Louis
*****
Zmieniłem szkołę. Harry również ją zmienił. Z początku myślałem, że Liamowi uda się porozmawiać z dyrektorem i wszystko wyjaśnić. Na szczęście (dla mnie) nie udało się. Kiedy zapytałem o to Zayna, wyjaśnił krótko, że Lim i dyrektor troszkę się pokłócili. I chyba było to coś więcej niż troszkę, gdyż mężczyznę, gdy wrócił po tej rozmowie do domu bolały plecy i miał czerwony ślad na policzku. I nie był to siniak, a... pieczątka szkoły, która zwykle leżała na biurku dyrektora. To było naprawdę dziwne.
Chodziliśmy teraz do publicznej placówki, która wcale nie była gorsza. Było tu o wiele więcej dzieci, ale nie przeszkadzało mi to. I choć plotki o tym, że nie mamy rodziców szybko się rozniosły, nikt nigdy o tym więcej nie mówił. Podobno nie było to nic niezwykłego, gdyż takich osób zebrałoby się sporo. Byłem klasę niżej od swojego przyjaciela. Harry szybko zaprzyjaźnił się z nowymi kolegami. Ja sam też nie miałem z tym problemu. Najlepszym przyjacielem z klasy został Niall Horan, który miał dziwny akcent, ale nie skupiałem się na tym.
Nauczyciele byli w porządku. Nie chodzili w garniturach, jak w poprzedniej szkole i nie byli aż tak poważni. Nowy pan trener był najlepszy. Ciągle żartował i pozwalał chłopakom grać w piłkę, odpuszczając nam nieraz biegi. A co najważniejsze? Nie było mundurków. I choć dla młodszej wersji mnie nie zrobiłoby to dużej różnicy, tak teraz bardzo się z tego cieszyłem. Mogłem ubierać się jak każdy nastolatek. Jakieś jeansy i jakaś bluzka - tak zawsze powtarzałem, gdy wygrzebywałem ze swojej szafy ubranie do szkoły. Miałem już piętnaście lat i nie mogłem pozwolić, by to rodzice mnie ubierali. Miałem swój własny styl.
- Dokąd tak pędzisz, Payne? - zawołał ktoś z wyraźnym, irlandzkim akcentem.
- Ojciec już na mnie pewnie czeka - wyjaśniłem, zatrzymując się na jednym ze schodów, które prowadziły do szkoły. - Mamy pojechać na zakupy przed feriami.
- Dokąd was zabierają w tym roku? - zapytał Niall, sapiąc ciężko po krótkim biegu.
- Jedziemy chyba do Austrii na narty - odparłem. - W domu tylko o tym się mówi. Strasznie się tym ekscytują.
- Ale super, stary! - zawołał podekscytowany. - Ja zapewne spędzę ferie u ciotki Judy. Będę patrzył jak dzierga grube skarpetki na drutach - parsknął śmiechem.
Obok nas przeszedł wysoki chłopak. Zrobił jeszcze kilka kroków, po czym się zatrzymał. Był tyłem do nas. Miał długie, ciemnobrązowe włosy, które falami opadały mu na plecy, a wiatr wprawiał ich ruch. Jego nogi okrywały obcisłe, czarne spodnie, a kwiecista koszula dopełniała całość. Kurtkę trzymał w ręku. Na jego nadgarstku znajdował się srebrny zegarek, na którym właśnie sprawdzał godzinę. Po chwili nadjechało czarne auto, a szyba powoli się opuściła. Usłyszałem swoje imię.
- Wpadnij do mnie po osiemnastej - powiedziałem po chwili. - Pa!
Poprawiłem plecak na ramieniu i ruszyłem biegiem w stronę czekającego samochodu. O mało co nie wywróciłem się, gdy pokonywałem ostatni schodek. Przekląłem i rozejrzałem się, czy nikt nie widział mojej niezdarności. O mały włos a skręciłbym kostkę i nici z wyjazdu. Chyba bym się załamał. Błyskawicznie wyminąłem grupkę rozmawiających uczniów, w tym czekającego chłopaka i złapałem za klamkę od drzwi samochodu. Z uśmiechem na twarzy rozsiadłem się na skórzanym fotelu.
- Hej - rzuciłem na powitanie.
- Cześć - odparł Liam, poprawiając ręce na kierownicy. - A Harry'ego co znów zatrzymało?
- Wielkie ,,V'' - prychnąłem, patrząc przez okno na czekającego nastolatka.
Harry stał tam cierpliwie i trzymał w drugim ręku jakiś zeszyt. Mógłby się pośpieszyć. Przecież doskonale wiedział, że mamy zajechać do paru sklepów, by móc spakować się na wyjazd. Ale nie, on ma zawsze czas. Jedyne z czego się cieszyłem to to, że mogłem zająć miejsce z przodu obok kierowcy. Nie lubiłem jechać z tyłu, jak to zazwyczaj miało miejsce.
- Mógłbyś chociaż udawać, że lubisz Victorię, Lou - zaśmiał się mężczyzna, kręcąc głową.
- Nie będę kłamać - wzruszyłem ramionami, cały czas obserwując otoczenie. - Idzie!
- Harry? - zapytał, podążając za moim spojrzeniem.
- Nie, wielkie ,,V" - westchnąłem, krzywiąc się z obrzydzeniem na widok ich pocałunku. - On ma dopiero szesnaście lat, czy nie powinniście mu zakazać się całować, a najlepiej spotykać się z dziewczynami?
- To normalne, Lou - powiedział rozbawiony moją miną. - Tylko patrzeć, jak ty przyprowadzisz do domu jakąś pannę.
- Niedoczekanie - mruknąłem.
Odwróciłem się plecami do szyby, by nie musieć oglądać ich zadowolonych twarzy. Po dłuższej chwili w końcu ktoś otworzył drzwi z tyłu. Ucieszyłem się, że w końcu będziemy mogli ruszyć.
- Moglibyśmy podrzucić Vic do centrum? - zapytał Harry, zapewne wpatrując się w Liama jak w obrazek.
- Oczywiście... - zaczął Liam, lecz szybko mu w tym przeszkodziłem.
- ...że nie - dodałem zgryźliwie. - Pakuj się Hazz, nie mamy czasu.
- Wsiadajcie - westchnął Liam, nie mając siły kłócić się z nami.
Dziewczyna wsiadła pierwsza, a dopiero później wpakował się zielonooki. Nie podobało mi się. Najchętniej zatrzasnąłbym jej drzwi przed nosem.
- Burak - mruknął Harry, uderzając mnie z płaskiej dłoni w tył głowy.
- Zielony groszek - odparłem, zsuwając się na siedzeniu, bym nie mógł znów oberwać.
- Czemu groszek? - zdziwił się na nowe przezwisko.
- Bo nie znoszę groszku - odparłem.
- Chłopcy! - zawołał Liam. - Jak wy się zachowujecie?
- Jedźmy już na te zakupy - mruknąłem, składając ręce na piersi.
Miałem nadzieję, że ta larwa lubująca się w zielonym groszku w końcu się od nas odczepi. Nie chciałem, by zepsuła mi resztę dnia swoją obecnością. Naprawdę mnie drażniła, nigdy nie mogłem pojąć, dlaczego.
><><
Witajcie, kadeci!
Chłopcy są już starsi, Liam dorobił się pieczątki szkoły na policzku i w końcu pojawił się Niall ^.^
Dziękuję za gwiazdki i komentarze ♥
CZYTASZ
Unruly ~Larry/Ziam ✔
FanficJak poradzić sobie z sytuacją, kiedy osoba którą znasz od lat jest jednocześnie twoim przyjacielem, bratem i zauroczeniem? Liam i Zayn mają wszystko, czego mogliby sobie zapragnąć. Wszystko, oprócz dzieci. Louis i Harry mają tylko siebie, nie wied...