15. Felix x Reader

4.1K 138 260
                                    

Zamówione przez szatapior

Felix x Reader
Romans

Mocny podryw

Witam. Jestem [T.I.] [T.N.]. Czarownica, niestety nie z krwi i kości. Po części jestem dumna z tego, że mimo mugolskiego pochodzenia dostałam list z Hogwartu, ale wiecie... Jednak moja rodzina nie jest w żadnym stopniu związana z magią. Nie wiem jeszcze w jaki sposób dowiedzieli się o moim istnieniu w takim razie, ale..

Mam teraz inny problem...

- Kici kici! - krzyknęłam wręcz, już nie mogąc wytrzymać z nadmiaru wewnętrznego gniewu. - Chodź tu! No chodź!

Obecnie próbuję złapać kota mojej przyjaciółki. To znaczy... Można ją tak nazwać, jest mi najbliższa. Mam pecha do czarodziejów, nawet z mojego domu, czyli Gryffindoru.

- Hej! - podbiegła do mnie moja przyjaciółka. Nie była jakoś wybitnie szczupła, dlatego nie biegła w moim tempie i przez to została w tyle. - Tam jest?

- Tak... - patrzyłyśmy obie na kota, co był wysoko na drzewie.

- Biegasz tak szybko... - powiedziała zdyszana. - Czemu nie wzięli cię do Quidditcha?

- Już ci mówiłam - przewróciłam oczami. - Jestem szybka w nogach i na miotle, ale nie kontroluję dobrze skrętów...

- Ale to kwestia miotły, co nie?

Nie słuchając jej już, zaczęłam się wspinać po drzewie. Nie możemy spóźnić się na trybuny. Niedługo mecz naszych ze Ślizgonami. Muszę kibicować naszym. Podobno wszyscy z domu dzisiejszych naszych przeciwników są naszymi wrogami. Nie zamierzam wcale robić jakiejś wielkiej rewolucji, aby ze sobą nasze domy pogodzić. Śmierdzi od nich ambicją i samolubstwem.

- Słuchasz mnie? Ej! - krzyknęła pode mną moja przyjaciółka Elisa. - Złaź, bo sobie coś zrobisz!

- A jak inaczej tego kota weźmiesz? - spojrzałam na kota i wzięłam go na ręce. I wtedy spojrzałam w dół...

Jak sama mam zejść?

Wzięłam kota pod pachę i zaczęłam ostrożnie schodzić, gałąź po gałęzi.

~•~

- No, w końcu jakieś wolne miejsce... - szepnęła Elisa pod nosem wystarczająco głośno, abym to usłyszała.

No bo wiecie... Jesteśmy już na trybunach. Można tu ogłuchnąć, tyle osób piszczy i krzyczy czy kibicuje jeszcze przed meczem. Nie rozumiałam tego za bardzo, ale już nie zadawałam pytań.

- Są! - zaczęli nagle krzyczeć na trybunach i nasza dyrektorka, profesor McGonagal, przedstawiała pokolei domy Hogwartu, naszego drugiego domu.

Po całym przedstawieniu gra się rozpoczęła. Przy okazji dosiadł się... Znaczy, nie dosiadł, a wepchnął się na miejsce obok mnie jakoś Ślizgon. Mogłabym go upodobnić do brudnego prosiaka. Trzymał z wyciągniętymi rękami do góry szal, pokazujący srebrnego węża i krzyczał na całe gardło.

Próbowałam się skupić na grze naszych. Niestety szli ramię w ramię. Już teraz nie ukrywałam swoich emocji. Bardzo chciałam, aby mój dom wygrał z tak oślizgłymi ludźmi na ziemi. Słyszałam straszne historie dotyczące Voldemorta. Mówili mi o okrutnej wojnie, która wcale nie była tak dawno...

One shots {Stray Kids} [Zamówienia ZAMKNIĘTE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz