XX

1K 136 22
                                    

— I co teraz? — zapytał Jin, kiedy dopłynęli na wyspę. — Jakiś plan, Namjoon?

— Żaden. Zgaduję, że zostaje nam czekać — chłopak wzruszył ramionami, patrząc w ocean.

Kulejący mężczyzna otworzył szerzej oczy, łapiąc się za głowę.

— Oszalałeś?! W jakim świecie ty żyjesz? Może jeszcze ułożymy im z muszelek wielki napis "witajcie"? Oni nas zabiją w momencie, w którym zobaczą, że tu jesteśmy — oznajmił ciemnowłosy i usiadł na gorącym piasku, wrzucając mały kamyk do wody. — Może się ukryjemy, a jak tu przypłynął to będziemy ich śledzić? Chcesz odzyskać tego chłopaka, a ja nie chcę stracić życia...

— W takim razie powinniśmy zrobić to teraz, spójrz — przerwał mu admirał i wskazał na błękitne morze, widząc na horyzoncie potężny statek. Jin poderwał się na równe nogi i chwycił brązowowłosego za dłoń, ciągnąc w stronę buszu.

— Cholera! Co z moim okrętem? — zatrzymał się nagle, patrząc z utęsknieniem na mały stateczek.

— Może go nie zobaczą, chodź. Zostawiliśmy go między tymi dużymi skałami — odpowiedział Namjoon i tym razem to on pociągnął drugiego chłopaka. To był jego pomysł, żeby to tam zarzucić kotwicę. Pamiętał, jak Hoseok ukrył ich łódź, kiedy zawitali na Tortudze. — Miejmy nadzieję.

— Nadzieja matką głupich — stwierdził Seokjin, ale widząc wzrok admirała, dodał: – Jestem pesymistą.

— A ja optymistą. Nadzieja umiera ostatnia. Rusz się...

×⚓×

Chłopcy kolejnych kilka godzin spędzili w kubryku - sami, zmartwieni i przerażeni. Nikt do nich nie schodził, nikt nie próbował z nimi rozmawiać.

Przyjaciele zdawali sobie sprawę, że w końcu będą musieli wyjść, ponieważ przecież nie mogli zostać pod pokładem na zawsze. Wykorzystali czas, w którym nikt ich nie wołał i im nie przeszkadzał, na studiowaniu rysunku Lee Taehyunga. Musieli mieć mapę w głowie, bo jeżeli załoga dowiedziałaby się o istniejącym dzienniczku, prawdopodobnie zabiliby tę trójkę, dostając cenną informację o kamieniu, zapisaną na kartkach. Blondyn nie byłby im już potrzebny.

Do ich uszu dobiegły głosy; piraci krzyczeli, aby rzucić kotwicę - oznaczało to, że byli u celu.
Chłopcy popatrzyli po sobie, by w kolejnej chwili Hoseok mocno chwycił za pamiętnik i wyrwał rysunek.

— C-co ty robisz?! — krzyknął Taehyung.

— Ten dziennik jest nic niewart bez tej mapy. Jeśli go znajdą, dobrze, pomyślą, że należy do ciebie. Jednak nie ma w nim już czegoś, co naprowadziłoby ich do miejsca ukrycia rubinu. Masz — wręczył blondynowi kartkę. — Miej to przy sobie i nie daj nikomu poznać, że nie jesteś Lee.

Taehyung pokiwał głową. Miedzianowłosy miał rację; gdyby znaleźli dziennik, a w nim mapę, chłopcy byliby martwi - już niepotrzebni nikomu.

Schował więc stronę do jedynej kieszeni w jego podartych spodniach i wstał szybko, kiedy usłyszał kroki na schodach. Jeden z piratów stanął na środku pomieszczenia, uśmiechając się złowrogo w ich stronę.

— Jesteśmy na miejscu, królewny. Kapitan posłał po was. Mam nadzieję, że będziecie posłuszni i pójdziecie po dobroci, bo naprawdę nie chce mi się z wami użerać...

Taehyung spuścił wzrok, jednak wstał grzecznie i ruszył za korsarzem. Chłodny wiatr otulił ich ciała, kiedy pierwszy raz, od kilku godzin, weszli na pokład.
Miedzianowłosy stanął prędko przed Taehyungiem, w miarę możliwości zasłaniając go swoim ciałem. Czuli bowiem na sobie spojrzenia wszystkich zebranych mężczyzn, czego Kim nie mógł znieść. Skulił się bardziej, przybliżając do Jimina, na co ten szybko przyciągnął do siebie blondyna i objął go ramieniem.

𝗵𝗲'𝘀 𝗮 𝗽𝗶𝗿𝗮𝘁𝗲 • taekookOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz