XXXIII

1K 119 8
                                    

— Nawet się do mnie, kurwa, nie odzywaj — warknął miedzianowłosy, patrząc w kierunku starszego pirata, który na jego słowa tylko wzruszył ramionami.

— Ktoś musiał mu powiedzieć prawdę. Od kiedy się pojawił, stwarzał same problemy.

— Od dwóch dni nie ma po nim śladu, tak samo jak po Jeonie! Na co my go tu sprowadziliśmy —Hoseok złapał się za głowę, chodząc nerwowo po dużym pomieszczeniu. — Jungkook pewnie już nie wróci na Tortuge. Ba! My przecież nawet nie mamy pewności, że żyje i nie dryfuje gdzieś martwy w dużym oceanie. Tylko niepotrzebnie naraziliśmy Taehyunga i Namjoona.

— Przesadzasz. Jeon jest żywy i pewnie za niedługo wróci na wyspę. On nigdy nie łamie danego słowa — Yoongi zamknął oczy, gdy i jego nerwy zaczęły być mocno naruszane.

Jung nie dawał mu ani chwili spokoju, od kiedy tylko dowiedział się, że blondwłosy wybiegł z domu Jina właśnie przez dwudziestoczterolatka. Min poczuł mocne szerpnięcie za ramię i w następnej sekundzie został niedelikatnie przyparty do zimnej ściany.

— Jeśli Taehyung dziś nie wróci cały i zdrowy, zabiję cię.

— Już to gdzieś słyszałem. To nie ty przypadkiem mówiłeś, że nawet jak przeżyjemy to tak czy siak ja będę martwy? — niższy wywrócił oczami i bez większego wysiłku odepchnął od siebie rudego. Yoongi znał się na ludziach, mógł łatwo powiedzieć, że Jung rzucał pustymi słowami na wiatr. Chłopak by pewnie nawet muchy nie skrzywdził. — Słuchaj, twój przyjaciel pewnie siedzi gdzieś na plaży, żaląc się mewom i krabom jakie to jego życie jest okropne i jakim to ja jestem dupkiem — pirat zaśmiał się na swoje słowa, których mimo wszystko nie był pewien. Nie pokazywał tego po sobie, ale sam zaczynał martwić się o blondyna.

— Jesteś dupkiem — zgodził się Hoseok, wolno kiwając przy tym głową.

— Wiem.

Miedzianowłosy zmarszczył brwi, gdy smutny uśmiech zagościł na twarzy - zdawać by się mogło - pozbawionego uczuć pirata. Zdezorientowany patrzył, jak Yoongi wychodzi z chaty, cicho zamykając za sobą drzwi. Och, to do niego niepodobne, pomyślał, zanim przeniósł wzrok na admirała, który uważnie przysłuchiwał się ich kłótniom, ciągnącym się już od dwóch długich dni.

— Zdaje mi się, że źle go oceniliśmy... — zaczął Namjoon. — Przez to, że jest tak szczery do bólu, nadaliśmy mu łatkę zimnego drania, a przecież bycie prawdomównym wymaga nie lada odwagi i jakby nie patrzeć... Jest to dobra cecha. Yoongi nie potrafi jedynie dobierać odpowiednich słów, dlatego rani przy tym innych.

— Nie chcę w to wierzyć, Namjoon. Łatwiej żyć mi w przekonaniu, że jest okropnym człowiekiem — Hoseok usiadł obok admirała, chowając swoją zmęczoną twarz w dłoniach. Wiedział co brązowowłosy zaraz powie i zdecydowanie wolał tego nie słyszeć.

— Bo wtedy opieranie się i walczenie z uczuciami względem tego chłopaka będzie uzasadnione? — widząc, jak drugi niepewnie kręci głową, kontynuował: — Taehyung też to zauważył, wiesz? Mimo iż starasz się przekonać każdego z nas, że nienawidzisz Mina... Cóż, nie wychodzi ci. Nie mam pojęcia kiedy się w nim zauroczyłeś, ale przez te dwa miesiące, kiedy byliśmy w Port Vallis, ni z gruchy, ni z pietruchy czasem bez opamiętania zaczynałeś o nim mówić, a słodki uśmiech sam pojawiał się na twojej twarzy — admirał zaśmiał się donośnie, dając mocnego kuksańca w bok Junga. Kiedy jednak nie otrzymał żadnej reakcji ze strony przyjaciela, westchnął cicho, poważniejąc. — Nie opieraj się temu, Hoseok, bo już zawsze będziesz nieszczęśliwy. Daj mu szansę i spróbuj nie zaczynać z nim kłótni, może okaże się, że jest naprawdę dobrym facetem.

×⚓×

Na zewnątrz rozpętała się sroga burza, która towarzyszyła okropnym nastrojom piątki chłopców, przebywających w mieszkaniu Seokjina. Cisza była przytłaczająca, tylko od czasu do czasu zakłócał ją głośny grzmot. Błyski przedzierające niebo na pół, wpadły do pomieszczenia, by na kilka sekund przegonić głęboki mrok. Trzy świeczki ustawione na małym stoliku nie były w stanie bowiem wystarczająco rozjaśnić salonu.

Namjoon ze swoim chłopakiem okupowali małą kanapę, Jimin zdecydował się usiąść na drewnianym stołku, a Hoseok z Yoongim podpierali zimne ściany. Wszyscy zatraceni w swoich myślach, ich ciała były uśpione, mogłoby się nawet zdawać, że martwe. Jedynie pomarańczowowłosy wolno ruszał swoimi palcami, bawiąc się złotym wisiorkiem, który kiedyś sprezentował mu Taehyung. Blondyn nie dawał znaku życia już od trzech dni, które dla wszystkich były pełne niepewności i strachu.

Co jeśli on nie żyje, a jego kruche ciało leżało gdzieś na plaży lub w jakimś dole?

Nawet Yoongi w końcu przyznał, że martwił się o jasnowłosego chłopaczka. Teraz, kiedy burza szalejąca za oknem uniemożliwiała im dalsze poszukiwania, bezsilność była wręcz paląca i odciskała swoje piekielne piętno na psychice każdego z osobna.

Woda uderzała o okiennice, tworząc smutną i monotonną melodię. Kap, kap, kap... Wszystko nagle wydawało się być takie bezbarwne i posępne. Kap, kap, kap...

Dopiero urwany krzyk Parka przerwał ciszę, budząc pozostałych z głębokiego otępienia. Chłopcy patrzyli na ciemnowłosego pustym wzrokiem, nie rozumiejąc jego nagłego wybuchu. Oszalał? Przeszło im przez myśl. Może to dlatego, że psychika dwudziestodwulatka zdawała się należeć do tych najsłabszych... A może jednak powodem było to, że Jimin jako jedyny miał widok na czerwone drzwi wejściowe, które teraz były szeroko otwarte, wpuszczając do środka dziki deszcz i dwie, ciemne figury. Biedny chłopczyna pobladł od razu i poczuł, jak jego serce niebezpieczne przyspieszyło swoje bicie.

Pierwszą osobą, której udało się wyrywać z ciężkiego marazmu i podbiec do przerażonego Parka, był admirał. Klęknął przed młodszym, kładąc dłoń na jego drżącym kolanie.

— Co się stało, Jimin? — zapytał cicho, marszcząc brwi. Ciemnowłosy nawet na niego nie spojrzał, uparcie wbijając wzrok w długi i ciemny korytarz. Jego warga drgała niebezpieczne, gdy uniósł ciężką dłoń, wskazując na zbliżające się do nich postacie.

Zdezorientowany Namjoon odwrócił głowę, dopiero wtedy rozumiejąc, co tak przeraziło biedaka. Sam otworzył szeroko oczy, w panice patrząc po twarzach swoich przyjaciół. Co powinien teraz zrobić? Nie posiadał żadnej broni, którą mógłby obronić siebie i ich. Ale... Przecież tamtych jest dwójka, ich piątka. Dadzą sobie radę... Prawda?
Wstał wolno, prostując się dzielnie.

Czekał aż niechciani goście wejdą głębiej do salonu, zastając większą grupę mężczyzn. Może wtedy się wystraszą i uciekną?

— Co tu tak cicho? Umarł wam ktoś? — dobiegł ich rozbawiony głos, a admirał był pewien, że skądś kojarzył tę barwę.

Wszystkie wątpliwości zostały rozwiane, gdy jasny blask, towarzyszący śmiercionośnemu piorunowi, wkradł się do pomieszczenia, oświetlając tym samym twarze dwójki włamywaczy.

Ciemne oczy, ciemne włosy, dość umięśnione ramiona i ten charakterystyczny, kpiący uśmieszek na przystojnej twarzy, który przyszło admirałowi oglądać w Zatoce Smoków. Wtedy zrozumiał z kim rozmawiał.

Kapitan Jeon Jeongguk we własnej osobie.

𝗵𝗲'𝘀 𝗮 𝗽𝗶𝗿𝗮𝘁𝗲 • taekookOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz