Harry
*****
Louis leżał na łóżku w swoim pokoju. Był późny wieczór, na dworze powoli robiło się ciemno. Całkiem niedawno wyszła od niego pani psycholog. Podczas ich sesji nie mogłem znajdować się przy nastolatku. W takich chwilach miałem czas wolny i przeważnie zajmowałem się swoimi sprawami, bądź szykowałem jedzenie w kuchni, które potem mogłem zanieść Louisowi. Nasi ojcowie pracowali w firmie do późna. Przez ich nieobecność powstało kilka komplikacji przy wychodzącej kolekcji i musieli poświęcić się pracy w całości. Nie chcieli jednak zostawiać Louisa i dopiero po moich namowach zgodzili się jeździć do firmy.
Cieszyłem się, że mogłem na coś się przydać. W zasadzie to miałem najważniejsze zadanie, jakim było pilnowanie szatyna. I może głupio to brzmiało, ale taka była prawda. Baliśmy się zostawiać go samego w obawie, że powtórzy próbę zabicia się. Wciąż nie doszedł do siebie po wydarzeniach, jakie miały miejsce w łazience szkolnej. Nocami płakał przez sen i krzyczał, aby podczas dnia snuć się po domu niczym duch. Nie odzywał się wiele lub nawet wcale.
Teraz przerwałem naukę na egzamin, który miałem zaliczyć pod koniec tygodnia i spojrzałem na skuloną postać leżącą na łóżku. Szatyn poruszał się niespokojnie, a twarz lśniła od potu, przez co do czoła przylgnęły kosmyki włosów. Odłożyłem książkę na biurko i wstałem z fotela. Podszedłem do Louisa, delikatnie przysiadając na brzegu łóżka.
- Już dobrze, mały - szepnąłem, ostrożnie pocierając jego plecy płaską dłonią. - Jesteś bezpieczny.
Mój głos podziałał na niego kojąco, bo po chwili się uspokoił. Sięgnąłem dłonią i odgarnąłem kosmyki włosów z jego czoła. Kciukiem pogładziłem poranioną wargę, którą dość często przygryzał.
Widziałem tamten filmik, widziałem wszystko, przez co przeszedł chłopak. Gdyby mnie to spotkało, prawdopodobnie również bym się załamał. Żałowałem tylko, że nie było mnie przy nim, kiedy tego potrzebował, że rodzice niczego nie zauważyli.
Szatyn przyciągnął do siebie mniejszą poduszkę i się do niej przytulił. To przypomniało mi nasze młodsze lata, kiedy spaliśmy z przytulankami. Louis miał dużego, puszystego królika, bez którego nie potrafił zasnąć. Myślę, że on sprawiał, że chłopiec czuł się bezpieczny. To przytulanki pomogły Liamowi i Zaynowi sprawić, byśmy spali w osobnych łóżkach. A uwierzcie, nie było łatwo.
Uśmiechnąłem się lekko, obserwując spokojną twarz nastolatka. Po krótkim zastanowieniu się, wstałem z łóżka i ruszyłem na korytarz. Louis niedawno co zasnął, więc miałem nadzieję, że nieprędko się obudzi. Potrzebowałem kilka minut. Wciąż jednak obawiałem się, że Lou wyczuje moment, kiedy nikogo nie ma w jego pobliżu i się skrzywdzi.
Szybko ruszyłem w stronę pokoju gościnnego. Zapaliłem światło i spojrzałem na stojące pod ścianą łóżko. Często ten pokój zajmowała nasza babcia (mama Zayna), gdy przyjeżdżała nas odwiedzić. Podszedłem bliżej i uklęknąłem przy łóżku. Dłonią sięgnąłem pod mebel i wyciągnąłem duży karton, gdzie znajdowały się kiedyś nasze pluszaki. Większość, a raczej wszystkie zabawki oprócz jednego, dużego pluszaka oddaliśmy dzieciom do domu dziecka. Byliśmy już dorośli i nie potrzebowaliśmy maskotek. Pozostał tylko Tęczuś, którego Louis nie chciał się pozbywać. Kilka lat temu wspólnie schowaliśmy go do sporych rozmiarów kartonu i wsunęliśmy pod łóżko. Teraz otworzyłem pudełko i wyciągnąłem pluszaka. Uśmiechnąłem się na jego widok.
Podniosłem się z kolan i wsunąłem puste już pudełko z powrotem pod mebel. Tęczuś nie był zakurzony, wciąż pozostał puszysty i czysty. Louis zawsze o niego dbał. Kiedyś pluszowemu królikowi urwało się uszko, przez co mały chłopiec bardzo płakał. Uspokoił się dopiero, gdy Zayn naprawił je, przyszywając do reszty pluszowego ciała przytulanki.
Wycofałem się z pokoju, zgaszając światło. Wróciłem do sypialni Louisa. W dalszym ciągu spał. Odetchnąłem nieco i podszedłem do śpiącego nastolatka. Położyłem za jego plecami przytulankę. Pomyślałem, że jej obecność ucieszy choć trochę szatyna. Najwyżej wyrzuci pluszaka zaraz po przebudzeniu.
Po kilku minutach wpatrywania się w Louisa, powróciłem do nauki. Nie chciało mi się czytać tych samych informacji, lecz musiałem, aby zdać egzamin. Naprawdę niewiele mi brakowało do zakończenia roku. Nie mogłem się teraz poddać. Zdążyłem dopiero przeczytać pierwszy akapit, gdy odezwała się moja komórka, informując o przychodzącym esemesie. Sięgnąłem po urządzenie, zerkając na śpiącego chłopaka. Nie chciałem go obudzić.
Od Matthew
Kiedy do mnie wrócisz? Tęsknię x
Westchnąłem, zastanawiając się dłuższą chwilę nad odpowiedzią. Obiecałem chłopakowi, że niedługo wrócę z powrotem i do niego dołączę. Jednakże nie było to takie proste. Musiałem pomóc w domu, musiałem... nie, chciałem być przy Louisie, mieć pewność, że wszystko z nim w porządku. Matthew ciągle tylko narzekał podczas naszych rozmów telefonicznych. Rozumiałem go, ale nie mógł ode mnie wymagać, że porzucę rodzinę, która była w potrzebie. Gdy miałem już odpisywać, usłyszałem szelest pościeli i cichy szept wypowiadający moje imię.
Porzuciłem telefon, blokując wcześniej ekran i wstałem od biurka. Po raz kolejny tego dnia usiadłem obok Louisa. Nastolatek odwrócił się i teraz leżał plecami do mnie. Poduszka, którą wcześniej ściskał leżała na brzegu łóżka, jakby w każdej chwili miała spaść na ziemię. Poprawiłem ją. Louis przyciskał teraz do siebie pluszaka, którego musiał nieświadomie pochwycić. Powtórzył cicho moje imię i wtulił twarz w Tęczusia. Uśmiechnąłem się na ten widok. Cieszyłem się, widząc go zrelaksowanego i spokojnego. Sen był jego ucieczką, chwilą zapomnienia pod warunkiem, że nie śnił mu się koszmar.
- Wkrótce wszystko się ułoży, zobaczysz - szepnąłem. - Sprawię, że znów się uśmiechniesz. Nie ucieknę po raz kolejny, Lou. Obiecuję.
><><
Witajcie, kadeci!
Jak spędziliście niedzielę?
Kto pamięta Tęczusia? ^.^
Dobranoc! ♥
Dziękuję za gwiazdki i komentarze ♥
CZYTASZ
Unruly ~Larry/Ziam ✔
FanfictionJak poradzić sobie z sytuacją, kiedy osoba którą znasz od lat jest jednocześnie twoim przyjacielem, bratem i zauroczeniem? Liam i Zayn mają wszystko, czego mogliby sobie zapragnąć. Wszystko, oprócz dzieci. Louis i Harry mają tylko siebie, nie wied...