Wieczorem w pokoju wspólnym, gryfoni świętowali swoje zwycięstwo. Wszyscy się dobrze bawili, wszyscy poza Rachel, która nadal wracała w myślach, do zdarzenia sprzed kilku godzin.
Z resztą nie tylko o tym myślała. Cały czas zastanawiała się nad zachowaniem Walkera.
- Rach pamiętaj, że jutro jest trening.
Z jej rozmyślań, wyrwał ją głos Jane, która w wyjątkowo wspaniałym humorze dosiadła się na kanapę.
- Ja raczej nie przyjdę. Potrzebuje trochę... Przerwy? Odpoczynku? Sama nie wiem.
Jane, której szeroki uśmiech zaczął powoli znikać, już chciała coś powiedzieć, gdy przerwał jej Peter.
- Jeśli boisz się, że znowu spadniesz to spokojnie, możemy zaprosić Jeremiego.
W salonie rozległ się śmiech. Jednak nie wszystkim spodobał się żart Petera. Jennifer doskonale zdawała sobie sprawę, że jej przyjaciółka jest jedną z lepszych graczy w drużynie i nie łatwo będzie ją zastąpić, natomiast Rachel była tak przytłoczona, że po prostu nie wytrzymała i wyszła z dormitorium bez słowa.
Postanowiła wyjść na błonia, lecz dopiero gdy wyszła z zamku zrozumiała, że nie wzięła ze sobą żadnego swetera czy bluzy. Zignorowała jednak zimny, listopadowy wiatr i usiadła na trawie, przyglądając się gwieździstemu niebu.
- Zimno ci? - zapytał Jeremy, który usiadł obok niej, co spowodowało u blondynki chwilowy strach.
I chodź odpowiedź, na jego pytanie była prosta, dziewczyna wcale nie zamierzała powiedzieć jej na głos. Zdziwił ją więc fakt, że po chwili poczuła na swoich ramionach jego płaszcz.
- Co ty? Nie chce.
- Oj daj spokój. Jest zimno, chyba nie chcesz być chora.
Gryfonka spojrzała na jego twarz, która nawet w ciemnościach wyglądała nienagannie. Ślizgon już drugi raz w ciągu tego dnia ją zadziwił i to pozytywnie.
- Dodatkowo nie masz teraz pretekstu, żeby odmówić mi wieczornego latania na miotle.
Rachel otworzyła szerzej oczy, a jej brwi wystrzeliły do góry.
- Niestety, muszę cię rozczarować. Jak na razie daruję sobie miotły i tym podobne.
- Chyba nie stchórzysz, tylko ze względu na dzisiejszy wypadek.
Jest i on. Wredny, napuszony i cyniczny Jeremy.
- To się nazywa szok pourazowy, Walker - syknęła dziewczyna i już chciała odejść, lecz ślizgon pociągnął ją za rękę, powodując że ponownie usiadła na trawie obok niego.
- Skoro nie chcesz polatać, to może chociaż razem, tu posiedzimy.
- O co ci chodzi?! Z dnia na dzień stajesz się dla mnie wyjątkowo miły. To jakiś zakład? Zaraz z krzaków wybiegną twoi koledzy i rzucą na mnie Avadę?
Kuzyn Jane, zaśmiał się krótko, lecz Rachel nadal została nie wzruszona.
- Bujną masz wyobraźnię, Harriosn. A co do moich kolegów, myślę że już dawno są w swoich łóżkach i opłakują dzisiejszą porażkę.
- To gdzie tu jest podstęp?
- Nie ma żadnego podstępu.
Dziewczyna, ponownie uniosła wzrok na jego twarz, z której próbowała wyczytać jakikolwiek podstęp. Lecz na próżno, chłopak wydawał się być szczery.
- Zgoda. Zostanę, ale nie na długo.
I o dziwo tematy do rozmów przychodziły im swobodnie. Jednak gryfonka nie była świadom, że wszystkiemu przyglądał się Remus, który wziąwszy jej sweter, wyszedł z dormitorium by ją dogonić...
CZYTASZ
• Czekolada mleczna • Remus Lupin •
Short StorySzesnastoletnia Rachel Harrison przeżywa właśnie najlepsze chwilę w życiu. Hogwart jest dla niej jak drugi dom. Czy ten rok przyniesie jej coś nowego? Może miłość? Chociaż dziewczyna świetnie się bawi nie może ignorować ważnych decyzji.