59. Idzie ci świetnie

4.2K 452 249
                                    


Louis

*****

Patrzyłem uważnie na ubranie, które trzymałem w rękach. Był to prosty garnitur w kolorze czarnym. Do tego miałem założyć białą koszulę z pasującym krawatem. To nie było w moim stylu. Kompletnie nie pasowałem do wizji Fabio. Co on sobie w ogóle myślał, proponując nam taką sesję? Jesteśmy przecież braćmi! Nie wpadł na to, że może być to niesmaczne? Może dla mnie nie, ale co powiedz inni, jak zobaczą te zdjęcia?

Zanim zdążyłem pomyśleć o kolejnym argumencie, dlaczego ten pomysł był bardzo głupi, wpadł Fabio. Musiałem szybko się ubrać w garnitur. Do końca nie zdążyłem zapiąć koszuli, lecz ten zwariowany projektant miał to gdzieś. Pociągnął mnie do innego pomieszczenia.

- Gotowy? - zwrócił się do Harry'ego, który czekał już tam na nas.

Chłopak miał na sobie pudrowo-różowy garnitur. Wyglądał naprawdę niesamowicie. Włosy, które wcale nie były tak długie jak za czasów szkolnych, miał dobrze zaczesane. Zapewne nie pogardził pomocą stylistek. On zawsze ładnie wyglądał, czego mu zazdrościłem.

- Jak najbardziej - odparł, uśmiechając się w ten swój czarujący sposób. - Dajcie nam chwilkę.

Podszedł do mnie, patrząc mi w oczy niepewnie. Unikałem jego spojrzenia, będąc zbyt zawstydzonym. Onieśmielał mnie, kiedy stał tak przede mną w tym przepięknym garniturze.  Matthew będzie szczęściarzem, stojąc przy boku Harry'ego podczas ich ślubu.

- Musisz zapiąć te guziki - wytłumaczył, sięgając do nich dłońmi.

Nawet nie pytał o pozwolenie. A ja wcale nie zamierzałem się buntować. Wiedziałem, że zrobi to szybciej i sprawniej. Stałem cierpliwie przed nim, próbując patrzeć się wszędzie, tylko nie na niego. Mogłem przysiąc, że na moje policzki wpłynął krwisty rumieniec. Tak łatwo było mnie zawstydzić.

- Idealnie! - zawołał Fabio, skręcając się ze szczęścia.

Nie zauważyłem nawet, że fotograf rozpoczął już swoją pracę. Od dobrych minut cykał fotki, a my nawet nie byliśmy gotowi. Ja nie byłem! Harry dopiero pomagał uporać mi się z tą przeklętą koszulą. Gdy już to zrobił, pomógł mi z krawatem, a my po raz kolejny zostaliśmy zaatakowani fleszem aparatu.

- Idzie ci świetnie  - szepnął zielonooki, uśmiechając się delikatnie.

Ośmieliłem się w końcu na niego spojrzeć. Jego twarz była zaledwie kilkanaście centymetrów od tej mojej. Gorąco, zdecydowanie za gorąco mi było w tym stroju. Fabio co chwila coś wykrzykiwał, ale nie zwracałem na niego uwagi. Skupiłem się na widoku przed sobą. Zupełnie zapomniałem o tym, że byłem przecież zły na chłopaka, lecz on nie wyglądał na obrażonego na mnie, co przeczyło słowom z esemesa. Nie rozumiałem tego.

- Harry, zmiana garnituru! - zarządził.

- Nie ma mowy, że ja też będę się przebierał - powiedziałem od razu, aby mi tego nie zaproponował. - Zostaję w tym, albo koniec z tym cyrkiem.

- W porządku - wymamrotał. - Na jutro szykuj się na sportowe wydanie. No nic, za mną Harry.

Chłopak niechętnie odsunął się ode mnie, krocząc posłusznie za mężczyzną. Gdy wrócił, tym razem miał na sobie błękitny garnitur we wzory. W nim również wyglądał wspaniale, a nawet lepiej. Poinstruowany przez fotografa stanął we właściwym miejscu.

Z całą tą sesją zeszło się naprawdę dosyć długo. Rodzice zdążyli skończyć spotkanie i teraz oglądali nas, stojąc w progu drzwi z szerokimi uśmiechami na twarzy. Nie chcieli zapewne przeszkadzać. Ja natomiast chciałem, aby w końcu to przerwali.

To Fabio zdecydował o zakończeniu sesji. Na szczęście. Miał to, czego potrzebował, cokolwiek to było.

- Możemy wrócić do domu? - zapytałem, spoglądając błagalnie na Zayna.

- Mamy kolejne spotkanie za pół godziny...

- Ja go odwiozę, nie ma problemu - zadecydował Harry. - Przyjechałem tylko się przywitać, umieram z głodu i chętnie też bym odpoczął.

- Widzę, że wpadłeś wprost w sidła Fabio - zaśmiał się Liam.

- Nie narzekam - odparł wesoło. - Świetnie się bawiłem. Lecę się przebrać i będę gotowy, Lou. A z wami widzimy się w domu.

Mężczyźni pokiwali głowami i po raz kolejny, tym razem osobiście, pogratulowali synowi sukcesu, jakim było zdanie roku. Ze mnie nigdy nie będą dumni. Nie ukończyłem nawet durnego liceum.

Poszedłem w tym czasie przebrać się w moje ciuchy. Ubranie, które miałem na sobie było niewygodne. Jak najszybciej się go pozbyłem. Przed firmą poczekałem na Harry'ego.

- Już myślałem, że gdzieś się zaszyłeś. Szukałem cię wszędzie, Lou. Możemy ruszać?

- Tak - odparłem tylko, zmierzając w stronę znanego mi samochodu. - Nie powinieneś być z Matthew? Chyba dzisiaj mieliście wyjeżdżać na wakacje.

- Przecież obiecałem ci, że będziemy się razem uczyć. Nigdzie nie jadę.

- Dziwne, bo w esemesie twierdziłeś zupełnie co innego - zauważyłem, wślizgując się na miejsce pasażera, kiedy tylko otworzył samochód.

Sam zajął miejsce za kierownicą. Spojrzał na mnie zdezorientowany. Doskonale udawał, lecz nie zamierzałem tego dalej ciągnąć. Ja wiedziałem swoje. Przepiąłem się pasami i czekałem aż ruszy.

- O jakiego esemesa ci chodzi?

- Nieważne - mruknąłem, krzyżując ręce na klatce piersiowej, spoglądając za szybę.

- Porozmawiamy w domu - zdecydował, odpalając silnik.

><><

Witajcie, kadeci!

Miłego dnia :D

Dziękuję za gwizdki i komentarze ♥

Unruly ~Larry/Ziam ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz