VI

1.1K 144 17
                                    

Zmywając pokład przed kajutą kapitana, blondyn chcąc nie chcąc usłyszał podniesione głosy; rozpoznał ten należący do Jeongguka i jego ojca. Nie chciał podsłuchiwać, jednak nie udało mu się zignorować wyraźnej kłótni.

— Daj mi czas, dopiero znaczy...

— Wiesz, że czas jest na wagę złota! Zamiast od razu zmusić go siłą, wolisz bawić się w przyjaźnie! — krzyknął kapitan.

Drugi jęknął zirytowany, uderzając dłonią o drewnianą ścianę statku.

— Prędzej dowiem się gdzie to jest, gdy zyskam jego zaufanie, niż jak przystawię mu sztylet do gardła — odpowiedział ostro syn Czarnookiego, podczas gdy Taehyung zastawiał się o kim oni mówili, czego dokładnie chcieli się dowiedzieć i czemu było to aż takie ważne. — Ojcze, jestem pewien, że on zdaje sobie sprawę z tego, że dysponując tą wiedzą jest nietykalny, bezcenny. Wie, że nie zabijemy go, dopóki nie wyśpiewa, gdzie to zostało ukryte.

Blondyn naprawdę nic nie rozumiał.

— Mają jakiegoś zakładnika na statku? Uprowadzili kogoś poza mną? W celach nie widziałem przecież nikogo innego... — szeptał do siebie cicho. 

Chłopak postanowił przeczołgać się bliżej kajuty, jednak drogę zagrodziła mu jedna z trzech kobiet, płynących tym statkiem. Z kpiącym uśmieszkiem na brudnej buzi kopnęła wiadro, przez co cała woda wylała się na pokład. Ciężki przedmiot, tocząc się po deskach narobił dużego hałasu.

Blondyn zacisnął mocno powieki, z trudem powstrzymał się, żeby nie wstać i nie wyrwać jej tych tłustych, rudych kudłów z głowy. Choć może powinien...

Drzwi obok gwałtownie otworzyły się, omalże nie uderzając chłopaka w twarz. Wyjrzał zza nich zdezorientowany kapitan i Jeongguk, dlatego Taehyung pospiesznie poderwał się z klęczek, dzielnie się prostując.

Popatrzył oskarżycielsko na dziewczynę, która wraz z trzema pozostałymi koleżankami, postanowiła uprzykrzać mu jego rejs na Victorii.

— Co się tu dzieje? — zapytał Jeongguk chłodno, mierząc wzrokiem zdenerwowanego Kima.

— Och, nic takiego — odpowiedziała rudowłosa, posyłając słodki uśmiech w kierunku ciemnowłosego chłopaka. Taehyung mimowolnie przewrócił oczami. — Idąc, potknęłam się o wiaderko, które Lee zostawił na środku... — huh? Wyglądał na nieźle wkurzonego. Myślałam, że wyciągnie nóż i mnie zabije — czy ta kobieta naprawdę nie zdawała sobie sprawy, jak absurdalnie brzmiały jej słowa?

Dwudziestodwulatek prychnął pod nosem, zastanawiając się, jak kiepsko było z edukacją wśród piratów i czy naprawdę każdy z nich szukał guza tam, gdzie nie powinien. Mimo wszystko blondynowi udało się zachować spokój... Względnie.

— Po pierwsze... wiaderko znajdowało się obok mnie, o tu — wskazał na miejsce przy swojej nodze, sycząc przez zaciśnięte zęby. — Po drugie, kobieto, to co właśnie powiedziałaś jest wyssane z palca i poważnie zaczynam zastanawiać się, czy przypadkiem słońce nie wypaliło ci ostatniej szarej komórki — warknął, mocno gestykulując. — I po trzecie, gdybym naprawdę wpadł w furię, nie myślałbym o szukaniu noża, tylko od razu wypchnąłbym cię za burtę — kończąc podniósł znacznie swój głos.

A Jeongguk nie mógł nic poradzić na to, że uśmiechnął się pod nosem, widząc, jak mocno wyszczekany był Lee. Uroczy.

— Dość tego! — krzyknął kapitan, sprowadzając trójkę na ziemię. — Nie dostaniecie dziś posiłku, a Jeongguk i Henry dopilnują, abyście wyprali wszystkie brudne ubrania — wypowiedziawszy te słowa, odwrócił się i wszedł do swojej kajuty, zostawiając nieposłusznych członków załogi na pokładzie.

Kim zrobił krok, tym razem poważnie rozważając wepchnięcie dziewczyny do wody, jednakże dłoń Jeongguka kurczowo trzymająca tę jego, skutecznie mu to uniemożliwiła. Młodszy Jeon przyciągnął Taehyunga do siebie i przyłożył usta do jego ucha, uprzednio odgarniając blond włosy.

— Nie dawaj się prowokować, bo tu obowiązuje zasada, że nieważne czyja wina, obie strony ponoszą odpowiedzialność. Lepiej przyznać się od razu i dostać mniejszą karę — szepnął, a Taehyung popatrzył w czekoladowe oczy pirata z niedowierzaniem.

— Że niby mam dostawać lanie, za coś czego nie zrobiłem? W Port Vallis...

— Nie jesteś już w tamtym miejscu. Teraz obowiązują cię zasady panujące na okręcie — powiedział twardo, przerywając Kimowi.

Mocno wkurzony dwudziestodwulatek wyrwał dłoń z uścisku bruneta i zszedł pod pokład, by przesiedzieć tam kilka kolejnych godzin. Złość ulatywała z niego bardzo powoli; każdy pirat, który schodził do kubryku, omijał Taehyunga szerokim łukiem, widząc jego mocno zaciśniętą szczękę.

Niestety, chłopak w końcu musiał wstać i wykonać swoje obowiązki; nie chciał przecież znów podpaść mężczyźnie, który samą swoją postawą wzbudzał w nim lęk i strach.

Bobby podszedł do niego od razu, gdy tylko młodszy postawił nogę na pokładzie i podał mu wiadro pełne wody, zupełnie jakby czekając w gotowości na Kima. Zdziwiony chłopak podziękował cicho i udał się w najbardziej oddalony od piratów "kąt" okrętu.

Powstrzymywał wymioty, piorąc gacie jednego z tych cholernych morskich bandytów i przeklinał w myślach swoją głupotę. A mógłby teraz leżeć w swoim ciepłym łóżku i czytać jakąś poezję.

Jego ojciec nigdy nie dopuściłby do tego, aby wykonywał jakąkolwiek ciężką pracę.
Ku zdziwieniu blondyna, myśl o tacie była niczym sztylet w sercu Taehyunga... Cholerny Jimin.

— Widzę, że już kończysz. A ja przyszedłem ci pomóc... — dwudziestodwulatek podniósł wzrok na mężczyznę i mimowolnie się uśmiechnął. — Ale skoro nic dla mnie nie zostawiłeś, przyjmij ode mnie ten mały podarunek.

Bobby podał młodszemu drewnianą miskę, a w niej niesmacznie wyglądającą i pachnącą zupę. Blondyn skrzywił się lekko, ale wziął jedzenie z brudnych, poranionych rąk starszego i zamoczył usta w wodzie, w której pływały różnego rodzaju mięsa.

— Wiem, nie za dobre, ale tak się żywimy. Kiedy dopłyniemy do wyspy... — Taehyung wyprostował się, otwierając szeroko oczy.

Wyspy.

— Naprawdę dziękuję za zupę, Bobby — przerwał starszemu.

— To nic, kary na tym statku dla nowych nie są aż tak srogie, ale na pewno się przyzwyczaiłeś do tego lepszego życia pirata, u boku swojego ojca. Jego imię przestało jednak wzbudzać tyle postrachu, od kiedy nie żyje — siwowłosy wziął głęboki oddech, bojąc się, że powiedział za dużo.

— Nie żyje? — podłapał Kim.

— Przykro mi... Powiedziałem ci to dlatego, iż uważam, że powinieneś wiedzieć.

Blondyn pokiwał głową. Skoro ten cały Lee jest martwy, chłopak nie musiał się martwić, że mężczyzna powie innym, iż Taehyung nie był jego synem. Jeongguk się nie dowie, że został oszukany, Bobby, Czarnooki i reszta załogi będą żyli w przeświadczeniu, że nazwisko dwudziestodwulatka brzmiało Lee. Poczuł ogarniającą go ulgę.

Co prawda Kim nienawidził kłamstw, ale musiał ratować życie. I tak planował jak najszybszą ucieczkę, więc jeden problem z głowy...

— Chciałbym zostać sam — powiedział po chwili, starając się brzmieć, jakby był choć trochę przygnębiony tą smutną informacją.

— Oczywiście, Tae. Miłej nocy — Bobby wstał leniwie i odszedł, zostawiając Kima z głową pełną myśli i planów wydostania się z tego całego bagna.

𝗵𝗲'𝘀 𝗮 𝗽𝗶𝗿𝗮𝘁𝗲 • taekookOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz