38. Jisung x Reader

1.2K 80 51
                                    

Zamówienie dla omojtysmutkucichy

Jisung x Reader
Romans

Chorowitek

- Jestem! - zawołałam, gdy tylko weszłam do domu z zakupami.

Tak, byłam na zakupach sama. Wyjątkowo. Bo mój współlokator jest chory. Niestety. Nie jakoś obłożnie, nie ma tragedii. Ale wiecie jak to bywa z facetami. Nawet mając trzydzieści siedem stopni umierają. Nie każdy oczywiście, ale jednak.

Jisung jednak ma jeszcze inaczej. Umiera tylko wtedy, gdy mu mówię, że ma się oszczędzać w kontekście pracy. Jednak to chyba niemożliwe. Oczywiście nie ograniczam go, jeżeli chodzi o pisanie. Jednak ćwiczenia absolutnie moim zdaniem powinien ograniczyć.

Nie mam racji?

- Skarbuuuś! - usłyszałam krzyk z pokoju, gdy właśnie kładłam reklamówki na stole w kuchni.

- Momeeent! - odkrzyknęłam.

- Nieee, chooodź!

Przewróciłam oczami. Nie miałam innego wyjścia, jak pójść do niego i zobaczyć co się stało. Zostawiłam więc zakupy i szybkim krokiem skierowałam się do jego sypialni.

- Tobie chyba gorączka podrosła, skoro mnie tak nazywasz. - odparłam, gdy już zamknęłam za sobą drzwi.

- A jak cię nazwałem? - spytał zdezorientowany.

Skrzyżowałem ręce i oboje zaczęliśmy siebie badać wzrokiem. Zmierzwione usta, blade usta, nieprzytomne spojrzenie. Typowy chorowitek. Aż jeden kącik ust mi się uniósł na ten widok. Muszę to przyznać, wygląda uroczo.

- Czemu cię nie było? - zadał tym razem inne pytanie.

- Byłam na zakupach, które zwykle robimy razem, ale nie puściła bym cię ze mną gdziekolwiek.

- Ale pewnie miałaś sporo do dźwigania... - podniósł się nieznacznie, podpierając się łokciem o materac.

- Już nie udawaj takiego zatroskanego. Przyniosę termometr i...

- Chodź tuuu! - znowu zawołał, jak wcześniej, przerywając mi zarazem.

- Nie drzyj się, korniszonie. - oparłam się o drzwi.

- Będę, póki nie podejdziesz!

- Jesteś chory, Jisung, pójdę po leki!

- Nie, najpierw to podejdź! - nie posłuchałam go i wyszłam, trzaskając drzwiami.

Nadal krzyczał, ale coraz słabiej. Gdy już zrobiłam mu ciepłą herbatę z miodem i szykowałam odpowiednią tabletkę na gorączkę, zakaszlał i ucichł. Nie wiedziałam co wtedy poczuć. Zresztą kto niby może o tym decydować, skoro ja też nie mam takiej możliwości.

Inaczej mówiąc - poczułam się głupio.

Fakt, to jedynie mój współlokator i i tak dużo dla niego robię. Jednak powinnam być lepsza i nowe pracować nawet przestać go lubić. Gdy tak mnie woła, czuję takie miłe ciepełko, którego zarazem się boję.

W końcu strzeliłam sobie z liścia, żeby wrócić do rzeczywistości. Bo trzeba być tu i teraz, a nie gdzieś w świecie "na niby". Dlatego wzięłam kubek oraz tabletkę i ruszyłam znowu do jego pokoju.

Chłopak wydawał się spać. Nieco mi przez to ulżyło. Położyłam lek wraz z kubkiem na szafce nocnej i kucnęłam, aby przyjrzeć się jego twarzy. Ulga zniknęła, gdy ujrzałam, że jego poliki są nienaturalnie mokre. Nie wydawało mi się to od potu spowodowanym gorączką, ale i tak wierzchem dłoni dotknęłam jego czoła.

Bardzo ciepłe...

- Masz zimne dłonie... - szepnął lekko zachrypnięty. - To chyba ci z duszy idzie.

- Oj no weź... - zaśmiałam się bezgłośnie. - Mam dla ciebie ciepłą herbatkę z miodkiem i lek, który pomoże ci wyzdrowieć szybciej.

- Czy nazywa się to "Netflix & Chill"? - spytał, uchylając lekko powieki.

- Mmm... Nie.

- To nie chcę. - i przewrócił się na drugi bok.

No to podziwiam jego plecy.

Kurde fantastycznie.

- Yah, Jisungie! - podniosłam się z ziemi i usiadłam obok niego. - Tak nie może być, chcę ci pomóc.

- Tak mi nie pomożesz, bo musisz mnie przytulić. - odparł spod kołdry.

- Dlaczego uważasz, że to ci pomoże wyzdrowieć?

- A są dwa powody. - i wyszedł spod kołdry.

- Dawaj, jakie powody?

- Pomożesz mi fizycznie przytulasem, bo mi zimno. Ale też duchowo mi pomożesz, bo wtedy mnie moja miłość przytuli zarazem.

Mrug, mrug.

- Jisung, weź tą tabletkę. - postanowiłam zignorować to, co powiedział i sięgnęłam po kubek.

Jednak gdy się przechyliłam po naczynie, chłopak sam mnie przytulił. Aż znieruchomiałam. Wziął mnie wręcz z zaskoczenia, to nielegalne moim zdaniem.

- Takie leczenie kocham. Przytulasy lepsze od psychiatry i tabletek. - odparł z szerokim uśmiechem, który aż dało się słyszeć.

Dobra, moje serce umiera.

- Jisung, puść mnie.

- Nie.

- Jisungie!

- Ale mnie nie zostawiaj!

- Wypijesz herbatę i cię nie zostawię!

- Ale tak na zawsze!

- Na zawsze to jeszcze łyknij tabletkę!

- ... Dobra. - i chłopak mnie puścił.

Sam sięgnął po kubek i szybko popił nią tabletkę. Tak szybko to zrobił, że nie zauważyłam tego i zatopiłam się w myślach, patrząc nadal gdzieś w róg pokoju, jak zahipnotyzowana.

Miłość mojego życia?

Lek dla duszy?

Nie zostawiaj mnie?

Ale tak na zawsze?

Najchętniej bym sobie wbijała kit, że ma czterdzieści stopni gorączki i zaraz będzie widział ufo za oknem oraz będzie liczył dosłownie owce skaczące po suficie do snu. Jednak zarazem...

Nie wiem co myśleć.

Co on zrobił ze mną?

- Mogę dać ci całusa?

Wyrwał mnie z zamyślenia. Spojrzałam na niego wielkimi oczami. Jestem w coraz większym szoku i nie dowierzam z każdą sekundą co się tutaj właśnie dzieje. Jakie słowa padają, jakie wyznania, jakie prośby.

- Nie, bo jesteś chory. - odparłam oo chwili zastanowienia, znowu patrząc gdzieś w bok i chowając kosmyk włosów za ucho.

- Czyli jak wyzdrowieję to będę mógł?

- Idź spać! Bo zarobisz ode mnie tym pustym kubkiem!

- Ale mi powiedz!

- Tak! - i wstałam, biorąc szybkim kubek z szafki i wyszłam z pokoju, trzaskając drzwiami.

- TEŻ CIĘ KOCHAM! - usłyszałam jeszcze.

Nie powinnam się tak szczerzyć, prawda?

One shots {Stray Kids} [Zamówienia ZAMKNIĘTE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz