XXXIX

961 113 34
                                    

Nastała ciężka cisza, której nikt nie chciał przerywać; każdy czekał, aż admirał zabierze głos i wyjaśni im czemu postąpił w ten sposób... czemu ich zdradził. Oczywiście - Jeonggukowi przez głowę nie przeszło, aby mu wybaczyć, broń Boże; był bardziej niż pewien, że nigdy nie zapomni Namjoonowi tego czynu.

— Zaczniesz gadać? — warknął w końcu zniecierpliwiony.

— Muszę sobie to poukładać... — zaczął niepewnie szatyn, biorąc głęboki wdech, z nadzieją, że uda mu się wyjaśnić wszystko bez zająknięcia.

Nagły grzmot przerwał jednak chłopakowi w pół zdania; na zewnątrz w mgnieniu oka rozpętała się okropna burza, nosząca ze sobą omen śmierci. Krople deszczu groźnie uderzały o okiennice, które niebezpiecznie zaczęły obijać się o ściany budynku. Zdezorientowany admirał zerknął przez okno, marszcząc brwi; przecież niebo jeszcze przed paroma chwilami było piękne, bez żadnej chmury, która zapowiadałaby możliwą zmianę pogody.

Zdecydowanie owa burza nie należała do tych typowych zjawisk meteorologicznych.

Jimin pobladł bardzo, czując zimny oddech na swoim karku i krzyknął głośno, gdy dziki piorun uderzył kilka metrów od drewnianej chaty, w której przebywali. Grzmot po części zagłuszył podejrzany dźwięk, który doszedł uszu Jina. Poderwał się on na równe nogi, wbijając wzrok w drzwi, prowadzące do sypialni, w momencie, w którym Park rzucił się w ramiona osoby, stającej najbliżej.

— Co do cholery...? — zaczął Yoongi, odpychając od siebie biednego Jimina.

— Słyszeliście to? — przerwał mu najstarszy, ignorując zdenerwowanego szarowłosego pirata.

— Niby co mieliśmy słyszeć? — Jeon wywrócił oczyma. Zaczynał irytować się coraz bardziej, a to, że jego ukochany leżał martwy w pokoju obok, tylko potęgowało to uczucie...

Warknął groźnie w kierunku Jina, gdy tamten uciszył go jednym machnięciem ręki i przyłożył palec do ust, niemo prosząc by pozostali nie wydawali z siebie żadnych odgłosów. Gęsia skórka pojawiła się na ciałach szóstki mężczyzn, gdy cisza, która nastąpiła, pozwoliła im wychwycić skrzypienie podłogi... Ale przecież nikt z nich się nie ruszał... Zdezorientowany kapitan wstał wolno z kanapy i zrobił ostrożny krok w kierunku drewnianych drzwi, prowadzących do sypialni. Nie dane było mu jednak do nich dojść, ponieważ te otworzyły się gwałtownie, ukazując im obraz śmierci. Dosłownie.

Szkarłatna ciecz zdobiła dość tłuste i posklejane włosy półprzytomnego chłopaka, zresztą tak samo jak jego lnianą koszulę, niegdyś koloru świeżego mleka. Usteczka w tamtym momencie wyróżniały się swoim fioletowym odcieniem, zbyt bardzo kontrastując z śnieżnobiałą skórą. Zakrwawiony Taehyung popatrzył po przerażonych twarzach swoich przyjaciół, ostatecznie zatrzymując wzrok na posturze admirała.

— Udało się? — zapytał ospale, chwiejąc się niebezpiecznie na miękkich nogach.

×⚓×

— Mam zarys planu, jednak wymaga on dużego poświęcenia z twojej strony. Stąd moje ważne pytanie. Będziesz musiał wybrać; życie w Port Vallis z ojcem, czy tu, na Tortudze z Jeonem. Byłbyś na to gotowy?

Taehyung zerknął na Namjoona, lekko zbity z tropu. Ta decyzja zdecydowanie miała należeć do tych najtrudniejszych, jakie przyszło mu podjąć w całym jego życiu... Na jaki plan, do jasnej cholery, wpadł admirał, że Taehyung musiał w taki sposób zdecydować o swojej przyszłości?

— Ja... Rozmawiałem z twoim ojcem. Widziałem jaki przybity chodziłeś wtedy w Port Vallis przez te dwa miesiące bez Jeona — kontynuował starszy Kim. — Miałem nadzieję, że Gguk wróci do ciebie i zobaczę tego szczęśliwego chłopaka, którym podobno byłeś na Tortudze. Dlatego... Poszedłem do gubernatora i powiedziałem mu, że się w nim zakochałeś — zaalarmowany blondyn uniósł głowę, patrząc twardo na admirała. Co zrobił?! — Wiem, wiem... jak już mówiłem, miałem głupią nadzieję, że odwoła flotę... Niestety Taehyung, jak pewnie się domyślasz, nie zgodził się i powiedział mi, że nie zaakceptuje nigdy twojego związku z piratem... Dlatego, bez twojej wiedzy sam podjąłem kolejną decyzję.

𝗵𝗲'𝘀 𝗮 𝗽𝗶𝗿𝗮𝘁𝗲 • taekookOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz