XIX

975 127 8
                                    

Nie wiedział co czuł; smutek, żal, strach? A może rozpacz i gniew? Tak dużo emocji przechodziło przez jego ciało, że zaczął się w tym wszystkim gubić...
Czytał pamiętnik Lee Taehyunga, który spisując swoje myśli miał może z trzynaście lat. Na pierwszych stronach nie znalazł nic, co mogłoby go bardziej zainteresować. Chłopczyk opowiadał o tym, jak to chodził z ojcem na targ. Później pisał, że jego mama kochała smażyć im pstrąga na obiad, a pewnego dnia, ryba smakowała mu wyjątkowo bardzo, tak że aż żal było mu ją zjeść. Kim uśmiechnął się przez łzy na wspomnienie o starszej kobiecie... Kilka kartek później blondyn wyczytał, że najlepszy przyjaciel Lee Taehyunga pierwszy raz się na niego obraził. Dopiero wtedy dwudziestodwuletni chłopak skupił się na każdym wyrazie.

Powodem kłótni było to, że syn kapitana Lee wiedział, gdzie ukryty był jakiś skarb, ale tata poprosił go, żeby nikomu tego nie mówił. Dlatego jego przyjaciel postanowił się do niego nie odzywać, aż Taehyung zmieni zdanie i razem ruszą na szukanie bogactw. Problem w tym, że chłopczyk myślał, że chodziło o złoto, a nie o jakiś rubin. Odpuścił, gdy dowiedział się, że Lee ukrywał gdzie znajdował się głupi kamień. Przyjaciele szybko się pogodzili, zapominając o tym incydencie. 

Kim przewracał strony, czytając dokładnie zapisane słowa.

Gdy myślał, że już nic nie wyczyta z zapisków dziecka, jego oczom ukazał się obrazek namalowany przez Taehyunga. Koślawe znaczki, linie i duży znak "X" na środku. W rogu Kim dostrzegł małe literki, układające się w prawdopodobnie nazwę wyspy. Smocza Zatoka.

Blondyn domyślał się, że to tam kierowała się Victoria. Wiedział również, że piraci nie mają pojęcia co dalej; tak, dopłynął do lądu, ale potrzebują dwudziestodwulatka, żeby ten wskazał im odpowiednią drogę. Żyli w błędnym przekonaniu, myśląc, że to Kim był posiadacze wiedzy, gdzie ukryty został ów skarb.

Albo może jednak nie żyli. Taehyung potrząsnął głową, wyrzucając niepotrzebne, w tamtej chwili, myśli z umysłu.

Zaczął badać niedokładną mapę, starając się zapamiętać z niej jak najwięcej.

— I co? Wyczytałeś cokolwiek? Wiesz już co się tu, do cholerny, dzieje? — zapytał zniecierpliwiony Hoseok, ciągnąc się za rude kosmyki. 

— Wiem więcej niż przed chwilą. Ale nie wszystko — zaczął młodszy. — Więcej odpowiedzi chyba będę musiał poszukać u samego źródła.

— Co jest tym źródłem? — miedzianowłosy niby znał odpowiedź na to pytanie, jednak mimo to, w duchu modlił się, aby jednak był w błędzie.

— Jeongguk — powiedziawszy to, blondyn zamknął dziennik i schował go z powrotem do torby.

— A powiesz nam czego dowiedziałeś się, czytając te zapiski? — odezwał się cicho Jimin po raz pierwszy od ponad godziny. Nadal przetwarzał w głowie obraz martwego Jeona, który nagle postanowił zmartwychwstać, jakby była to najnormalniejsza rzecz na świecie.

— To pamiętnik Lee Taehyunga. Pamiętasz legendę, którą opowiedział ten starzec na wyspie? — ciemnowłosy niepewnie pokiwał głową. — Dodałem wszystko do siebie. Piraci z historii, ci którzy są przeklęci i szukają skarbu oceanu to załoga Victorii. Kapitan Lee był osobą, która ukryła kamień, a jego syn, czyli tak jakby ja, jako jedyny wiedział, gdzie mogą szukać tego rubinu. Po to tak bardzo chcieli odszukać Taehyunga i to właśnie dlatego Czarnooki chciał żebym płynął teraz z nimi. Potrzebują mnie, żeby znaleźć ten kamień. Problem w tym... — zatrzymał się i popatrzył po twarzach przyjaciół — że ja nie mam pojęcia, gdzie go szukać. Dysponuję jedynie mapą narysowaną przez dziecko.

— To w jakimś stopniu nam pomoże, lepiej jakiś koślawy rysunek niż nic — oznajmił pomarańczowowłosy, kładąc się na pryczy. — A teraz opowiedzcie mi tę legendę, ponieważ nie mam pojęcia o czym mówiłeś.

×⚓×

— No naprawdę, musiałeś dać sobie wbić tę szpadę w serce! Idioto, co teraz? — zastanawiał się głośno Yoongi, kiedy wraz z Jeonem stali przy sterze, co chwila zerkając na ciężką klapę. Zdawać by się mogło, że oboje bali się konfrontacji z trójką niewtajemniczonych mężczyzn.

— Miałeś zatrzymać ich pod pokładem. Nie moja wina, że nie potrafiłeś tego zrobić — warknął zdenerwowany brunet, ciągnąć za swoje poplątane od wiatru włosy.

— To nie trzeba było drzeć japy, wtedy ta twoja blondyna potulnie wystraszona siedziałaby na dupie, a z nią ten rudzielec i dzieciak. Nie spodziewałem się, że rzuci się na pewną śmierć, żeby ci pomóc.

— Też się tego, kurwa, nie spodziewałem — wysyczał Jungkook. — Gdyby nie krzyknął wtedy mojego imienia, nie dałbym sobie włożyć niczego w serce.

— Normalnie wołanie twojego imienia przez kogokolwiek by cię nie rozproszyło. Zignorowałbyś to... Co się z tobą dzieje, Jeon? — Yoongi uniósł brew, uważnie badając twarz drugigo, gdy wyczekiwał odpowiedzi.

— Nic się nie dzieje. Zamknij się i zejdź mi z oczu, bo tylko ciśnienie podnosisz...

— Nie wierzę. Jungkook, czy ty coś czujesz do tego całego Lee? — kiedy nie usłyszał odpowiedzi, aż zakrył usta dłonią. — O cholera! Co zamierzasz z tym zrobić? Czekaj... Mówiłeś mi, że jako nieumarli nic nie czujecie... Więc jakim cudem ty...?

— Nie wiem. Kurwa, nie mam pojęcia. Nie znam uczuć, nie pamiętam żadnych. Mam sto dwadzieścia dwa lata i od dobrych stu dwóch nie czuje nic prócz nienawiści. Nie wiem na czym stoję, ale czuję drganie mojego serca, kiedy Taehyung jest w pobliżu — dotknął miejsca, w które chwilę temu wbita była szpada francuskiego oficera. — A ono przecież nie bije. Nie ma prawa... Nie powinno...

— To twoje "wypełniam rozkaz ojca, mam dowiedzieć się tylko, gdzie ukryty jest kamień. Najpierw spróbuję zdobyć jego zaufanie, później, jak nie wyjdzie, użyję siły", zadziałało chyba nie tak jak powinno — powiedział Min, cytując słowa ciemnowłosego sprzed parunastu dni. — Chociaż zdaje się, że jednak zdobyłeś jego zaufanie. I nie tylko. Serce też ci chyba oddał.

— Bredzisz.

— Proszę cię, na mnie nie spoczywa żadna klątwa, więc wiem, co czują ludzie. Co prawda ja bym się nie rzucił na pomoc nawet własnej matce, ale Taehyung nie zawahał się ani chwili, kiedy zobaczył ciebie, leżącego na deskach. Wskoczył do jaskini Krakena, żeby cię uratować, a później popłakał się jak głupi, widząc twoje martwe ciało. Tak nie zachowuje się człowiek dla byle kogo. A to co jest między wami, na przyjaźń mi nie wygląda.

— Myślisz, że powinienem z nim porozmawiać?

— Myślę, że powinieneś dać mu czas. Może i jego ojcem był Lee i może wie gdzie ukryty jest rubin, ale zdecydowanie tatuś nie wspomniał mu o klątwie. Był przerażony, kiedy magicznie ożyłeś.

Jungkook pokiwał głową, dając do zrozumienia szarowłosemu, że szanował jego zdanie i je w jakimś stopniu popierał. Rozglądnął się po pokładzie, lustrując uważnie twarze korsarzy, z którymi przyszło mu pływać ponad sto lat. Wiedział, że za niedługo ich wspólna droga przestanie istnieć. Co prawda nadal będą załogą jego ojca, jednak po odnalezieniu kamienia, śmierć będzie mogła ich zaskoczyć w każdym momencie. Oglądał, jak inni ludzie padali niczym muchy od najdrobniejszego zakażenia... Tak wyglądała i ich przyszłość.

Ale oni wszyscy tego pragnęli. Poczuć ból, gdy zostaną zranieni podczas walki, szczęście, gdy wreszcie dopłynął do portu, narastające spełnienie, kiedy narodzi się w nich inne uczucie niż nienawiść. Sam Jungkook mógł już doświadczyć delikatnego bicia serca, ciepła i chęci obrony chłopaka, który poruszył jego zlodowaciałe wnętrze.

I mimo tego, że nadal złość i nienawiść ogarniały większość jego ciała, życzył dobrze dla ludzi, z którymi spędził całe swoje życie... 

𝗵𝗲'𝘀 𝗮 𝗽𝗶𝗿𝗮𝘁𝗲 • taekookOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz