-Dlaczego ja się na to zgodziłam? – Spytała, patrząc przed siebie i z nerwów poruszając nogą i ściskając ręce na kolanach.
-Bo zostałaś przegłosowana i tak jest dla ciebie bezpieczniej. Wiem, że wolałabyś być tam z nimi i zniszczyć Cadmus'a raz na zawsze ale również wiem, że oni dadzą sobie radę, skupiając się na zadaniu a nie na tym czy za chwilę nie zostaniesz postrzelona kryptonitem.
Kiwnęła głową na słowa przyjaciółki nic więcej nie mówiąc. Plan by zniszczyć Cadmus był naprawdę dobry niestety dla Kary ona miała nie brać w nim udziału. Jej zadaniem było siedzieć razem z Cisco, Felicity, Winn'em, Caitlin, Elizą, Leną i Lois w bezpiecznym miejscu i czekać.
Wiedziała, że byłaby ze wszystkimi w środku walki gdyby nie jej ostatnia rozmowa z Sarą. To dziewczyna ją przekonała do zastania tutaj.
-Nie idziesz z nami Kara. – Sara stanęła przed dziewczyną z poważną miną.-Wiem, że chcesz ale nie mogę ci na to pozwolić.
-Sara to moje zadanie nie wasze. Chciałam tu wrócić żeby zniszczyć tą organizację a nie ryzykować jeszcze więcej żyć w tym twoje.
-Ty nic nie rozumiesz. – Pokręciła głową, biorąc głęboki oddech.-Ty nie ryzykujesz niczyim życie, sami to robimy. Robimy to bo nam na tobie zależy i wiemy, że gdy tylko wejdziesz do tego budynku możesz z niego nie wyjść. Nie możemy ryzykować dlatego musisz tutaj zostać.
-Sara...
-Kocham Cię. – Wyrzuciła z siebie nim Kara mogłaby powiedzieć coś więcej.-Nie pójdziesz z nami bo nie mogę cię stracić, rozumiesz? Kocham Cię i nie pozwolę ci popełnić samobójstwa bo uważasz, że jesteś komuś coś winna, a prawda jest taka, że nie jesteś. Będziesz tu siedzieć i czekać aż wrócimy i zastanowisz się co będziemy robić po powrocie na naszą ziemie.
-Jeśli myślisz, że po tym jak powiedziałaś, że mnie kochasz pójdziesz tam beze mnie to się mylisz, tym bardziej cię nie puszczę.
-Proszę Kara. – Szepnęła cicho, patrząc jej prosto w oczy.-Nie chcę patrzeć jak umierasz, więc proszę chociaż raz odpuść.
Przymknęła oczy, oblizując usta.-Tylko do mnie wróć, masz do mnie wrócić Sara.
-Zawsze.
Złączyła ich usta na długie parę sekund nim razem z resztą wyszła, zostawiając Karę ze łzami w oczach i słowami, które utknęły jej w gardle.
Nie odpowiedziała, że też ją kocha i wiedziała, że będzie żałowała tego do końca życia jeśli wszystko nie pójdzie zgodnie z planem.
-Czemu jej nie odpowiedziałaś? – Spojrzała na Felicity, która patrzyła na nią z przyjaznym uśmiechem na ustach.-Było widać, że chciałaś więc dlaczego tego nie zrobiłaś?
-Bo się bałam. – Przyznała cicho ale nie na tyle żeby blondynka tego nie usłyszała.-Bałam się, że jak to powiem to stanie się prawdziwe a jak Sara nie wróci to nie będę mogą ze sobą żyć, bo nie poszłam z nimi.
-Wiesz, że czasami to dobrze się bać. Sara wygląda na taką co niczego się nie boi bo nie okazuje strachu ale każdy czegoś się boi. Dzisiaj pierwszy raz widziałam u niej strach. Bała się, że jak pójdziesz z nimi to cię straci. Rozumiem ją bo zawsze boję się o Olivera ale jest zbyt uparty żeby odpuścić ty to zrobiłaś bo osoba, którą kochasz cię o to poprosiła.
-Czemu z nim nie jesteś?
-Co?
-Kochasz Olivera a on kocha ciebie. Prawda, że popełnił błąd nie mówiąc ci, że ma syna ale jestem wstanie go zrozumieć. Już tyle jego bliskich osób jest w niebezpieczeństwie, że nie chciał dodawać do tego jeszcze jego. A im więcej osób by o nim wiedziało tym więcej szans, że przez przypadek dowiedziałby się o nim ktoś kto nie powinien.
Felicity wiedziała, że Kara ma rację ale z drugiej strony czuła się zdradzona przez mężczyznę, który powinien jej ufać we wszystkim bo przecież o to chodzi w związku, o zaufanie.
-Wydaje mi się, że on ufa ci ze wszystkich najbardziej Felicity ale jeśli chodzi o coś tak ważnego jak twoja krew, nawet najbliższe ci osoby czasami powinny wiedzieć mniej, pamiętaj o tym jak wróci. Czasami przeszłość trzeba zostawić za sobą i patrzeć w przyszłość.
-Jesteś w tym dobra, wiesz? – Danvers zmarszczyła brwi, nie rozumiejąc.-W przemowach. Potrafisz pomóc zrozumieć coś co było na wyciągniecie ręki osobie, która bez problemów hakuje najlepsze zabezpieczenia na świecie.
-Czasami po prostu potrzebna jest osoba z boku, która nie zna was od paru lat tak jak Diggle. Jestem nowa więc inaczej rozumiem niektóre rzeczy ale mam nadzieje, że pomogłam.
-Nawet nie wiesz jak bardzo.
Uśmiechnęła się, kiwając lekko głową. Cieszyła się, że mogła pomóc w tym momencie chociaż w takiej sprawie i na parę minut zapomnieć co się tak naprawdę dzieje. Cisco cały czas był w kontakcie ze wszystkimi ale to tak nie sprawiało, że Kara przestawała się martwić.
-Już wracają. – Powiadomił Cisco z szerokim uśmiechem.-Wszystko poszło bardzo dobrze. Cadmus już nikomu nie zrobi krzywdy bo jakieś dwie minuty temu przestał istnieć.
Odetchnęła z ulgą, wiedząc, że wszystko się udało i wszyscy są cali i zdrowi. Nie mogłaby sobie wybaczyć jakby komukolwiek coś by się stało, bo byłoby to z jej winy.
Kiedy drzwi się otworzyły a wszyscy zaczęli wchodzić do środka to Kara czekała tylko na tą jedną osobę. Gdy tylko ją zobaczyła jej serce przyśpieszyło a na jej ustach pojawił się szeroki uśmiech.
Podbiegła do dziewczyny nie używając szybkości i złączyła ich usta. Wsunęła swój język do środka gdy tylko Sara lekko uchyliła wargi. Objęła ją ramionami i przycisnęła do swojego ciała.
Czuła taką radość, że nawet nie zauważyła, że unosiła się w powietrzu z Sarą w swoich ramionach. Wszyscy patrzyli na nie z dołu z lekkimi uśmiechami na ustach, oprócz Mon-Ela, który od razu poszedł do innego pomieszczenia nie chcąc na to patrzeć.
-Też cię Kocham. – Uśmiechnęła się, pocierając swój nos o jej.-Powinnam ci to powiedzieć już wcześniej.
-Lepiej późno niż wcale Danvers. – Zaśmiała się i tym razem to ona złączyła ich usta.
Nie przeszkadzało jej to, że właśnie była w powietrzu bo wiedziała, że Kara nie pozwoli jej upaść, tak samo jak ona nie pozwoli na to swojej SuperWoman.
CZYTASZ
New Hero, New Me [SuperCanary] ✔
FanfictionKara zostaje zaatakowana przez ludzi, z którymi pracowała już parę dobrych lat. Jej życie ratuje Barry, który zabiera ją do siebie pewny, że tylko to ją uratuje. Danvers podejmuje decyzję by zostać na ziemi swojego przyjaciela co na końcu może być n...