ROZDZIAŁ XXVIII

2.4K 91 4
                                    

~Masz. -Martin podał mi glocka.
Spojrzałem na niego zdziwiony.
~To mój. Służbowy. Lepiej żebyś nikogo z niego nie zabił.-popatrzyl na mnie znacząco....

~Ta, może nie będę musiał.-powiedziałem wychodząc z samochodu i wkładając pistolet za spodnie.
Ruszyliśmy do wejścia ozdobionymi pochodniami. Weszliśmy na korytarz, który był oświetlony przez pochodnie, a na ścianach znajdowały się napisy i rysunki graficiarzy. Stanęliśmy przed ogromymi drzwiami.
~To co? Na trzy?- zapytałem Martina, który lewą nogę postawił przed prawą i stanął w delikatnym rozkroku. Razem testowaliśmy wiele razy, więc wiem, że to postawa do walki.
~Jasne.
~Raz.-zacząłem, ale mi przerwał.
~Czekaj! Ale na trzy otwierasz drzwi, czy na trzy wchodzimy.
~Kurwa skup się.- zaznaczyłem- Na trzy otwieram.
~Okej. Wolałem się upewnić.-powiedział
~Raz.... dwa.... trzy...- otworzyłem drzwi i od razu zostałem oślepiony przez rażące światło.
~Panie i Panowie powitajmy serdecznie Etana Wiodą i Marina Ashtona! - krzyknął jakiś łysy koleś.
Kiedy moje oczy przyzwyczaiły się do światła zacząłem tak jak Martin skanować otoczenie.
Wielka sala na środku której znajdował się ring. Wokół zebranych było z 6 facetów i 15 młodych, ale rosłych chłopaków.
~Zmierzą się oni kolejno z Timem Shaszą oraz Ritchem Fosterem!- krzyknął ten sam koleś.
~Co kurwa?-zapytałem sam siebie.
~Mamy przejebane.-stwierdził Martin wskazując dyskretnie na facetów z którymi niby mamy walczyć.
Kupa mięcha. Nie testosteronu i sterydów, a prawdziwych mięśni zbudowanych naturalnie wysiłkiem fizycznym.
~Zapraszam przyjaciele. Rozgrzejcie się. - usłyszałem z prawej strony. Spojrzałem tam i zobaczyłem kogoś, kogo miałem ochotę zabić.
~My się chyba nie znamy osobiście.-powiedziałem przez zaciśnięte zęby.
~Ach tak- zaśmiał się. - Gdzie moje maniery. Damon Valentino. Prezent smakował?- dokończył pytaniem.
~Nie ćpam.- odpowiedziałem, przypominając sobie woreczek z narkotykami.
~A ja wręcz przeciwnie. - powiedział i wyspał na stół za sobą biały proszek, kartą zrobił dwie kreski i zwijając banknot wciągnął je.
~Oj towar świetny.- stwierdził.
~Po co chciałaś się z nim widzieć?- zapytał Martin.
~Oh spokojnie. Najpierw walka. Jak przeżyjecie to sie dowiecie.- Tara....Tara...rara....rara...- zaczął śpiewać.
Koleś jest jebniety albo serio ma świetny towar.

Kurwa! Miałem się dowiedzieć co się dzieje i to tyle. A tym czasem stoję w ringu bez koszulki i z rękami owinietymi bandażem.
~Tim Shasza to znany typ z walk ulicznych i ustawień.- uświadomił mnie Martin.
~Dzięki kurwa, nie zauważyłem.-powiedziałem srakastycznie.
~Niech moc będzie z Tobą. Mój wygląda na gorszego huja.-zazaczył i zszedł z ringu.
~Serio Martin dzięki za wsparcie. Świetny z Ciebie  przyjaciel.-powiedziałem z sarkazmem.
~Pamiętaj, że ja nie mogę Ci pomóc i Ty nie możesz pomóc mnie. Dlatego zepnij poślady i ruszaj!- krzyknął.
Miałem za to ochotę to po prostu uderzyć.
A tak swoją drogą, to dawno nie mieliśmy sparingu.
~To co Panowie, start?-zapytał Demon a ten cały Tim od razu rzucił się na mnie z pięściami.
Nie ma co, bardzo fair Play.
Zrobiłem unik i udało mi się ominąć jego dwa ciosy. Sam wprowadziłem kontrę trafiając go raz. Tim podjął mnie, przez co wylądowałem na deskach. Skurwiel wiedział, gdzie wymierzyć cios, żebym upadł. Dostałem całą serię ciosów, przez co czułem jak po twarzy płynie mi krew. Dosyć tego gówna. Trzeba to wygrać. Wprowadziłem prawy prosty trafiając w nos. Jak na zawołanie zalał się krwią. Podjąłem to uderzajac w udo. Oddał mi lewy prosty i wcale nie przewrócił się na ring. Po długiej wymianie ciosów miałem małe problemy. Koleś trafiał w moją wątrobę. Znał sie na rzeczy. Kiedy zszedł mnie od tylu odwinąłem się i wprowadziłem prawy prosty. Trafiłem idealnie i koleś padł nieprzytomny na deski.
Wytarłem krew lecącą mi do oczu. Cały buzowałem od adrenaliny. Nie powiem koleś wkurwił mnie nieludzko.
~Trzeba jeszcze trzymać gardę śmieciu! -krzyknął Martin, gdy wychodziłem z ringu.
Zacisnąłem szczenkę i nachyliłem się, by sięgnąć po koszulkę. Bolało jak skurwysyn.
~Teraz Ty.- wskazał na Martina Valentino ledwo trzymając się na nogach.
Albo mi się zdaje, albo zaraz padnie od ilości narkotyków.
Martin wszedł na ring. Jego przeciwnik był dużo większy niż on, nie tyle wzrostem co masą. Jego mięśnie wyglądały jak napompowane. Martin zaatakował pierwszy i mając dobrą serię tłukł to dopuki krew nie lała się po ringu. Koleś był tak zauroczony od jego ciosów, że nie był w stanie podnieść się. Po kilku minutach Martin zszedł masując bark.
~Kurwa, chyba mam wybory bark.-stwierdził.
Podałem mu koszulkę i rzeczywiście coś musiało mu się stać, bo zaczynał upchnąć.
~Wygraliśmy. Teraz mów.-zaznaczył Martin.
~Spokojnie. Usiadzcie. -powiedział do nas-Jak zwykle niczego nie umieją zrobić dobrze.-dokończył i wskazał na naszych przeciwników.
Jeden z facetów podszedł i strzelił im w głowę.
Razem z Martinem spięliśmy się.
~Zapraszam i nie zwracajcie na to uwagi. Posprzątają.

Tara....Tara... tara...tara...tara..tara..Ta.. ta...rarara.... tara.... taram.....
~Kurwa zaraz mu wyjebie. Czemu on musi śpiewać?
~Nie wiem, ale głosy to nie ma. Wytrzymaj.-szepnałem do Martina.
Usiedlismy przy stoliku.
~No powiem wam, że jesteście silni. Teraz wiem, że można z Wami współpracować. Proponuję interes.- powiedział Valentino.
~Nie układam się z takimi jak Ty.-odpowiedziałem, zaciskając pięści pod stołem.
~Auć. Zabolało. -uśmiechnął się Damon. -Wracając. Jak widzicie próbuje rozkręcić interes, więc zbieram sobie ochronę. Z mojej starej drużyny nikt nie przeżył.
~No sorry, ale jak mieli przeżyć jak zadzierałeś z rosyjską i niemiecką mafią?- prychnał Martin.
~Nie umieli zachować się przy życiu!-walnął uderzając w stół. - Pomóżcie mi, a ja odczepię się od was. Twoja niunia też bedzie bezpieczna.
~A pro po. Czego od niej chcesz?-zapytałem sycząc.
~Szczerze to niczego. Nedzie moim zabezpieczeniem. Myslisz, że nie dowiem się gdzie ją ukryjesz? Byłeś świadkiem jak zabili na moje zlecenie 2 moich ludzi i wiesz czym się zajmuję. Muszę mieć zabezpieczenie.
~Ty huju!- warknął Martin.
~Tak więc nie za bardzo daje wam wybór. Czekam na odpowiedź do jutra do 21.00 spotkamy się tak jak dzisiaj. Tutaj. Radzę być samemu. Moi ludzie Was obserwują. -uśmiechnął się i wstał.

~Kurwa zajebał mi w wątrobę.-powiedziałMartin gdy tylko wyszliśmy.
~Nie mogę się zgiąć, bo mam wyliczone żebra. Jak dziewczyny pojadą dopiero będziemy się leczyć.
~Tak, nie mogą zauważyć, że coś jest nie tak.

Ruszyliśmy do samochodu.
~Nic nie czaję. Chce, żebyśmy byli partnerami w handlu narkotykami?-zapytał Martin kiedy usadowił się za kierownicą.
~Możliwe.- odpowiedziałem i pokazałem, że temat skończony. Na pewno podłożyli nam pluskwy...


MATARON 1/5
Witam, część 1 naszego maratonu rusza. Dzisiaj do godziny 24.00 dostaniecie wszystkie 5 części.
Piszecie co sądzicie.
Buziaki 😘!!

"Inna historia 2"Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz