XXXII

1.1K 127 42
                                    

[uhu chyba najdłuższy rozdział całej tej książki i chyba jeden z moich ulubionych, enjoy

btw... to już ostatni :(]


W miarę szybko załodze Jeona udało się dopłynąć na Tortuge, sprawnie dobić do portu i rozładować puste beczki i pudła. Taehyung całą podróż powrotną spędził w kajucie kapitana, nie wychodząc z niej ani na chwilę. Jeongguk oczywiście próbował z nim rozmawiać, jednak drugi chłopak uparcie go ignorował, nie zaszczycając drugiego ani jednym spojrzeniem. Ale cóż się dziwić, niedopowiedzeniem byłoby nazwanie blondwłosego wściekłym... Wszystko we wnętrzu Kima się gotowało, był niczym chodząca bomba, gotowa by wybuchnąć w każdym momencie. Z całych sił trzymał wszystko w sobie, byleby nie pogorszyć jeszcze bardziej atmosfery panującej na statku.

Mógł się tylko domyślać, jak bardzo surowe kary obowiązywały na morzu, kiedy siedział bezpieczny na swoim miękkim łóżku w Port Vallis jeszcze kilka miesięcy temu. W tamtym momencie szczerze można było przyznać, że chłopak doświadczył nieznanej wcześniej brutalności na własnej skórze i to on był przyczyną jej okropnej zapłaty. Przypomniał sobie słowa jednego z piratów, podczas swoich pierwszych dni na Victorii. Starszy mężczyzna, chyba Bobby, ostrzegł go, że na okręcie powinien dbać tylko o nos kapitana i swój, nie dawać się wciągnąć w żadne intrygi czy kłótnie, jeśli nie chciał skończyć z przebitą dłonią lub posiekanymi plecami. Zbagatelizował wtedy jego słowa, ponieważ w głowie miał pojawiający się zarys planu jak najszybszej ucieczki od Czarnookiego. Nie wiedział jeszcze, że los przygotował dla niego inną historię. Podczas tych, zdawać by się mogło odległych dni, Jeon był dla Taehyunga tylko jednym z korsarzy na statku Victoria. Chłopakiem, który darował mu życie i pozwolił wygrać w pojedynku, by w kolejnych dniach zaoferować swoją pomoc i ochronę. A później, cóż, wszystko nabrało nowych kolorów, a syn Czarnookiego stopniowo zdobywał serce Kima, nawet o tym nie wiedząc.

Taehyung westchnął cicho, wychodząc ze swojej bezpiecznej kryjówki. Nie ukrywał zdziwienia, gdy zrozumiał, że piraci, widząc jego osobę, szybko spuszczali wzrok lub odwracali do niego plecami, byleby nie narazić się na gniew kapitana. Czyli Jeon miał rację, kara wzbudziła w nich strach i respekt. Dwudziestodwulatek zszedł z pokładu, nie oglądając się już za siebie. Zerknął tylko szybko w niebo, by zastać malujące się na nim, srogo wyglądające, burzowe chmury.

Kiedy poczuł ciepły oddech na karku i silne dłonie na swoich biodrach, wolno odwrócił się na pięcie, stając twarzą w twarz z ciemnowłosym piratem.

— Przepraszam, Taehyung – wyszeptał brunet, jeżdżąc swoimi malinowymi wargami po żuchwie Kima. Niższy mimowolnie przymknął powieki, oddając się chwili i zapominając o całym gniewie, goszczącym w jego wnętrzu. Pozwolił, by Jungkook złożył delikatny pocałunek na jego suchych ustach, chwilę potem pogłębiając pieszczotę.

I w tamtym momencie obcy, nieznajomy chłód uderzył w ciało Taehyunga, a nieprzyjemne dreszcze przeszły po całym jego kręgosłupie. Mógł przysiąść, że pierwszy raz zaznał to dziwne, nowe i zarazem przerażające uczcie, zupełnie jakby tonął i nie mógł wydostać się z otchłani nieuniknionej śmierci.

  Jamais Vu.

Oderwał się od ciemnowłosego, by jak w transie skierować się w stronę głównego placu. W głębi siebie wiedział, że Jungkook szedł za nim, krok w krok, dlatego nie poświęcił nawet sekundy, by odwrócić się i upewnić w swoim przekonaniu. Nogi same niosły go przez kamienne, brudne i zaniedbane uliczki miasta piratów. Umysł nie wiedział, co się w tamtym momencie działo z jasnowłosym, jednak ciało zdawało się całkiem dobrze radzić bez żadnej pomocy. Kruchy chłopak rozglądnął się dookoła, marszcząc gęste brwi, kiedy pierwsze fakty zaczynały docierać do jakby uśpionego mózgu.

𝗵𝗲'𝘀 𝗮 𝗽𝗶𝗿𝗮𝘁𝗲 • taekookOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz