35. To co proponujesz?

3.7K 419 276
                                    


Harry

*****

- Mamy już wszystkie składniki na obiad? - zapytał szatyn, krocząc obok wózka sklepowego, który pchałem.

- Jeszcze zielony groszek do sałatki - odparłem, zatrzymując się we właściwej alejce.

- Co ty masz z tym groszkiem? - zmarszczył brwi, patrząc na mnie uważnie.

Wzruszyłem jedynie ramionami i wpakowałem dwie puszki do wózka. Louis po chwili za nie złapał i je odłożył. Przypomniała mi się sytuacja z dzieciństwa, kiedy przy każdych zakupach Lou robił dokładnie to samo. Zaśmiałem się pod nosem i rozbawiony znów  chwyciłem za puszki.

- Obrzydliwe - mruknął, poddając się.

Jego uwagę przykuła teraz alejka ze słodyczami. Chyba coś już wypatrzył, gdyż spojrzał na mnie z błyskiem w oku. Doskonale znałem to spojrzenie. Wiedziałem, że gdy nie kupię mu tego, czego chciał, stanie się prawdziwym wrzodem na tyłku. Przewróciłem tylko oczami i ruszyłem za niebieskookim. Tak jak przewidziałem, zatrzymał się przy żelkach, wybierając te z długimi żelkowymi wężami.

- Pakuj - powiedziałem tylko, gdy w dłoniach miał dwie paczki.

Jak można było mu odmówić, kiedy wyglądał jak kot ze Shreka? Tylko zamiast kapelusza trzymał słodycze. Szybko dokończyliśmy zakupy i ruszyliśmy do kas. Po pół godzinie byliśmy już w domu.

Oczywiście Louis wziął z bagażnika jedynie paczkę swoich żelek, zostawiając mnie samego z torbami. Nie skomentowałem nawet tego, że wyrzucił z jednej połowę zakupów, by dorwać się do wężyków. A przecież mógł zrobić to w domu, jednocześnie rozpakowując zakupy. Ale po co, prawda? Można zachować się jak świnia i mieć wszystko w dupie.

Wściekły na niego ruszyłem do domu, zostawiając zakupy na blacie w kuchni. Po Louisie nie było nawet śladu. Zapewne zaszył się w swoim pokoju. Zamiast się tam udać, poszedłem do salonu, gdzie leżał wygodnie Zayn, dzierżąc pilota w dłoni zagipsowanej ręki.

- Kartę zostawiłem ci przy portfelu w kuchni. Zajmę się teraz obiadem - poinformowałem mężczyznę.

- A Louis? - zapytał Zayn, zmniejszając głośność telewizora.

- Pewnie jest w swoim pokoju, poradzę sobie sam.

Gdy Zayn chciał zaprotestować, pojawił się przy nas szatyn. Z ust wystawała mu zielona podłużna żelka. Skorzystałem z okazji, kiedy nachylił się nad kanapą za naszymi plecami i złapałem za żelka. Chłopak się tego nie spodziewał, dzięki czemu odebrałem mu łakoć, samemu go zjadając.

- Jesteś obleśny - skrzywił się. - Obśliniłem go.

- Nie przeszkadza mi to w zupełności - wzruszyłem ramionami. - A teraz ruszaj dupę, idziemy gotować!

Jako dzieci często wymienialiśmy się jedzeniem. Nie brzydziłem się jeść tą samą łyżką co chłopak. Wiele razy w szkole dzieliliśmy się piciem, a nawet wymienialiśmy się liźnięciami lodów, by dowiedzieć się jak smakuje inny smak.

- Pomóc wam? - odezwał się Zayn, poprawiając sobie poduszkę.

- Nie, damy radę - zapewnił Louis, udając się jako pierwszy do kuchni.

Ruszyłem zaraz za nim. Zanim przygotowaliśmy obiad, zdążyliśmy się posprzeczać ze dwa razy. W złości Louis obrzucił mnie garścią nieugotowanych jeszcze klusek, przez co w odwecie  dostał pociskiem z surowego mięsa w policzek. Później był spokój, aż do późnego popołudnia.

Po powrocie od Liama, gdzie spędziliśmy w szpitalu półtorej godziny, mieliśmy wziąć się za mycie samochodu. I tu też pojawił się problem, gdyż Louisowi zebrało się na żarty. Obaj skończyliśmy cali mokrzy. Piana spływała mi po twarzy, lecz byłem zadowolony, gdyż przedtem wsadziłem Louisowi głowę do wiadra, gdzie znajdowały się teraz gąbki do mycia.

Zayn gdy tylko nas zobaczył, srogo nas zbeształ. Kazał natychmiast się przebrać i wytrzeć po sobie mokre plamy, jakie zostawialiśmy za sobą. Sam powrócił do laptopa, gdzie wciągnął się w wir pracy. Przez wypadek miał sporo zaległości w firmie. Niektóre sprawy  wymagały uwagi samego szefa, nie mógł zlecić ich zastępcy.

- Można? - usłyszałem głos za sobą.

Byłem w łazience i naciągałem właśnie na siebie bokserki, kiedy do środka wszedł Louis. Dokończyłem się w spokoju ubierać i spojrzałem na szatyna. Odwrócił twarz, na której pojawiły się krwiste rumieńce. Zacząłem się zastanawiać czy nie rozchorował się przez te wygłupy z wodą podczas mycia samochodu. Wiedziałem przecież, jak niską ma odporność.

- Co jest? - zapytałem, zwracając na siebie uwagę, lecz w dalszym ciągu nie podniósł swojego wzroku.

- Ja... um... - zaczął, co chwilę zacinając się w swojej wypowiedzi. - Już posprzątałeś pokój?

- Nope, nie musiałem - odparłem, kręcąc głową. - U mnie zawsze jest czysto. Poskładam tylko ciuchy w których byłem na mieście i włożę je do szafy, coś chciałeś?

- Może chciałbyś mi pomóc? - zapytał niepewnie. - Mam straszny bałagan, a jutro idę do szkoły i nie zdążę tego ogarnąć.

- Zawsze byłeś bałaganiarzem - zaśmiałem się, przeczesując swoje wilgotne kosmyki włosów. - Niech ci będzie, zrobię to, ale... za paczkę żelków.

- Nie mam.

- Nie kłam - mruknąłem. - Kupiłeś dwie.

- Tak jakby... zjadłem? - uśmiechnął się lekko.

- To co proponujesz za pomoc?

- Może to, że nie będę cię  w nocy dręczyć i pozwolę się wyspać?

- To ty jutro idziesz do szkoły, nie ja - zauważyłem. - Ja mogę wyspać się w południe, ale niech będzie.  Chodź, dzieciaku.

- Sam jesteś dzieciak! - fuknął obrażony.

Wyszliśmy z łazienki i przeszliśmy kilka kroków do pokoju szatyna. Pchnął drzwi i zastałem tam niezłe pobojowisko. Ubrania, tak samo jak i śmieci walały się wszędzie. Nie mówiąc już o kubkach czy talerzach. Zagadka zaginionych naczyń się rozwiązała.

- Nie zaczynaj, bo się rozmyślę - odparłem. - I pomyśl o lepszej zapłacie za pomoc w ogarnianiu tego syfu. Nie masz tu jeszcze szczurów?

><><

Witajcie, kadeci!

Miłego dnia x

Dziękuję za gwiazdki i komentarze ♥

Unruly ~Larry/Ziam ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz