ROZDZIAŁ XXXI

2.7K 107 12
                                    

~O zguby się znalazły.-powiedział Oven wchodząc do korytarza.
~Tak. Dziewczyny na górę. A wy macie ich pilnować.-  powiedziałem zwracając się do Ovena.
Muszę wreszcie zadzwonić do ojca.
Coś mi tu bardzo śmierdzi i to wcale nie są skarpety Martina.....

Wybrałem numer do taty i czekałem, aż odbierze.
~Tak synu?- zapytał.
~Jesteś w domu i masz czas?- zadałem pytanie. Nie bardzo mam czas na owijanie w bawełnę.
~Tak, a co się stało? - zaniepokoił się.
~Przyjedź do mnie, ale bez mamy. Musisz mi pomóc i przy okazji coś wyjaśnić.
~Będę za 20 minut.- odpowiedział i się rozłączył.

Wróciłem do gabinetu, gdzie siedzieli chłopcy.
~Jezu nie mogę tego za Chiny rozszyfrować. Nie ma gdzieś jeszcze jakiegoś dziwnego pliku, może on będzie kluczem.-powiedział Set.
~Przykro mi stary, wszytko przekopaliśmy.- odpowiedział Martin i usiadł na krześle.
~Spokojnie. Zaraz będzie tu moj ojciec. Musi mi wytłumaczyć co to jest i dlaczego jego nazwisko znajduje się pod numerem jeden.- powiedziałem dociskając ręce.
Po parunastu minutach usłyszeliśmy dźwięk otwieranych drzwi. Starszy Wood powiódł spojrzeniem po zebranych.
~Co się dzieje Etan?-zapytał nic nie rozumiejąc.
~Siadaj. Musisz to zobaczyć.- powiedział Etan i wskazał na Bruna, który obrócił laptopa w stronę gościa.
Alex odchrząknął.
~Skąd to macie?- zapytał Alex niedowierzając.
~Valentino złożył nam ofertę nie do odrzucenia. Chcieliśmy dowiedzieć się czegoś o nim.- powiedział Martin.
~Nie pakujcie się w żadne równo, a szczególnie z nim. - zastrzegł Alex.
~No co Ty nie powiesz tato?-zapytałem sarkastycznie przewracając oczami.
Usiadłem na krześle przy biurku. Co ja mam niby zrobić co?
~Panowie, musimy porozmawiać. Etan pamiętasz czasy, kiedy zmieniłeś szkołę średnią?- zapytał ojciec.-Wtedy właśnie musieliśmy opuścić teren Valentino. Jego ojciec i ja nie pałaliśmy do siebie przyjaźnią. Byłem jednym z policjantów, który rozbił jego szajkę, pozbawił wszelkich dochodów i towaru  a także zafundował mu dożywocie. Spędził odsiadkę w więzieniu, gdzie zmarł może z 3 lata temu. To mafia. Pamiętam do dziś, że kiedy dodawałem to w ręce innych policjantów przysięgłe mi, że mnie znajdzie i ukarze. Nie wiedziałem, że ma syna. A jak pewnie się domyślacie, wszytko przechodzi z ojca na syna. Nawet największe wróg. Myślałem, że to już się skończyło.
~Jasna cholera. Demon może chcieć wciągnąć Cię do spółki, żeby w razie klapy miec zabezpieczenie. Będziesz z nim powiązany i też pójdziesz na dno razem z nim!- wykrzyknął Martin.
~Czas na podjęcie decyzji mamy do dzisiaj do 21.00. Muszę ratować rodzinę. Nie mam wyboru.- powiedziałem zwracając się do wszystkich.
~Popoerdoliło Cię?- zadał pytanie Bruno.-Jak tylko się zgodzisz możesz zapomnieć o tym, że Cię z tego wyciągniemy. Może zrobić z Ciebie wspólnika i udupi Cię, a sam będzie cieszył się słońcem i plażą.
~Jak się nie zgodzę to zrobią cos Arii. Wie, że może mną manipulować. -odpowiedziałem pocierajac skronie.
~Chyba, że ukryjesz ją tak dobrze,  że jej nie znajdą. - uśmiechnął się tajemniczo Martin.
~To znaczy?-zapytał Set.
~Znam takie jedno miejsce. Dziewczyny możemy zamknąć z Ovenem i resztą ochroniarzy w posiadłości moich rodziców. Dom nad rzeczką, do sokoła las i jedno wielkie zadupie. Trzeba tylko jakoś je przekonać.- rzekł Martin.
~Chyba uśpić i wywieźć, żeby nie wydrapały Wam oczu jak będą się rzucać.- stwierdził Bruno.
Wszyscy zaczęliśmy się śmiać. Tak się składa, że to nie był najgłupszy pomysł.
Po skończonym spotkaniu przygotowałem się mentalnie na spotkanie z Damonem.

~Jak znowu zacznie śpiewać to urwę mu jaja.- stwierdził Martin.
~Pamiętaj, że nie chcemy rozlewu krwi.
~Masz rację.
Ciągle gryzło mnie poczucie winy.
~Stary, może lepiej jak wrócisz do swojej kobiety.-zacząłem- Dam sobie radę, chłopaki są z tylu. Nina jest w ciąży to nią powinieneś się zajmować, jedź razem z nimi. - powiedzialem prosto z mostu.
~Żartujesz sobie że mnie? Nigdy Cię nie zostawię samego. Nina będzie bezpieczna, będę nadal o nią dbał. Ona rozumie  że jesteśmy przyjaciółmi Wiem, że dasz sobie radę, ale jestem Twoim przyjacielem, czyli wrzodem na zupie, którego musisz znosić. - stwierdził że śmiechem klepiąc mnie po nodze.
~Jak coś Ci się stanie to Nina mnie zamorduje. Najlepszą decyzją będzie jak zostaniesz w samochodzie.- powiedziałem poważnie.
~Wal się! Nie jestem cipą. Idę z Tobą!- warknął i odpiął pas, żeby wysiąść z samochodu.

~Panowie, witam. Może kreskę na powitanie?- usłyszeliśmy od samego wejścia.
~Nie ćpamy.- odpowiedział Martin.
~Słusznie, słusznie. To samo zło. Hahahaha...- zasmiał się psychicznie.
~Skończyłeś? Nie mam całego dnia.- warknąłem.
Chciałem dość mu odpowiedź i wiedzieć na co mam się szykować.
~Oj a co to za nerwy? Dziewczyna Ci nie dała?- zapytał Valentino.
Zacisnąłem dłonie w pięści. Jeszcze jedno słowo i mu przywalę.
~No nic. To przechodzimy do interesów. Jaka decyzja Panowie?- zapytał.
~Bardzo prosta.- powiedział Martin.
~A brzmi ona "nie" .- dopowiedziałem i skrzyżowałem ramiona na piersi.
~Uuu... - zacmokał Damon- Nie wiem czy jesteście pewni swojej decyzji. Może to się źle skończyć.- powiedział.
~Skończy się tak, jak ma się skończyć. - powiedziałem.
~Duży błąd. Zaplacicie za to życiem.- stwierdził psychol.
~Świetnie. Mam nadzieję, że masz świetnego snajpera. Spotkanie zakończone.- odpowiedziałem i razem Z Martinem ruszyliśmy do wyjścia. O dziwo nikt nas nie zatrzymywał. Bardzo dobrze. Teraz tylko trzeba ochronić dziewczyny i przeżyć. Jak to pierwsze było jeszcze do zrobienia tak co do drugiej rzeczy nie byłem pewny. Chwila. Jestem Etan Wood. Jak ja coś robię, to to musi się udać!

#ARIA POV
Przewróciłam się na drugi bok. Strasznie chciało mi się jeszcze spać. Leniwie otworzyłam jedno oko i natychmiast rozbudziłam się całkowicie. Gdzie ja kurwa jestem?! Nie ma Etana, a ja jestem w jakimś małym pokoju sama. Ruszyłam do okna, żeby sprawdzić co jest grane. Jezioro, las, pola.
~Aria!- usłyszałam krzyk Niny i po chwili przyjaciółka w piżamie wpadła do mojego pokoju.
~Nina co jest grane?- zapytałam przerażona.
~Jesteśmy w domu rodziców Martina. Na całkowitym zadupiu i jest z nami z 10 ochroniarzy.
Na jej słowa wytrzeszczyłam oczy. Przecież zasypiałam koło Etana, który w nocy położył się obok mnie. Jak to możliwe. Nic nie pamiętam.
~Uspili nas, wywieźli tu i to wszytko dla bezpieczeństwa!- krzyknęła Nina. - To dowód.- dokończyła podając mi kartkę.
A to świnie. Nawet nie raczyli wytłumaczyć nam tego prosto w oczy, tylko zapisali to na kartce! Zabiję go.
~Muszę coś zjeść. - stwierdziła Nina. - Ale jak tylko się po nas  zjawią przysięgam nie pozwolę mu się dotknąć do puki nie wyjaśni tego całego cyrku.

Udałyśmy się  do kuchni i zrobiliśmy sobie śniadanie. Siedząc przy kawie zapatrzyłam się na krajobraz za oknem. Bardzo ładnie. Świetne miejsce na odpoczynek od zgiełku miasta.
~Myślisz, że jest źle?- usłyszałam Ninę.
Podniosłam na nią wzrok. Biedna. Dowiedziała się, że jest w ciąży w takim momencie. Martin powinien  być tu z nią.
~Nie wiem. - odpowiedziałam zgodnie z prawdą.
~Skoro wywieźli nas tak daleko, to chyba tak.
~Etan nic mi nie chciał powiedzieć. Jak tylko zaczynałam temat tego całego Valentino ucinał go.  Miejmy nadzieję, że to się skończy, bo jak się dowiem, że nie przeżył....- przerwała Nina.
~Jezu nie! Nawet tak nie myśl. Nie będzie tak drastycznie. Wszytko będzie dobrze i wrócimy do domu.
~Oby. - szepnęła- A teraz muszę zjeść jakieś ciastka.
~Co?-zapytałam wytrzeszczajac oczy.- 10 minut temu jadłaś śniadanie.
~Ale teraz chce ciastka. Przy okazji możesz już wymyślać coś dobrego na obiad. Na przekład moje ulubione naleśniki Twojego autorstwa.- powiedziała Nina z uśmiechem.
~Nie będę Ci gotować!
~Dobrze, to ja będę. Spalę kuchnie i szybciej wrócimy do domu.- odpowiedziała na co zaczęłam się śmiać.

MARATON 4/5 💜
zachęcam do komentowania i gwiazdkowania.

"Inna historia 2"Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz