczął jąkać się ze zdenerwowania. Znałem jego rodziców i wiedziałem, że nigdy nie pozwoliliby zgrai podejrzanych typów wejść do domu. Byli spokojnymi ludźmi i na nasz widok prędzej zadzwonili by na policję.

- Nie, nie - zaprzeczał Niall, machając przy tym zabawnie rękami. - Źle mnie zrozumieliście.

- Mówiłeś o darmowym piciu, gdzie to jest?

- W pubie, jak sobie kupisz, przygłupie - powiedziałem rozdrażniony do Gordona. - Co w końcu robimy? Nie zamierzam stać bezczynnie na ulicy. Gdzie idziemy?

- Myślałem o monopolowym - odezwał się nasz kolejny znajomy, puszczając w niepamięć rozmowę Nialla. - Ale nie mam siana, jestem spłukany.

- Payne...

- Już wam mówiłem, nie mam ani funta. - Pokręciłem głową. - Może któryś z was poratuje kolegów?

- Niech będzie, ale tylko ten jeden raz - odezwał się Ben, machając ręką, abyśmy za nim poszli.

W końcu zaczęło się coś dziać. Już miałem dość słuchania ich wywodów. Umówiliśmy się na wypad do baru, a nie zbędne ględzenie. Na szczęście w końcu ruszyliśmy się z miejsca. Niall szedł obok mnie. Wiedziałem, że nie przepadał za chłopkami i źle się czuł w ich towarzystwie. Nie kazałem mu za mną łazić. To on uparł się, że będzie mieć na mnie oko. Zachowywał się jak moi ojcowie. Był wspaniałym przyjacielem, ale nie pochwalał ostrego imprezowania czy upijania się do nieprzytomności. A to było coś, co ostatnio bardzo mi się podobało. Nie obchodziło mnie moje zdrowie, o którym starzy non stop mi truli.

Po dotarciu na miejsce, którym był mały bar, udało nam się wejść do środka i zamówić po piwie. Potem zaczęliśmy się rozkręcać, sięgając po coś mocniejszego. Już  przy trzeciej kolejce nie czułem się najlepiej, a nie byłem kimś, kto tak łatwo odpadał. Zamówiłem kolejny kieliszek, opróżniając go po chwili do końca. Nie wiem jak długo tutaj siedzieliśmy.

- Już wystarczy, masz dość - odezwał się Niall, ciągnąc mnie za rękaw.

- To ja powiem, kiedy wystarczy - wybełkotałem, próbując nie chwiać się tak bardzo na krześle. - Nie bądź sztywny Horan i też się napij.

- Właśnie - zawtórowali koledzy, klepiąc go po ramieniu.

- My już wychodzimy - warknął, lekceważąc ich głupie docinki. - Dalej, Lou, musimy wrócić do domu.

- Nigdzie... nie idę - dodałem, próbując pozbyć się natrętnego chłopaka szarpiącego mnie za ubrania.

- Nie pozwolę ci tu zostać z nimi - odparł. - W tej chwili wracamy.

- Nie!

Popchnąłem go mocno do tyłu, przez co wpadł na kogoś. Od razu zaczął przepraszać. Podniósł się szybko i spojrzał na mnie zawiedziony. Poprawił swoją bluzę, która podwinęła mu się do góry. Chłopaki wybuchnęli śmiechem, komentując zachowanie farbowanego blondyna.

- Twoi rodzice będą tobą rozczarowani - powiedział po chwili.

- Już są - odparłem, wzruszając ramionami. - Nie jestem Harrym, uczynnym i pomocnym synkiem. Nienawidzą mnie.

- Nie mów tak.

Podszedł bliżej mnie i złapał za moją rękę, kiedy chciałem sięgnąć po kolejny kieliszek. Spojrzałem na niego uważnie. Wpatrywał się we mnie niemo błagając, bym przestał. Nie zasłużyłem na taką przyjaźń. Niall był naprawdę w porządku, a przez mnie wpadał zwykle w kłopoty. Ciągle zastanawiałem się, dlaczego tak po prostu mnie nie zostawi i nie znajdzie sobie lepszego przyjaciela.

- Proszę, Lou - dodał, próbując wciąż przekonać mnie na powrót.

- Dobra - westchnąłem, zeskakując z wysokiego krzesła.

O mało co nie upadłem, lecz Niall wciąż przy mnie był. Ciężko mi było iść. Nogi plątały się pode mną i gdyby nie Ni, dawno upadłbym na podłogę. Dziś stanowczo przesadziłem. Wiedziałem, że na następny dzień będę umierał z powodu kaca. Na całe szczęście nie miałem szkoły, dopiero w poniedziałek miałem do niej iść.

- Jeszcze trochę i będziemy na zewnątrz - powiedział, zmierzając wraz ze mną w stronę drzwi.

Pokiwałem głową. Chciałem coś powiedzieć, lecz z moich ust wyszło tylko ciche burknięcie. Zrobiłem się senny i marzyłem o wygodnym łóżku. Nic się dla mnie innego nie liczyło. Jazdę samochodem pamiętałem jak przez mgłę. Horan musiał wezwać taksówkę, którą dotarliśmy pod drzwi mojego domu. Właśnie próbował wsadzić klucz do drzwi, który uprzednio wyciągnął z kieszeni moich spodni, lecz ktoś nas uprzedził. Drzwi się otworzyły, a ja przekląłem przez nagłą jasność, która mnie oślepiła.

- Umm... dobry wieczór, panie Payne - zaczął niezgrabnie Niall. - Ja...

- Dziękuję, Niall - westchnął Liam, odciążając mojego przyjaciela.

Złapał mnie pod ramię i wciągnął do domu. Zanim jeszcze zamknął drzwi, po raz kolejny podziękował Horanowi i życzył dobrej nocy. W zasadzie niewiele z niej zostało. Spuściłem głowę, nie chcąc widzieć zawiedzionej miny mężczyzny.

- Dlaczego to sobie robisz? - westchnął.

Po chwili poczułem, jak unoszę się nad ziemią. Liam podniósł mnie, jakbym nic nie ważył i ruszył schodami na górę. Zdziwiłem się, że miał siłę to zrobić. Nie należałem do najlżejszych i nie byłem już dzieckiem. Ostatnio nosił mnie na rękach, gdy miałem dziesięć lat.

- Przepraszam - szepnąłem, mocniej obejmując szyję mężczyzny, by po chwili zamknąć oczy.

><><

Witajcie, kadeci!

Jak minął wam dzień? Kto dziś wagarował? ^^

Dziękuję za gwiazdki i komentarze ♥

Unruly ~Larry/Ziam ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz