XXVII

946 128 4
                                    

Taehyung westchnął cicho, patrząc w wodę. Nerwowo stukał palcami o drewnianą barierkę, co chwila zerkając na sterującego statkiem Jina. Namjoon stał obok ciemnowłosego chłopaka, obejmując go delikatnie w talii i trzymając podbródek na jego ramieniu. Blondyn zarzucał sobie to, że oddalił się od swoich przyjaciół, przez co nawet nie zanotował momentu, w którym tamta dwójka zaczęła się spotykać...

Szybko jednak wrócił myślami do chwili, gdy jego dopiero co przywrócony do normalności świat rozbił się na tysiąc kawałeczków, a on na nowo zaczął żyć w okropnym strachu. Tym razem nie bał się o swoje życie, tylko o to należące do Jungkooka. Był zły na siebie, że pozwolił, aby nienawiść przejęła kontrolę nad jego sercem, narażając tym samym czarnowłosego pirata na niebezpieczeństwo...

Płyniemy na Tortuge, Taehyung.

Na Tortugę? Czemu mielibyśmy tam pły... Jungkook... Znaleźliście go?! To z-znaczy... — Taehyung popatrzył niepewnie na wyższego chłopaka, stojącego obok niego. Nie chciał by Bogum usłyszał cokolwiek z rozmowy z admirałem.

O czym wy mówicie? Słyszałem o Tortudze dużo, przecież to wyspa piratów. Nie możliwym jest, by Taehyung tam popłynął. Tam jest niebezpiecznie... Jesteś niepoważny — warknął Park srogo, zanim zmierzył wzrokiem Namjoona, chwytając mocno za dłoń blondyna.

To dość... delikatny temat — zaczął admirał, zerkając na zdezorientowaną twarz Taehyunga. — Musimy porozmawiać, sami — wyraźnie podkreślił ostatnie słowo, patrząc wymowie na rękę ciemnowłosego. — Przejdziemy się? To nie zajmie długo...

Myślałem, że nam się spieszy... — powiedział pod nosem Hosoek, lekko zbity z tropu. Jedno spojrzenie admirała starczyło by chłopak zrozumiał, że Namjoon chciał w jakimś stopniu uśpić czujność Boguma i wyciągnąć Taehyunga z rezydencji.

Blondyn również prędko to pojął, dlatego uśmiechnął się lekko w stronę wyższego, uwalniając swoją dłoń z jego uścisku. Rzucił słodkie "zaraz wracam" i ruszył za swoimi przyjaciółmi w stronę miasta.

Szli w ciszy, co dziwiło jasnowłosego. W końcu Namjoon chciał mu powiedzieć coś bardzo ważnego, więc dlaczego teraz milczał?

Już miał pytać o co chodziło, kiedy jego wzrok padł na znajomym piracie, opierającym się plecami o kamienną ścianę.

Yoongi? Co ty tu robisz? — Kim nie czekał na odpowiedź, rozglądając się dookoła. — Jest z tobą Jungkook? zapytał pospiesznie z nadzieją w głosie.

Nie ma go tu — korsarz odepchnął się szybko od twardej powierzchni, podchodząc do zdezorientowanego Taehyunga. Złapał mocno za jego ramię, ciągnąc w stronę portu. — A ty płyniesz ze mną. Masz naprawić to co zepsułeś albo przestanę być miły.

Co? O czym ty mówisz? Puść mnie! — zdenerwował się chłopak, walcząc z dłońmi drugiego.

Nie otrzymał jednak żadnej odpowiedzi, dlatego w panice zerknął na Namjoona, posyłając mu zrozpaczone i przerażone spojrzenie. Ten jednak szybko odwrócił wzrok, nie wiedząc, czy to on powinien poinformować Taehyunga o zaistniałej sytuacji.

Przestań się wyrywać, bo ludzie patrzą, a ja nie chcę mieć przez jakiegoś głupiego chłopaka problemów! Wystarczy, że Jeon je ma — warknął szarowłosy przez zaciśnięte zęby, popychając lekko Taehyunga. — Nie wierzę, że Jungkook sprzeciwił się ojcu, uratował ci dupę, dając szansę na ucieczkę, a nawet poprosił mnie, żebym miał na ciebie oko i, w razie gdyby on nie mógł cię chronić, bym ja to zrobił... W jakiś dziwny, niepojęty dla mnie sposób sprawiłeś, że jego serce, które stało w miejscu od przeszło stu lat, zaczęło bić na nowo, a on sam przypomniał sobie ludzkie uczucia, o których dawno zdążył zapomnieć. Mam wrażenie, że mógłby oddać za ciebie życie, a ty? Ty byłeś pierwszym w kolejce by go zabić!

O czym ty mówisz?! Nigdy bym go nie skrzywdził! — sprzeciwił się Taehyung. Postawa Mina mocno wytrąciła go z równowagi.

Nie pierdol, zamknij się i chodź ze mną szarowłosy również ledwo panował nad nerwami, a myśl, że Jeon może wrócić w każdej chwili, tylko potęgowała jego zdenerwowanie.

Nie dopóki nie powiecie mi, o co tu chodzi! Czemu tu jesteś, Yoongi? Gdzie jest Jungkook i...

Do stu tysięcy beczek zjełczałego rumu! Ja mu powiem zanim się pozabijacie — warknął zirytowany Chanyeol, który od dobrych kilku minut w ciszy przyglądał się swoim przyjaciołom. Taehyung dopiero wtedy zwrócił na niego uwagę, otwierając szeroko oczy ze zdziwienia. — Nie chcę być niemiły, ale spierdoliłeś Taehyung, po całości. Zanim zaczniesz się z nami kłócić... Czarnooki nie żyje. Zmarł na zawał jakiś czas temu. Jungkook przejął ster, teraz to on jest kapitanem Victorii — wzrok blondyna padł na admirale, który zdenerwowany zagryzł dolną wargę. Taehyung zmarszczył brwi, kiedy powoli zaczął zdawać sobie sprawę, co to oznaczało.

Nie mogę odwołać armii, która czeka na pojawienie się statku. Twój ojciec chce głowę Jeona na kiju. Nie możemy nic z tym zrobić, Taehyung. Ani ty, ani ja.

A-ale mogę mu powiedzieć... — zaczął blondwłosy, usilnie myśląc nad jakimś rozwiązaniem.

Co mu powiesz? "Słuchaj tato, bo jednak kapitan nie żyje, a statek przejął jego syn, w którym jestem zakochany"? — zakpił szarowłosy, nieudolnie naśladując głos Kima. — Nie bądź głupi, to brzmi absurdalnie i jestem przekonany, że jak mu powiesz coś takiego, to ojciec zamknie cię w pokoju, nie pozwalając wyjść z rezydencji. Stwierdzi, że postradałeś zmysły lub ktoś ci groził, tym samym jeszcze bardziej narazisz Jungkooka na gniew gubernatora.

Yoongi ma rację, Taehyung — westchnął admirał.

S-skoro flota go jeszcze nie złapała, to chyba oznacza, że dobrze się ukrywa... Prawda? — pełne nadziei oczy blondwłosego spoczęły na niższym chłopaku.

To oznacza, że go tu nie ma. Wypłynął w ocean wiele dni temu, niczego nieświadomy. W każdym momencie może wrócić i wpaść na waszych przyjaciół, którzy chcą go martwego — wysyczał, na nowo chwytając dłoń młodszego i pociągnął go w stronę portu. Tym razem Taehyung nie protestował, idąc szybko za szarowłosym piratem.

Kim zamknął oczy, obrzucając się w myślach tysiącem wyzwisk. Nie sądził, że Jungkook zostanie kapitanem i teraz to na nim będzie spoczywał wyrok śmierci. Nie pomyślał, przez co musiał ścigać się z czasem, by zdążyć uratować niczego niespodziewającego się pirata.

Taehyung był pewien, że jeśli coś stanie się Jeonowi, nigdy sobie tego nie wybaczy. To nie tak miało wyglądać; flota gubernatora miała przejąć okręt, pozbawiając okrutnego Czarnookiego życia, a załoga widząc, że nie ma już kapitana, powinna zostać pojmana, przypłynąć do Port Vallis i dopiero sąd miałby zdecydować kogo skazać na stryczek, a komu darować życie. Oczywiście wtedy Taehyung mógłby dołożyć swoje trzy grosze, w końcu to on spędził z piratami prawie miesiąc...
Jedyne czym martwił się od przeszło pięćdziesięciu dni, była myśl, czy Jungkook wybaczyłby mu to, że jego ojciec został zabity z rozkazu blondyna... Choć może Kim zachowałby tę informację dla siebie, w sekrecie.

Coś ścisnęło dwudziestodwulatka w sercu. Złapał się za klatkę piersiową, czując w niej ogromny ból.

Jungkook może umrzeć z mojej winy, pomyślał.

Powtarzał to sobie bez przerwy, niczym mantrę, tym samym sprawiając, że cierpiał coraz mocniej. Nie wiedział czemu tak się działo, jednak nie dane mu było zastanawiać się nad tym długo, ponieważ do skulonego chłopaka doskoczył zmartwiony Hoseok, zawalając blondyna pytaniami o jego stan. Taehyung tylko pokręcił głową, zamykając powieki, pod którymi zebrały się łzy.

Nagle jednak wszystko przeszło, a chłopak na nowo poczuł ogarniającą go pustkę.

Popatrzył w oczy zdezorientowanego zachowaniem Kima miedzianowłosego, po czym przeniósł martwy wzrok na wodę, dostrzegając znaną mu wyspę na horyzoncie.

𝗵𝗲'𝘀 𝗮 𝗽𝗶𝗿𝗮𝘁𝗲 • taekookOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz