16. Pójdę jutro i ich pobiję!

3.9K 411 369
                                    


Zayn

*****

- To na pewno oni to zrobili! - zawołał głośno chłopiec.

- Dokładnie! - poparł go szatyn.

- To Dominic i Tyler!

- Oni mnie nie lubią! - zapewnił.

- Przezywali Lou i to nie pierwszy raz. Dokuczają mu i przezywają!

- Stop! - zawołałem, nie mogąc nic zrozumieć z ich krzyku. - Powolutku, chłopcy. To ma być spokojna rozmowa, nie konkurs kto głośniej krzyknie.

- Oni mnie nienawidzą - westchnął Louis, wzruszając przy tym ramionami. - To dla tego, że nie mam mamy ani taty...

- Nie mów tak, skarbie - odezwał się tym razem Liam, który wciągnął chłopca na swoje kolana w celu przytulenia. - Dlaczego to przyszło ci do głowy?

- Bo to prawda - powiedział cicho. - Od dawna przezywają mnie sierotą i skrzatem.

- Dlaczego nie powiedziałeś nam o tym, Lou? - zapytałem, ścierając mokre ślady łez z jego policzka. - Przecież wiesz, że zawsze cię wysłuchamy. Nie powinieneś milczeć, kiedy ktoś sprawia ci przykrość. Zawsze możesz na nas liczyć.

- Ale oni nic mi nie robią, kiedy jest Harry - wyjaśnił. - Jeszcze przed operacją serduszka jak byłem w klasie Harry'ego to było dobrze, ale potem mnie przenieśli, dlaczego?

- Miałeś skarbie troszkę zaległości i musiałeś je nadrobić - powiedział spokojnie Liam. - Musisz się uczyć, aby być mądrym chłopcem.

- Harry może mi pomóc! - uparł się. - Ja już nie chcę wracać do tamtej klasy, nie lubię Dominica i Tylera.

- Oni ciągle dokuczają Lou - dodał Harry, siedząc po prawej stronie Liama.

- Czy dzisiaj oni też to robili?- zapytałem, patrząc uważnie na twarz chłopca. - To przez nich się zdenerwowałeś?

Szatyn pokiwał powoli głową i schował twarz w koszulce Liama. Słyszałem ciche pochlipywanie, rozpłakał się. Zacisnąłem mocno zęby, zastanawiając się jak rozwiązać tę całą sprawę. To było niedopuszczalne, aby w tak prestiżowej szkole była przemoc. Gdzie byli nauczyciele? Czemu nikt tego nie widział? Trochę rozumiałem chłopców. Bali się, że jak zrobią coś źle, to odeślemy ich do sierocińca.

Po zapewnieniu, że nigdy tego nie zrobimy, dostrzegłem ulgę w zielonych oczach Harry'ego. Dopiero potem przeszliśmy do sprawy z bójką w szkole. Nie zamierzałem tego tak zostawić. Louis nie był winny temu wszystkiemu. Część winy leżała po stronie tamtych łobuzów i planowałem wspomnieć o tym w rozmowie z dyrektorem. Domyślałem się, że nie będzie łatwo zważywszy na fakt, że jego synem jest jeden z prześladowców Louisa.

- Nie chcę tam już wracać - szepnął szatyn, spoglądając na mnie załzawionymi oczami. - Będę robił książeczkę ćwiczeń w domu. Nie chcę tam iść.

- Ja też nie - poparł go Harry, zrywając się z kanapy.

- Ty musisz iść jutro do szkoły, Harry - powiedziałem. - Nie możesz opuszczać zajęć.

- Pójdę jutro - westchnął, a na jego twarzy pojawił się grymas.

Poszedł w stronę kuchni, po chwili wracając z papierową torebką, gdzie znajdowały się słodkie oponki. Poczęstował każdego z nas. Byliśmy już po obiedzie, więc nic nie mówiłem. Przyjąłem swój smakołyk i ugryzłem pierwszy kęs.

- Pójdę jutro i ich pobije! - zdecydował Harry.

Zacząłem się krztusić. Łzy napłynęły mi do oczu, a pomogło dopiero wtedy, kiedy Liam mocno klepnął mnie otwartą dłonią między łopatki. Nachyliłem się nad kolanami i w końcu zaczerpnąłem powietrza.  Chłopcy przyglądali mi się zdziwieni.

- Nie, Harry - powiedziałem, odzyskując swój głos. - Nikt nikogo nie będzie bić. Przemoc jest zła, chłopcy. Pamiętacie co o niej mówiliśmy? Załatwimy tę sprawę z dyrektorem bez żadnej przemocy. Wszystko będzie dobrze i powtarzam, nikt nie będzie nikogo bił.

*****

Dochodziła godzina osiemnasta, kiedy wszyscy zebraliśmy się po raz kolejny w salonie. Na stoliku rozłożona była gra planszowa w której celem było dotarcie do mety pionkiem, pokonując kilkanaście pól. Zamiast oglądać telewizję, postawiliśmy na wspólną grę. To był o wiele lepszy pomysł, gdyż zapewnił chłopcom wiele emocji. Przyjemnie było widzieć ich uśmiechy, kiedy co chwilę pionek zielony i niebieski się prześcigał. To zajęcie pozwoliło również zapomnieć o nieprzyjemnym zdarzeniu z rana.

Chłopcy byli już wykąpani. Siedzieli w piżamkach po przeciwnej stronie stołu, a wilgotne kosmyki włosów powoli podsychały. Harry nienawidził suszenia swoich kręconych włosów suszarką, więc nie zmuszałem go do tego. Za kilka minut i tak wyschną. Głośny napad śmiechu Louisa przywrócił mnie do gry. Chwilę wcześniej szatyn wyrzucił pięć oczek na kostce, przez co zbił zielony pionek Harry'ego. Sądząc po minie, chłopiec nie był z tego zadowolony.

- Nie przejmuj się, Hazz - westchnął Liam. - Ja od początku gry nie zaszedłem dalej niż na piąte pole, które każe wrócić mi na start...

- Ale ja byłem przy końcu, tato... - wymamrotał, lecz ostatnie słowo słyszałem wyraźnie.

Liam upuścił kostki, które poturlały się po planszy. Spojrzał na Harry'ego wielkimi oczami. Dopiero po chwili chłopiec pojął, co powiedział, przez co się zawstydził, a jego policzki zrobiły się czerwone. Zaczął gorączkowo przepraszać i się tłumaczyć. Kontynuowaliśmy grę dopiero wtedy, gdy wyjaśniliśmy, że nie mamy nic przeciwko temu zwrotowi, a nawet bardzo się cieszymy. W końcu powiedział tato!

Uśmiechnąłem się tylko i wzrokiem omiotłem całą naszą małą rodzinkę. Cieszyłem się, że ich miałem. Moje spojrzenie spotkało się z tym Liama. Pod stołem trącił moją stopę i szeroko się uśmiechnął.

- Twoja kolej, kochanie - powiedział.

><><

Witajcie, kadeci!

"One life for the three of us" [*]

Dziękuję za gwiazdki i komentarze

Unruly ~Larry/Ziam ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz